Niedzielan: Zagłębie faworytem? I bardzo dobrze!
- Zewsząd można usłyszeć, że Zagłębie nie leży Koronie i to ono ma więcej szans na zwycięstwo w Kielcach. Przez niektórych jesteśmy skazywani na porażkę, ale my skóry tanio nie sprzedamy. Udowodnimy naszą wartość – mówi napastnik Korony Kielce, Andrzej Niedzielan.
Wkomponował się pan już w nowy zespół? Można powiedzieć, że proces aklimatyzacji – zarówno na boisku, jak i w szatni – Andrzej Niedzielan ma już za sobą?
Andrzej Niedzielan: - Nigdy raczej nie miałem problemów z aklimatyzacją. Kilka razy już zmieniałem przecież barwy klubowe, stąd też wejście do nowej drużyny nie stanowi dla mnie większego problemu. Co do mojego wkomponowania w zespół – zawsze powtarzam, że liga rządzi się innymi prawami, niż okres przygotowawczy, stąd też ciężko teraz o jakąś ocenę. Na razie mogę powiedzieć tyle, że moja współpraca z zespołem wygląda coraz lepiej i dlatego też można z optymizmem patrzeć w przyszłość
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że w sobotę zaliczy pan debiut w „żółto-czerwonych” barwach. Czy u tak doświadczonego piłkarza jak pan, taki mecz jak ten sobotni – w nowym klubie, przy nowej publice – wywołuje jakiś dodatkowy dreszczyk emocji, czy też podchodzi pan do tego meczu, jak do każdego innego?
- Jakby ten mecz nie wywoływał u mnie takiego dreszczyku, to byłoby ze mną źle (śmiech). Każdy mecz wywołuje jakieś dodatkowe emocje i zawsze w związku z tym pojawia się jakaś adrenalina. I to bez względu na to, czy ma się 18, czy też 35 lat. Jest to mój kolejny debiut, ale znów jest inaczej, bo debiutuje przed nową dla mnie – chociaż już teraz mogę powiedzieć naszą – publicznością. Jest dreszczyk emocji i mam nadzieję, że o ile znajdzie się dla mnie miejsce w pierwszym składzie, to zaprezentuje się z dobrej strony.
Z pana przyjściem do Kielc kibice wiążą duże nadzieje. Nie obawia się pan, że tak duże oczekiwania mogą stanowić dla pana swego rodzaju obciążenie?
- Jestem doświadczonym zawodnikiem i obciążenia jako takiego raczej nie będzie. Nie jest zresztą tajemnicą, że ja nie jestem królem pola karnego, za to dużo pracuję na korzyść drużyny. Chcę jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki, a czy będę zdobywać bramki, czy też zaliczać asysty, to już jest bez znaczenia. Ważne, żeby z mojej gry korzyść miała drużyna, bo piłka nożna nie jest sportem indywidualnym. Chodzi o to, aby każdy piłkarz dawał z siebie wszystko i żebyśmy dzięki temu wygrywali mecze. To jest najważniejsze.
Trener Marcin Sasal jeszcze przed drugim obozem w Słowenii mówił, że zespół wymaga zgrania. Wspominał też, że pomocnicy muszą nauczyć się wykorzystywać pana atuty, w tym głównie szybkość i umiejętności sprinterskie. Jak ta współpraca wygląda na boisku? Z kim pan się rozumie najlepiej?
- Cały czas uczymy się siebie nawzajem. Ja uczę się gry innych zawodników, z kolei oni uczą się w jaki sposób grać ze mną. Nie ma zresztą tutaj jakiś wielkich problemów. Jesteśmy profesjonalistami i wiemy na czym nasz zawód polega. Nie wchodzę do drużyny afrykańskiej, gdzie musiałbym radzić sobie z brakiem komunikacji i niewiedzą na temat gry zespołu. Z wieloma chłopakami spotykałem się na boisku, oglądałem ich grę w telewizji, stąd też nie ma wielkiego problemu ze wzajemną współpracą. Półtora miesiąca to z jednej strony dużo, z drugiej mało, ale póki co wygląda to naprawdę nieźle. Cały czas jednak podkreślam – liga wszystko zweryfikuje, w tym także moje słowa.
Trener zapowiada, że Korona będzie grać ofensywnie. Pana, jako napastnika, taki stan rzeczy musi cieszyć?
- Mam nadzieję, że to my będziemy atakować i będziemy częściej przy piłce, ale jeśli to przeciwnicy będą mieć większy procent posiadania futbolówki, a nam uda się strzelać gole, to też nie będę miał nic przeciwko temu. Najważniejsze jest jednak to, aby wygrywać mecze.
Pierwsza okazja na zwycięstwo już w sobotę.
- Gramy u siebie i na pewno liczymy na trzy punkty w tym meczu. Tylko zwycięstwo nas tutaj interesuje. Zagłębie, z tego co słyszę wszem i wobec, jest faworytem tego spotkania. My się z tego jednak cieszymy. Udowodnimy na boisku naszą wartość. Przez niektórych jesteśmy skazywani na porażkę, ale mogę zapewnić, że tanio skóry nie sprzedamy. Chcemy zacząć dobrze ligę, a do tego potrzebne nam są trzy punkty w sobotę. Mamy podstawy do optymizmu. Prezentujemy się nieźle, ale chcemy dalej się rozwijać, i myślę, że w każdym kolejnym spotkaniu będziemy grać coraz lepiej. Nie chcę jednak wybiegać w przyszłość, bo najważniejszy dla mnie jest najbliższy pojedynek.
Mecze z „Miedziowymi” są dla pana w jakimś stopniu szczególne? W końcu trochę czasu, jako młody zawodnik, w Lubinie pan spędził.
- Kiedyś były to mecze dla mnie szczególne, ale teraz już trochę czasu od mojego odejścia z Lubina upłynęło. Na pewno będzie miło i sympatycznie, jeśli po raz kolejny dane mi będzie zagrać przeciwko byłemu klubowi. To znów powinno wywołać u mnie dodatkowy dreszczyk emocji. Wprawdzie ostatniego pojedynku z Zagłębiem nie wspominam dobrze, bo doznałem tej paskudnej kontuzji ( pierwszego złamania kości jarzmowej – przyp. red.), ale wcześniej bywało raczej fajnie. Nawet bramki im strzelałem (śmiech). Cieszę się, że ten pierwszy mecz w Koronie gram akurat przeciwko Zagłębiu.
Jakiego przyjęcia ze strony kibiców spodziewa się pan w sobotę?
- Mam nadzieję, że publiczność dopisze, że będzie pełen stadion dopingujących nas kibiców. Nie składam żadnych deklaracji na wyrost, stąd też nie mogę zapewnić, że strzelę gola. Jedno jest pewne – zawsze, kiedy wychodzę na boisko daję z siebie 100 procent. Jeżeli publiczność nam pomoże, a my zostawimy na boisku nasze serce, ambicje i zaangażowanie, to trzy punkty powinny zostać w Kielcach.
Rozmawiał Grzegorz Walczak.
Wywiad przeprowadzony we współpracy z portalem www.mks-korona-kielce.pl.
fot. korona-kielce.pl
Wasze komentarze