Strzeboński: W ekstraklasie trzeba pracować mocniej. Nie mam się czego bać
Wszedł na plac gry i podniósł poziom zespołu w ofensywie. Mowa o Miłoszu Strzebońskim, który z meczu na mecz odsłania coraz więcej swojego potencjału, ale nadal stawia pierwsze kroki w elicie. – Na pewno zaskoczyła mnie intensywność – przyznał na pomeczowym briefingu.
– Niedosyt jest bardzo duży, ale tak do tej pory było po każdym meczu. Pod koniec byliśmy blisko gola. W kluczowych momentach mamy problemy ze strzeleniem bramki. Jestem przekonany, że to się poprawi – mówił Miłosz Strzeboński po końcowym gwizdku rywalizacji z Legią. Korona przegrała 0:1, choć od 74. minuty grała w przewadze.
– Boli ten stracony gol, ale nie chodzi o wpuszczoną bramkę, bo ważniejsze są te akcje, których nie wykorzystaliśmy. Gdybyśmy to zrobili, to nikt nie pamiętałby o tym trafieniu. Mecz trwa 90 minut. Każdy pracował na to, aby wygrać, każdy chce wygrywać – przyznał.
Jedną ze zmarnowanych okazji, o których mowa, wykreował właśnie ofensywny pomocnik. W samej końcówce zawodów 19-latek mógł okrasić swój dobry występ znakomitą asystą, gdy odnalazł prostopadłym podaniem Adriana Dalmau. Hiszpan nie wykorzystał tej świetnej szansy, gubiąc futbolówkę po, wydaje się, zbędnym dryblingu. – W polu karnym, gdzie drużyna broni się w komplecie, liczą się ułamki sekund. Nie możemy go winić. Musi wyciągnąć wnioski. To była jego decyzja – zakończył.
Dla Strzebońskiego był to trzecim występ w tym sezonie PKO Ekstraklasy. Ze spotkania na spotkanie coraz śmielej poczyna sobie na placu boju. – W elicie trzeba pracować mocniej. Dostaje paręnaście minut. Nie mam się czego bać, szczególnie, kiedy przegrywamy i teraz, gdy graliśmy w przewadze – zakończył.
fot. Mateusz Kaleta