Ojrzyński: Podbeskidzie zaprawione w bojach. Dobrze, że nie zwolnili Kasperczyka
W piątek na Arenie Kielc spotkają się drużyny, które w tym roku wygrały oba spotkania ligowe, a nawet nie straciły w nich bramki. – Jesteśmy w dobrych humorach, ale nie zapominajmy, że kiedyś wygraliśmy z Legią, a potem zagraliśmy do bani z Cracovią. Nie możemy teraz powtórzyć takiej wpadki – mówi trener Korony Kielce, Leszek Ojrzyński.
W żółto-czerwonej ekipie wszyscy są zdrowi, i to musi być pozytywna wiadomość dla kieleckich kibiców. Nie wiadomo jednak, czy w piątkowym spotkaniu wystąpią Piotr Malarczyk i Łukasz Jamróz, którzy w środę zagrali w meczu reprezentacji Polski U-21 z Bułgarią. – Obaj dzisiaj wracają i zobaczymy, czy będą brani pod uwagę. Decyzję podejmiemy wieczorem, a być może nawet jutro rano – tłumaczy Ojrzyński. – Inni są gotowi do gry. Wszyscy chcą wystąpić i pokazać się z dobrej strony. Mamy nadzieję, że to będzie szczęśliwy piątek dla Korony i pokonamy kolejną przeszkodę.
Podbeskidzie w tym debiutanckim sezonie w T-Mobile Ekstraklasie radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Bielszczanie zajmują szóste miejsce w tabeli, czyli plasują się tylko jedną lokatę niżej od „złocisto-krwistych”, do których tracą dwa punkty. – To dobra drużyna, jest na fali. Nie jestem zaskoczony takim obrotem spraw. Podbeskidzie to kolektyw, prawdziwa drużyna. Na początku mieli problem, żeby przystosować się do ekstraklasy, ale skorygowali błędy i dzisiaj są rewelacją rozgrywek. Pokazali, że można wygrać na Legii i Wiśle. Musimy się z nimi liczyć – mówi Ojrzyński.
Trener Korony na drużynę piątkowego rywala patrzy również pod kątem przeszłości. – Pamiętam dobrze, jak ten zespół przechodził przez różne szczeble piłkarskich rozgrywek. Kiedyś o mało co nie zanotowali spadku z pierwszej ligi, ale trener Kasperczyk podniósł drużynę i w następnym sezonie już awansowali. Byłem wtedy trenerem Odry i przegraliśmy w Bielsku, więc na własnej skórze przekonałem się, jak mocne jest Podbeskidzie – dodaje Ojrzyński.
Jak zwykle jednak opiekun Korony przede wszystkim patrzy na swój zespół. – Chcemy wyjść z tej konfrontacji zwycięsko, to chyba jasne. Jesteśmy doświadczoną drużynę, nasza wartość wzrosła. Aczkolwiek musimy mocno stąpać po ziemi. Pamiętamy wszyscy, jak wygraliśmy z Legią, a potem graliśmy z Cracovią. I pierwsza połowa była po prostu do bani. Dopiero w drugiej coś się zaczęło dziać, ale to za mało. Jesteśmy mądrzejsi o tamtą wpadkę, musimy wyciągnąć z niej wnioski – stwierdził Ojrzyński.
- Cały czas rozmawiamy i wiemy, że to bardzo ważny mecz. Wygrana z Wisłą była miła, ale dała nam tylko trzy punkty i tyle samo zdobędziemy, jeśli zwyciężymy w piątek. Musimy się zmobilizować, bo gramy u siebie. Odważnie podchodzimy do tego spotkania, ale mamy szacunek dla rywala. Podbeskidzie ma dobrze wypracowane stałe fragmenty i kontrataki. Tam każdy gra o życie, nie ma indywidualności, a siłą jest drużyna. Jeśli ktoś nawali, inny naprawi jego błąd. Musimy być uczuleni na wszystkich – dodaje Ojrzyński.
Jesienią Korona wygrała w Bielsku 3:2, ale dzisiaj na to spotkanie nie należy patrzeć. – To był inny etap rozgrywek, teraz obie drużyny są mocniejsze. Bielszczanie uczyli się ekstraklasy, to była dopiero piąta kolejka. Z tego co pamiętam mieli dwa bezbramkowe remisy za sobą i liczyli na zwycięstwo. Tymczasem po spotkaniu niektórzy na konferencji prasowej domagali się już nawet głowy trenera. Całe szczęście, że nikt go nie zwolnił. Robert Kasperczyk został w Podbeskidziu i zdołał wycisnąć z drużyny bardzo dużo – dodaje Ojrzyński.
Mecz Korony z Podbeskidziem już w piątek o godz. 18. – Jeśli wygramy, będziemy mieli 34 punkty. To by nas bardzo ucieszyło, bo praktycznie gwarantowałoby nam utrzymanie. Jest jeszcze 10 kolejek do końca, matematycznie nic nie byłoby zapewnione, ale z praktyki piłkarskiej wiemy, że powinno wystarczyć – kończy Ojrzyński.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze