Ulga Martina, kibiców i piłkarzy. Korona obrała dobry kierunek
„Wreszcie!” – pomyśleli pewnie wszyscy zgromadzeni w poniedziałkowy wieczór na Arenie Kielc kibice, za wyjątkiem fanów Piasta Gliwice oczywiście. Potężny kamień z serca spadł fanom i piłkarzom „złocisto-krwistych”, ale kto wie, czy najbardziej nie odetchnął Jose Rojo Martin, którego powitanie z ekstraklasą przebiegło jak najbardziej przyzwoicie.
Bardzo ważny był początek starcia z tegorocznym pucharowiczem. W głowach wszystkich błądziły zapewne pytania, czy aby na pewno nowa taktyka okaże się właściwa i czy „Pacheta” nie przesadził z rotacją w składzie? Trzeba przyznać, że jeżeli chodzi o to drugie, to Hiszpan naprawdę mocno zaskoczył.
Pavol Stano zanotował pierwszy mecz poza składem odkąd jest w Kielcach z innego powodu niż kartki lub kontuzje. Tak po prostu, przez decyzję trenera. Na trybunach wylądował także inny dotychczasowy pewniak – Tomasz Lisowski.
Martinowi należy oddać, że zastępcy wyżej wymienionej dwójki spisali się bez zarzutu. Mnóstwo pochwał zebrał Kamil Sylwestrzak. Byłego gracza Chojniczanki Chojnice nie brakowało w akacjach ofensywnych Korony, a jeden z takich wypadów „Małpy” pod pole karne gliwiczan zakończył się nawet asystą przy bramce Pawła Sobolewskiego. Kto wie, może mocny oddech konkurencji dobrze podziała na będącego ostatnio w słabej dyspozycji Lisowskiego?
Bez zarzutu zagrał również Radek Dejmek. Dodatkowo walczył w „szesnastce” Piasta przy trafieniu Jacka Kiełba, czym odciągnął uwagę obrońców od „Ryby”. Czech zebrał pochwały za 45 minut meczu w Poznaniu, zebrał je także i teraz. Czyżby narodził się nowy pewniak do gry w pierwszej „jedenastce” kielczan?
Wracając do Kiełba, to tego skrzydłowego oglądało się bardzo fajnie. Zwieńczeniem jego występu była minimalnie niecelna próba przelobowania Dariusza Treli. Luz w grze ulubieńca kibiców widoczny był z daleka. Na pochwałę zasłużył też inni pomocnik, dotychczas nieco wyszydzany, a więc Mateusz Stąporski. Źle o nim po spotkaniu z gliwiczanami mogliby mówić tylko skończeni malkontenci.
Cieszyć się można było również przyglądając się organizacji powrotu do gry obronnej przez zawodników „złocisto-krwistych”. Nie było powtórki z ostatniej akcji meczu z Wisłą Kraków – wprost przeciwnie. Drużyna ze Śląska nie miała kiedy się rozpędzić, bo każdy wzorowo wracał na swoją pozycję.
Oczywiście sporo w grze Korony jest do poprawy. Karol Angielski to nie Maciej Korzym, by wygrywać pojedynki z rosłymi obrońcami po dalekich wykopach defensorów „żółto-czerwonych”. No i na minus trzeba zapisać również uraz Pawła Golańskiego. Po tym jednak, co na starcie sezonu prezentowali gracze z Kielc to naprawdę nie ma co narzekać tylko poczekać, jak trener Martin poradzi sobie w Bielsku-Białej. To już kolejny odcinek wyjazdowej ballady pt. „Jak nie teraz, to kiedy?”. No właśnie, miejmy nadzieję, że we wrzesień gracze „Pachety” wjadą z prędkością ferrari, a nie – tak jak w ligę – tocząc się jak 40-letni trabant. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale uśmiech na twarzy wywołuje.
fot. Oskar Patek/Paula Duda
Wasze komentarze
Generalnie na chwilę obecną na plus. Zobaczymy jak będzie dalej, trzymam kciuki.
Sylwestrzak pokazał, że nie będzie dziury, gdy Lisa zabraknie.
Obrona bez Stano też się nie zawaliła. Oczywiście Pavol w dalszym ciągu powinien być brany pod uwagę jako ważny członek zespołu, ale chyba powoli musi sam sobie powiedzieć, że rola wiodąca jest już dla niego za wysoko.
Widać wyraźnie, że w takim ustawieniu odżył Janota, Ryba też w porównaniu do ostatnich występów postęp o kilka poziomów. Oby tak dalej. Teraz przydałoby się zakończyć serial pt zero zwycięstw na wyjazdach, okazja prawie najlepsza z możliwych.