Mentalność to 70% sukcesu. Wielkość kadry nie równa się jeden do jednego z jakością
Choć runda jesienna w ligach piłkarskich zakończyła się, zimowa przerwa dla jest intensywnym czasem w roku. Meczów co prawda nie ma, ale w klubowych gabinetach rozpoczynają się przymiarki transferowe. Na brak pracy nie narzeka też kielczanin Wojciech Śmiech, który odpowiada nie tylko za wzmocnienia jako dyrektor sportowy trzecioligowego ŁKS-u Probudex Łagów, ale także sam współpracuje z agencją menadżerską Grzegorza Rasiaka. A do tego organizuje jeszcze kursy szkoleniowe dla skautów, trenerów i analityków piłkarskich.
27-latek może pochwalić się już kilkoma ciekawymi transferami do beniaminka trzeciej ligi. Modelowo rozwijają się też kariery piłkarzy, których pilotuje - Jakub Stolarczyk jest bardzo ceniony w Leicester City, a w Adriana Sandacha mocno wierzą kibice Korony Kielce. W jego kontekście też dużo mówi się już o transferze zagranicznym. Choć pracy jest dużo, sam też się szkoli, prowadzać kursy dla trenerów. Taki odbył się m. in. w minioną niedzielę.
Jak pogodzić te wszystkie zajęcia?
- Każde z nich wymaga sporej pracy. Jest grudzień, do tego okres pandemii. Dla kursów jest to dosyć intensywny czas. Nie możemy robić ich stacjonarnie, więc realizujemy je online. W grudniu popyt jest największy, bo ligi seniorów i juniorów przestają grać, a chęć zdobywania wiedzy ze strony trenerów, skautów czy działaczy sportowych jest duża. W całym sezonie największe natężenie pracy jest zdecydowanie w ŁKS Probudex Łagów, gdzie rozegraliśmy dwadzieścia meczów w lidze i jedno spotkanie w Okręgowym Pucharze Polski. Obecnie zbliżamy się do okienka transferowego, więc jest to intensywny czas przygotowań. Wszyscy w klubie działamy nad tym, abyśmy niedługo mogli powiedzieć, że wzmocnimy drużynę i do nowej rundy przystąpimy silniejsi. Jako agencja mamy biuro w Częstochowie i przygotowujemy obecnie kilka ruchów transferowych naszych zawodników.
Początek sezonu w roli beniaminka mieliście doskonały. Ale końcówka była już słabsza. W sześciu ostatnich meczach ŁKS Łagów odniósł tylko jedno zwycięstwo, przegrywając kilka razy wysoko - 0:3, 1:4.
- Patrząc na suche fakty, to w końcówce rundy graliśmy z samą górą tabeli, a więc drużynami, które na papierze są silniejsze od nas. Nie byliśmy faworytem, ale nie wypada przegrywać w takich rozmiarach, szczególnie grając u siebie. Wszystkie te mecze przegraliśmy wysoko: z Avią Świdnik, KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, Wólczanką i na koniec ze Stalą Stalowa Wola. Były to mecze domowe i nie ma się co dziwić rozgoryczeniu wielu osób. Takimi spotkaniami, jak chociażby z Podhalem Nowy Targ i Wisłą Puławy, rozbudziliśmy apetyty kibiców. Końcówka tej rundy to z kolei lekcja pokory, z której wyciągnęliśmy wnioski. Na pewno pozwoli nam to być przygotowanym na więcej ewentualności na rundę wiosenną. Jestem pewien, że ten trudny czas przełoży się na pozytywną reakcję i w drugiej części sezonu nie przytrafi nam się już taka seria, jak teraz.
ŁKS Probudex Łagów kończy swoją pierwszą rundę w III lidze na 10. miejscu. Satysfakcja, czy niedosyt?
- Jestem osobą ambitną i zawsze patrzę na to, aby zrobić coś ponad oczekiwania. Praca, która jest zauważalna, to taka, która daje efekty ponad wymagania środowiska. Oczywiście, że chciałbym, aby ŁKS Łagów był wyżej w tabeli, jednak rzeczywistość jest troszeczkę inna. Drużyny o lepszym potencjale ludzkim zweryfikowały nas w końcówce rundy.
Uważam, że można te pół roku zapisać na plus. Wśród beniaminków jesteśmy na pierwszym miejscu, mamy w miarę bezpieczną przewagę nad strefą spadkową, a teraz naszym celem jest przygotować się do rundy wiosennej, od samego początku punktować i piąć się w górę tabeli. Podstawowym celem, który został wyznaczony przed sezonem, jest utrzymanie. Przez pryzmat tego celu runda jest udana. Parząc jednak na nasz dobry początek, jest niedosyt, bo mogliśmy osiągnąć więcej.
Zimą szykują się zmiany w kadrze zespołu?
- Zdecydowanie użyłbym tutaj słowa wzmocnienie kadry, niż budowa. Chcemy być silniejsi na przyszłą rundę i dysponować mocniejszym składem. Niekoniecznie szerszym, bo jak się przekonaliśmy, wielkość kadry nie równa się jeden do jednego z jakością.
Latem tych transferów było sporo. Około piętnastu.
- Było to konieczne, aby wejść na poziom trzecioligowy i nie być drużyną, która walczy tylko o utrzymanie, ale prezentuje określony poziom.
Z którego transferu jest pan najbardziej zadowolony?
- Można wymienić kilka. Pierwszym jest Adam Imiela, kapitan, który nie tylko dał dużo jakości piłkarskiej, bo zdobył dziesięć bramek, ale jest także ważną postacią w szatni. W trudnych momentach nie bał się brać odpowiedzialności na siebie. Udało nam się go pozyskać dzięki jego relacji z Trenerem Ireneuszem Pietrzykowskim, który wprowadzał go w seniorską piłkę. Następny to Patryk Wilk, który do czasu kontuzji był liderem naszej linii defensywnej. Adama Mójtę pozyskaliśmy w trakcie rundy dzięki jego długoletniej znajomości z panem Prezesem Markiem Brudkiem. Dał nam niezbędne doświadczenie, które zdobył w wyższych ligach. Wśród młodych zawodników należy wymienić Kacpra Rogozińskiego, którego pozyskaliśmy z Korony Kielce i z marszu stał się podstawowym zawodnikiem naszej drużyny. Zdobył sześć bramek, zaliczył siedem asyst. Jak na młodzieżowca, w wieku 19 lat, są to świetne statystyki. Był jednym z naszych kluczowych zawodników i zrobił największy postęp. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że na testy zaprosiła go Wisła Płock. Najciekawszym transferem było przyjście napastnika Amarildo Balotelliego, który jest bardzo ceniony w Łagowie. Kibice lubią jego styl gry, bo szkoła brazylijska różni się od polskiej. Amarildo dodaje nam kolorytu w drużynie, ale zdobył też kilka ważnych, ładnych bramek.
Przydomek Amarildo – „Balotelli” – nie wziął się z przypadku.
- Przyleciał z nim już do Polski. Grając w piłkę, koledzy uznali, że jego styl gry bardzo przypomina Mario Balotelliego. Tak naprawdę nazywa się Amarildo Leirosa Júnior. „Júnior” dlatego, że tak samo nazywa się jego tata.
Jeśli będą transfery do klubu, to pewnie szykują się też odejścia.
- Pożegnaliśmy się już z kilkoma zawodnikami. Decyzje zostały podjęte już dużo wcześniej. Pod koniec listopada wiedzieliśmy już, kto odejdzie, a kto jeszcze walczy o to, aby zostać w klubie. Teraz dokładnie wiemy już, na jakie pozycje szukamy zawodników. Te poszukiwania z każdym tygodniem są coraz większe. Pracujemy dość ciężko, aby mieć dobre dojścia nie tylko w naszym województwie, ale też w całej Polsce i poza granicami kraju. Nie ukrywam, że w tym okienku mogą pojawić się też wzmocnienia zawodnikami zagranicznymi. Ważne, aby ci piłkarze mieli określoną jakość – tak, jak Amarildo. Przyszedł do nas z Portugalii i zdobył kilka punktów, które na koniec sezonu mogą okazać się kluczowe.
Jaki plan ma ŁKS Łagów na zimową przerwę?
- Wracamy do treningów prawdopodobnie 8 stycznia. Będzie kilku sparingpartnerów. Udało się nam dogadać z m.in. Skrą Częstochowa, a także z Wieczystą Kraków, a więc klubem, w którym występuje Sławomir Peszko i Radosław Majewski.
Będzie okazja sprawdzić się na tle wymagających rywali.
- Sparingi będą na pewno wartościowe. Oprócz wspomnianych wyżej notowanych rywali zagramy też z Siarką Tarnobrzeg, która występuje w tej samej lidze, co my. Plan sparingów jest dograny w taki sposób, aby zweryfikować, na jakim poziomie jesteśmy w porównaniu do drużyn z wyższych lig, ale również przygotować się do ligi.
Jaki cel stawia sobie ŁKS Łagów na rundę wiosenną?
- Cel dalej się nie zmienia, tym podstawowym jest utrzymanie w lidze. Podchodzimy z pokorą, ale Pan Prezes Marek Brudek, trener Ireneusz Pietrzykowski i ja jesteśmy ambitnymi osobami i chcielibyśmy, aby to miejsce było jak najwyższe. Jeśli dobrze wejdziemy w rundę, zaczniemy regularnie punktować, to ta pewność siebie będzie rosła.
ŁKS Probudex Łagów rozwija młodych zawodników, ale kariery robią też piłkarze z którymi współpracujecie w agencji menedżerskiej. Jakub Stolarczyk pojechał z Leicester City na mecz Ligi Europy z Zorią Ługnańsk. Doświadczenie bezcenne.
- Zdecydowanie tak. Kuba nie miał nawet czasu, aby się tym nacieszyć, bo od razu po powrocie wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Chelsea Londyn U-23. Wrócił z Ukrainy, przespał się chwilę i znowu wsiadł do autokaru. To ogromna duma dla mnie, bo po to pracuje się w piłce nożnej, aby oglądać swoich podopiecznych na największych stadionach i w największych ligach. To oczywiście pierwszy, mały krok, bo Kuba był rezerwowym w Lidze Europy, a nasze cele są dużo wyższe. Już te małe kroki dają dużą satysfakcję i pokazują, że obraliśmy dobry kierunek. Z Kubą współpracuję od jego 13 roku życia. Widziałem jego zwycięstwa, ale też porażki oraz trudne momenty. Ma niesamowity charakter, ciężko pracuje na to, co ma i jest też bardzo pokornym chłopakiem. Tak go wychowali rodzice, którzy mocno stąpają po ziemi i go wspierają. Duża ich zasługa, że Kuba jest w tym miejscu, w którym jest. Ja natomiast nie zadowalam się częścią sukcesu. Chcemy iść dalej i wierzę, że o Kubie usłyszymy niedługo w kontekście gry w Premier League oraz kadry narodowej.
Przyszłość Jakuba Stolarczyka wiąże się z Leicester City? Na wiosnę podpisał nowy, długi, trzyletni kontrakt z tym klubem.
- Na pewno tak. Rekomendację Kubie wystawił pierwszy trener Leicester Brendan Rodgers. To już jego drugi kontrakt z Leicester, bo pierwszy – także z pierwszą drużyną - podpisywał, gdy przychodził do drużyny U-16. Bardzo cieszy nas, że Leicester wiąże z nim duże nadzieje. Kuba jest w klubie bardzo doceniany i lubiany. Kiedy do zespołu przychodzą nowi młodzi zawodnicy, trenerzy stawiają Kubę jako wzór. Przychodzi pierwszy do klubu, wychodzi ostatni, dużo pracuje indywidualnie. Jego pozycja w zespole jest wysoka, co obrazuje też fakt, że w drużynie U-18 był kapitanem drużyny. To nie jest codziennością, że w zespole młodzieżowym opaskę dostaje cudzoziemiec. Otrzymał także nagrodę „Scholar of the Year”, która była przyznawana na oficjalnej gali Premier League. To nagroda, w której 50% stanowią sukcesy sportowe, a drugie 50% edukacyjne. Kuba szybko złapał język angielski, nie ma problemów z komunikacją. Cieszy nas, że jest w klubie doceniany. Leicester ma też możliwość przedłużenia tej umowy o kolejny rok.
To niewiarygodne, że Kuba trafił do tak wielkiego klubu prosto z A-Klasowego Piasta Chęciny.
- Leicester było wtedy nowym mistrzem Anglii. Transfer z A-Klasy do mistrza Premier League nie przytrafi się jeszcze przez długi czas. Nie wiem, czy coś takiego miało w ogóle wcześniej miejsce w historii polskiej piłki. Kuba poleciał pierwszy raz do Leicester na testy, kiedy miał 14,5 roku. Wszystko pilotował Grzegorz Rasiak. Po jego trzeciej wizycie było wiadome, że Leicester zdecyduje się na jego transfer, ale musieliśmy poczekać, aż ukończy 16 lat, bo dopiero wtedy zawodnik może zmienić federację. To była jedyna przeszkoda, przez którą Kuba nie trafił wcześniej do Leicester.
Pierwszy raz widziałem Kubę w 2014 roku, kiedy miał 13 lat na test-meczu w Nowinach, organizowanym przez stowarzyszenie Football Trial na czele z Rafałem Kwietniem. Występował z zawodnikami dużo starszymi, ale to, co go wyróżniało, to mentalność. Umiejętności bramkarskich brakowało dużo. Nie był to wybitny mecz w jego wykonaniu, ale zaimponował mi tym, że choć był najmłodszy na boisku, dyrygował obrońcami i wpuszczone bramki nie powodowały spadku jego pewności siebie. Cały czas starał się wpływać na drużynę i podnosić kolegów na duchu. To niecodzienne w tak młodym wieku.
Jakub Stolarczyk to nie jedyny młody bramkarz, którego prowadzicie.
- Skauting bramkarzy sprawia mi dużą przyjemność. Kiedyś sam grałem na bramce, totalnie amatorsko. Mam duży sentyment do tej pozycji i nie będę ukrywał, że lubię oglądać treningi bramkarskie. Uważam, że jeśli chodzi o polską szkołę bramkarską, to jesteśmy w czubie Europy. Widać to chociażby po ilości bramkarzy, jacy wyjeżdżają każdego roku do akademii angielskich, włoskich, niemieckich. Warto podkreślać, że jesteśmy doceniani na zachodzie. Ludzie z klubów europejskich znają polską szkołę bramkarzy. Wiedzą, że 16-17-latkowie, przychodząc do akademii, będą dobrze przygotowani technicznie. Myślę też, że łatwiej sprzedać bramkarza, niż zawodnika z pola. Na tej pozycji mamy w Europie zbudowaną już renomę.
Za Adrianem Sandachem udana runda w Koronie Kielce? Rozegrał 11 spotkań w III lidze oraz 6 w Centralnej Lidze Juniorów.
- Adrian podpisał niedawno nowy kontrakt z Koroną Kielce, ponieważ uznaliśmy, że to dla niego dobre miejsce. W wieku 16 lat występuje w III lidze. Od praktycznie roku jest członkiem pierwszej drużyny, co ma ogromny wpływ na jego rozwój.
Jakie cele stawia sobie na drugą część sezonu?
- Idealnie byłoby, gdyby udałoby się zadebiutować w pierwszej drużynie Korony Kielce. Zobaczymy, na jakim miejscu będzie drużyna na koniec sezonu. Może okazać się, że nie będzie groził jej spadek, ale również strata do baraży będzie na tyle duża, że ciężko będzie o nie walczyć. Wtedy szansę mogą dostać młodzi zawodnicy. Oczywiście celem jest, aby Adrian wywalczył sobie to miejsce na treningu i dobrymi występami w drużynie rezerw. Musi pokazać, że jest gotowy do gry mimo, że ma 16 lat. To cel numer jeden, ale dość trudny. Gdyby Adrian już teraz był gotowy do gry, to dziś nie rozmawialibyśmy o Koronie Kielce, ale o Realu Madryt. To wciąż młody chłopak.
W prowadzeniu bramkarzy dla mnie główną rolę odgrywa mentalność. To 70% sukcesu. Zarówno w przypadku Kuby, jak i Adriana, ta mentalność jest na bardzo wysokim poziomie. Swoje pierwsze treningi bramkarskie Adrian odbył w wieku 14 lat. To bardzo późno, jak na bramkarza. Kiedy widziałem go pierwszy raz w meczu, nie miał za sobą jeszcze żadnego treningu bramkarskiego. Moim celem było wyobrażenie sobie, jak rozwinie się jego kariera, jeśli dostanie do swojej dyspozycji wszystkie potrzebne instrumenty. Zdecydowaliśmy się na Koronę Kielce U-15 prowadzoną przez Macieja Śmiecha i Michała Stachurę. Dodatkowym atutem były treningi w szkółce bramkarskiej Keepermania, które prowadzili Artur Wierzba i Rafał Kwiecień. To oni uczyli Adriana podstawowych technik bramkarskich.
Adrian Sandach mógł podążyć śladami Kuby Stolarczyka. Był na testach w Manchesterze United.
- Najwięcej czasu spędził z drużyną U-18, ale odbył też treningi z zespołem U-23. Cały czas przyglądał mu się trener bramkarzy pierwszej drużyny Manchesteru United. Duża tu zasługa Grzegorza Rasiaka, który dzięki swoim kontaktom zorganizował dla Adriana testy. Szansa była przed nim spora, ale plany trochę pokrzyżował nam COVID-19. Nie będę ukrywał, że w marcu mieliśmy zaproszenie z dwóch mocnych akademii w Europie. Granice niestety były pozamykane, więc nie było możliwości wyjazdu. Na teraz skupiamy się na Koronie Kielce i trzymamy kciuki, aby Adrian jak najszybciej w niej zadebiutował.
Dba pan o rozwój nie tylko piłkarzy, ale i trenerów. W niedzielę odbył się kurs dla analityków piłkarskich.
- Do tej pory wszystkie kursy, jakie organizowaliśmy, były kursami skautingowymi połączonymi z networkingiem. 13 grudnia zorganizowaliśmy kurs, który był skierowany do analityków. Chcemy rozszerzać swoją ofertę ale również samemu się rozwijać. Podczas kursów online mamy zaproszonych gości z zagranicy. Tym razem byli to szef skautingu drużyny rumuńskiej FC Voluntari Gabriel Glavan oraz szef akademii mistrza RPA Mamelodi Sundowns FC a zarazem analityk drużyn RPA U-18 i U-20 Shawn Bishop. Co mnie bardzo cieszy, weszliśmy także we współpracę z platformą InStat. Każdy uczestnik naszego kursu otrzymuje darmowy, miesięczny dostęp do niej. To zasługa Jacka Osadnika, który jest przedstawicielem firmy w Polsce. Bardzo cieszymy się, że nasz projekt pod nazwą Football Networking został zauważony przez tak dużą międzynarodową platformę, a korzystają z niej największe kluby świata.
Trzeba przyznać, że kluby w Polsce coraz chętniej sięgają po analityków. Zwiększa się też świadomość na temat skautingu.
- Skauting rozwija się w Polsce zbyt wolno, ale się rozwija. Cieszy, że mamy w tym temacie coraz większą świadomość. Coraz więcej ludzi podchodzi do skautingu, jak do inwestycji, a nie na zasadzie wydawania pieniędzy na jakiś departament w klubie, który może okazać się niepotrzebny. Skauting powinien być inwestycją, która zwróci się kilkukrotnie, ale do tego potrzeba czasu i cierpliwości. Tego często brakuje w polskich klubach. Mam nadzieję, że pokolenie młodych ludzi, które wchodzi do piłki nożnej spowoduje, że skauting w Polsce będzie rozwijał się coraz szybciej.
Rozmawiał: Mateusz Kaleta
fot: archiwum prywatne Wojciecha Śmiecha, Kamil Bielaszewski / ŁKS Łagów
Wasze komentarze