Druga bramka Dalmau nie pomogła. Korona znokautowana w samej końcówce
Korona Kielce przegrała 1:2 z ŁKS-em Łódź. Koroniarze byli stroną dominującą, jednak długo musieli gonić wynik po skutecznym rzucie karnym Ramireza. Wreszcie dopięli swego za sprawą Adriana Dalmau, a gdy wydawało się, że mogą pokusić się o zwycięstwo, choćby jednego punktu w doliczonym czasie pozbawił ich Tutyskinas.
Kamil Kuzera musiał wykazać się kreatywnością przy zestawieniu pierwszej jedenastki. Z kadry meczowej wypadli bowiem Kyryło Petrow i Piotr Malarczyk, a także, co okazało się już na kilkadziesiąt minut przed początkiem rywalizacji, Marius Briceag. Rumun zmaga się z urazem stawu skokowego.
Miedzy innymi te absencje otworzyły drzwi do wyjściowego składu Marcusowi Godinho, Mateuszowi Czyżyckiemu oraz Jackowi Podgórskiemu, czyli piłkarzom, którzy konfrontacje inauguracyjną ze Śląskiem rozpoczęli na ławce rezerwowych.
W pierwszym kwadransie Koroniarze wyszli naprzeciw oczekiwaniom kibiców, którzy mieli nadzieję od na dominację ich zespołu nad beniaminkiem ligi, który zanotował istny falstart na początku rozgrywek. Kielczanie dobrze czuli się z piłką przy nodze. Gra cieszyła zwłaszcza Ronaldo Deaconu. Pomocnik był najaktywniejszą postacią w talii złocisto-krwistych, generując serię otwierających podań, groźnych wrzutek czy strzałów.
Z czasem tempo meczu, w tym rozgrywania akcji przez gości, malało. Z tego przestoju wyrwali miejscowych sympatyków gospodarze. Gracze Kazimierza Moskala skorzystali z niezdecydowania oponentów w defensywie, wygrywając przebitki z Pogórskim i Zatorem w okolicach szesnastego metra, po czym rozprowadzili piłkę do prawej strony pola karnego, gdzie po szybkim wstrzeleniu jej w centralną strefę tej części murawy Miłosz Trojak sfaulował napastnika ŁKS-u.
Szymon Marciniak nie miał wątpliwości. Wskazał zdecydowanym gestem na "wapno", gdzie futbolówkę ustawił Ramirez. Hiszpan nie dał szans Xavierowi Dziekońskiemu, trafiając w prawy górny róg siatki i pozostawiając w bezruchu młodego golkipera Korony. W wyniku tych wydarzeń łodzianie prowadzili od 28. minuty 1:0.
Beniaminek nie odszedł jednak od swojego pierwotnego pomysłu na ten mecz, oddając prawo do rozgrywania piłki rywalom również w kolejnej fazie. Ci nie potrafili wymierne skorzystać z dłuższego czasu przy przedmiocie gry. Podopieczni Kuzery stwarzali szanse, ale w newralgicznej strefie walili głową w mur. Najlepszą sposobność do wyrównania miał przed przerwą Deaconu, ale jego świetny strzał z rzutu wolnego, równie piękną interwencją, zatrzymał Aleksander Bobek.
Jeszcze w przerwie sztab kielczan zdecydował się na jedną zmianę w składzie. Ta dotyczyła Mateusza Czyżyckiego, którego w swoim pierwszym występie od pierwszej minuty przerosły ekstraklasowe realia. W jego miejscu zameldował się Belg, Martin Remalce.
Obraz gry po zmianie stron nie uległ zmianie. To nadal Korona prowadziła grę, to nadal ona więcej kreowała. W 53. minucie przeprowadziła najpiękniejszą akcję tych zawodów, gdy dynamicznej wymianie futbolówka trafiła do Dalibora Takaca, a Słowak popisał się wyśmienitym przeglądem pola popartym znakomitym prostopadłym podaniem do Deaconu. Rumin sprawnie obrócił się w kierunku bramki i huknął na dalszy słupek Bobka. Młodzieżowiec ponownie w nadzwyczajny sposób postawił mur między słupami, zabierając pięknego gola 26-latkowi.
Golkiper łodzian bronił tego dnia jak natchniony. W dalszej części meczu przekonali się o tym także Adrian Dalmau oraz Martin Remalce. Zwłaszcza przy próbie tego drugiego każdy widz na stadionie przy Alei Unii Lubelskiej mógł odnieść wrażenie, że piłka nieubłaganie zmierza do siatki.
Korona nie rezygnowała z następnych prób. Dużo orzeźwienia wnieśli do zespołu zmiennicy, a na ich czele młodzi: Jakub Konstantyn i Miłosz Strzeboński. Decyzje Kamila Kuzery doprowadziły do sytuacji, w której jego drużyna kończyła piątkową potyczkę z trzema zawodnikami ze statusem młodzieżowca.
Nie udało się zakończyć tej rywalizacji z trzema... punktami, jednak przyjezdni dopięli swego jeśli chodzi o pogoń za choćby jednym "oczkiem" – przynajmniej tak się przez jakiś czas wydawało. W 88. minucie na bramkę swojego rodaka z pierwszej części odpowiedział tym samym Adrian Dalmau. Nowy napastnik pewnie wykorzystał "jedenastkę", która poprzedziła dość wnikliwa analiza na wozie VAR.
To był bardzo dobry moment kielczan. A kolejne miały być w odwodzie. Tak się jednak nie stało. Zamiast trzech punktów, na które można było ostrzyć sobie zęby, nie udało wywieźć się nawet jednego. Korona została znokautowana w 6. minucie doliczonego czasu, gdy skutecznym strzałem głową po centrze z rzutu rożnego popisał się Tutyskinas.
O pierwszą pełną pulę złocisto-krwiści zagrają za tydzień w Kielcach, kiedy nad Silnicę przyjedzie Górnik Zabrze. To starcie w sobotę o godz. 17:30.
fot. Mateusz Kaleta
ŁKS – Korona Kielce 2:1 (1:0)
Bramki: Ramirez 28' (rzut karny), Tutyskinas 90' (doliczony czas) – Dalmau 88' (rzut karny)
ŁKS: Bobek – Dankowski, Louveau, Flis, Głowacki – Ramirez (72’ Marciniak), Lorenc, Mokorzycki, Hoti (78’ Glapka) , Śliwa (78’ Tutyskinas) – Janczukowicz (56’ Jurić)
Korona: Dziekoński; Podgórski, Zator, Trojak, Godinho; Łukowski (Dalmau 62'), Nono (Strzeboński 73'), Takac, Deaconu (Konstantyn 62'), Czyżycki (Remalce 46'); Szykawka
Kartki: Podgórski, Deaconu – Mokrzycki