Słoń z Barcelony: A miało być tak pięknie...
W poniedziałek już od rana w Barcelonie można było spotkać grupki polskich fanów, którzy ściągali tu nie tylko z naszego kraju, lecz również z innych hiszpańskich miast. Oprócz samego meczu, interesowało ich również zwiedzanie miasta i jego ciekawych miejsc.
W zdecydowanej większości bardzo dumnie i godnie prezentowali nasze barwy narodowe, niejednokrotnie pozując do zdjęć z turystami z innych krajów, którzy byli ciekawi powodu przyjazdu Polaków do stolicy Katalonii. Właśnie - gdyby nie nasi kibice, to hala w Barcelonie byłaby praktycznie pusta...
Na meczu Słowenii z Egiptem widok trybun był bardzo ponury, na szczęście im bliżej meczu z Węgrami, tym tłoczniej robiło się w sektorze zajmowanym przez najzagorzalszych fanów znad Wisły. Ciężko określić łączną liczbę, ale jeśli napiszę, że było około 300-400 osób, to na pewno nie skłamię. Rytm w sektorze biało-czerwonych wybijało kilku bębniarzy, a do dopingu dołączali się także Polacy siedzący na innych trybunach. Niestety, siła dopingu malała wprost proporcjonalnie do postawy naszych zawodników na placu gry. W hali wyróżniały się grupy z Dzierżoniowa, Konina czy Kielc, a patrząc na napisy na flagach można śmiało stwierdzić, że byli tam ludzie z całej Polski. Węgrów było znacznie mniej i byli porozrzucani po całej hali, ale potrafili momentami bardzo głośno dopingować swoją drużynę.
Przed meczem doszło do małego zamieszania przy wyprowadzeniu drużyn na parkiet. Organizatorzy pomyłkowo odwrotnie założyli flagę Polski, ale dzięki interwencji trenera Jacka Będzikowskiego, udało się uniknąć większej kompromitacji. Wszystko działo się kilkadziesiąt sekund przed oficjalną prezentacją ekip.
Po spotkaniu nasi piłkarze ręczni byli bardzo zawiedzeni swoją postawą. Mocno przeżywali porażkę i ich miny były dalekie od zadowolonych.
Poniżej znajduje się zapis rozmowy Michała Kubisztala z jednym z portali, przy której uczestniczyłem jako tłumacz:
- Zespół Węgier grał dzisiaj bardzo regularnie przez cały mecz. Nie mieli przestojów w grze, utrzymywali tempo i wynik meczu zależał od naszej postawy. Raz mieliśmy krótkie zrywy i potrafiliśmy rzucić kilka bramek i stanąć twardo w obronie, a później były głupie straty i nieporozumienia w defensywie, które Węgrzy bardzo skutecznie wykorzystywali. Właśnie to spowodowało, że zbudowali przewagę i później już nie udało się nic zrobić. Moglibyśmy wygrać 5 czy 6 meczów z 10, grając przeciwko Węgrom, ale dzisiaj to oni byli lepsi.
Puste trybuny w Palau Sant Jordi
Podsumowując wczorajszy dzień – nie tak miało to wyglądać... Miała być zabawa na trybunach w hali w trakcie meczu, a po jego zakończeniu - kontynuacja w centrum Barcelony. Ta atmosfera wielkiego święta budowana przez polskich kibiców przez cały dzień na ulicach miasta, gdzieś bardzo szybko umarła wraz z końcowym gwizdkiem. Wychodząc z hali, po odjeździe „polskiego” autokaru, panująca wokół cisza była bardzo wymowna. Fakt, było już po północy, ale oprócz wiatru, nic innego usłyszeć się nie dało, nawet żaden Pakistańczyk nie pytał „Hola Amigo! Cerveza, beer?”. Metro już nie jeździło, więc trzeba było wracać na piechotę. Jednak mój spacer długo nie trwał, bo po drodze spotkałem znajomych fotoreporterów z Węgier.
Usiedliśmy przy piwku. W końcu - Polak, Węgier, dwa bratanki :)
Rafał Słoń
Wasze komentarze