Łukowski: Wyszliśmy z założenia, że nie chcemy, aby Raków świętował u nas mistrzostwa
Korona Kielce po jego bramce pokonała lidera PKO Ekstraklasy, a jak się po kliku godzinach okazało także mistrza Polski, Raków Częstochowa. Co miał do powiedzenia po końcowym gwizdku Jakub Łukowski?
Faworyt tego starcia był tylko jeden. To dla Rakowa oczy całej piłkarskiej Polski skierowały się w kierunku Kielc, oczekując na zwycięstwo częstochowian lub "zwycięski" remis, które to wyniki przypieczętowałby zdobycie mistrzostwa kraju. Wygrana kielczan była więc najmniej oczywistym scenariuszem, dla większości obserwatorów nawet niemożliwym.
– Mało osób na nas stawiało. Wyszliśmy z założenia, że nie chcemy, aby Raków świętował u nas mistrzostwa. Było widać od początku, że wyszliśmy bez bojaźni – przyznał po mecz Jakub Łukowski.
Skrzydłowy był decydującą postacią tego pojedynku. Zdobył jedynego gola, wykorzystując rzut karny. "Jedenastka" była daleka od perfekcji. Vladan Kovacević wyczuł intencję strzelca, odbił futbolówkę, ale na tyle pechowo, że ta ostatecznie zatrzepotała w siatce. – Nie chciałem tak uderzyć. Piłka jednak wpadła do bramki. Były już lepiej uderzone karne, które nie wpadały – ocenił.
To było trafienie nr 11 w całym sezonie najlepszego strzelca Korony Kielce oraz czołowego goleadora ligi. – Cieszą mnie te bramki, tym bardziej gdy dają punkty. Za każdym razem powtarzam, że to jest praca całego zespołu. Zrobiliśmy to razem z kibicami. Stworzyli znakomite widowisko – powiedział.
Żółto-czerwoni powtórzyli po raz trzeci w historii klubu serię ośmiu meczów bez porażki z rzędu. Ekipa Kamila Kuzery ma jednak okazję, aby przebić ten próg. Z Lechem Poznań zagrają o wyśrubowanie tego wyniku. – Został jeszcze jeden mecz. Liczymy na poprawę tej serii. Wychodzimy, aby zdobyć trzy punkty bez względu na rywala – skwitował.
fot. Krzysztof Kolasiński