Lech chwali Ruch. „Będzie trudniej niż z Cracovią”
Z Cracovią byli skazywani na porażkę, teraz są faworytem. Przynajmniej na papierze. – Tak to już jest. Przed meczem w Krakowie nikt w nas nie wierzył, teraz za to oczekiwania wzrastają – śmieje się pomocnik Korony, Grzegorz Lech. – Z Ruchem będzie jednak trudniej niż z „Pasami”. I to nie jest żadna kurtuazja z mojej strony – przestrzega.
23 kwietnia 2011 roku. Korona gra z Ruchem, na trybunach świąteczna atmosfera, mecz rozgrywany jest bowiem w Wielką Sobotę. A co na boisku? – Tracimy bramkę w 30. minucie, a później… bijemy głową w mur – przypomina pomocnik „żółto-czerwonych”. Korona mimo olbrzymiej przewagi w posiadaniu piłki jest zupełnie bezradna i przegrywa 0:1. – Nie zdołaliśmy stworzyć sobie żadnej dogodnej sytuacji do strzelenia gola – wspomina Lech.
Od tego czasu minęły ponad trzy miesiące. Zmieniło się wiele, ale w Kielcach cały czas pamiętają o tamtym – jednym ze słabszych w całej kiepskiej rundzie – pojedynku. – Trudno wymazać go zupełnie z pamięci. Niemniej jednak teraz jest już nowa runda, są nowe nadzieje, a sezon zaczął się dla nas całkiem dobrze. Jest szansa, aby rozgrywki zacząć od dwóch zwycięstw z rzędu. Trzeba tylko pokonać Ruch – mówi Lech.
Nic dziwnego, że przed poniedziałkowym meczem nie trudno o optymizm. Tym bardziej że punktem odniesienia jest nie kwietniowy mecz z Ruchem, ale zeszłotygodniowy – jak najbardziej udany – pojedynek z Cracovią. – Przed pierwszym meczem wszyscy skazywali nas na porażkę, niektórzy mówili o blamażu, my jednak pokazaliśmy pazur, zaskoczyliśmy. Teraz wszyscy będą oczekiwać tego samego – mówi Lech.
Tego samego, to znaczy zwycięstwa. To z kolei zapewniłoby Koronie pozycję lidera po dwóch kolejkach T-mobile Ekstraklasy. – Musimy podejść do tego meczu spokojnie – przestrzega jednak pomocnik „żółto-czerwonych”. – Naprawdę uważam, że w poniedziałek czeka nas trudniejszy mecz niż w ostatnią sobotę. I to nie żadna kurtuazja z mojej strony. Ruch to zespół, który potrafi urwać punkty każdemu. Na dodatek na początku sezonu „niebiescy” zazwyczaj grają lepiej niż pod koniec – zauważa były gracz Dolcanu.
Zdaniem Lecha największe atuty poniedziałkowego rywala kielczan to doświadczony trener oraz kolektyw, jaki zespół z Chorzowa prezentuje na boisku. – Wielu zawodników Ruchu gra w tym klubie od co najmniej dwóch lat. W kilku przypadkach ten staż jest zresztą zdecydowanie dłuższy. To na pewno mocna strona tej drużyny – przyznaje Lech. – To będzie cięższy mecz niż w Krakowie – powtarza raz jeszcze.
Korona ma jednak swoją receptę na Ruch. – Najważniejsze to zostawić takie serducho, jak tydzień temu. Wtedy powinno być dobrze – zdradza pomocnik Korony. W meczu z „Pasami” kielczanie zagrali ambitnie, z wielką determinacją i olbrzymią wolą walki. Ponoć w odpowiednim nastawieniu pomóc miał im film „Męska gra”, który zawodnicy obejrzeli w autokarze w trakcie podróży na sobotni mecz.
Lech bagatelizuje jednak sprawę. – Oglądaliśmy film, ale nie dorabiajmy do tego jakiejś historii. Widziałem go jednym okiem, ale to nie był żaden film z gatunku tych motywacyjnych. A że „Męska gra”? Na boisku owszem – była, ale i bez tego byliśmy wystarczająco zmotywowani. Gdyby mi ktoś włączył film „Głupi i głupszy”, to pewnie byłoby podobnie, a na boisku i tak zagralibyśmy z serduchem i po męsku – mówi.
I dodaje: – To nie filmy nas mobilizują, ale pamięć o poprzedniej rundzie. Chcemy udowodnić, że tamte wyniki, nasza gra – że to był tylko przypadek, a my wcale nie jesteśmy tacy słabi. W Krakowie nam się to udało, wykonaliśmy pierwszy krok, teraz trzeba robić kolejne. Tak, żeby nikt nie powiedział, że z Cracovią to był tylko jednorazowy wyskok.
fot. Paula Duda, Grzegorz Tatar