Kiełb: Sami sobie jesteśmy winni
– Wydaje mi się, że gdybym zachował spokój w tych sytuacjach i bardzo wycelował w róg, to piła znalazła by się w siatce… Ale ja chciałem za szybko i zbyt nerwowo. Muszę włożyć w to więcej spokoju, bo czasami zbyt bardzo chcę strzelić – podsumował Jacek Kieb
Poniedziałkowego wieczoru kibice Korony byli świadkami wyrównanego i dobrego widowiska. Niestety tego dnia lepsi o jedną bramkę okazali się piłkarze Legii. – Sami sobie jesteśmy winni za tę porażkę. Gdybyśmy wygrali, bylibyśmy bardzo szczęśliwi i praktycznie zapewnilibyśmy sobie utrzymanie. Teraz musimy się klepnąć w pierś – powiedział Kiełb.
„Ryba” w spotkaniu z Legią nie wykorzystał kilku dogodnych okazji na zdobycie gola. Dlaczego? – Wydaje mi się, że gdybym zachował spokój w tych sytuacjach i bardzo wycelował w róg, to piła znalazła by się w siatce… Ale ja chciałem za szybko i zbyt nerwowo. Muszę włożyć w to więcej spokoju, bo czasami zbyt bardzo chcę strzelić. Gramy o utrzymanie i to wywiera na nas ogromną presję – zaznaczył.
Czy po tym meczu morale kielczan opadną? – Na pewno nie! Trener powiedział, że zagraliśmy dobry mecz. Gdybyśmy coś strzelili, teraz byłbym uśmiechnięty, a tak trzeba spuścić głowę, zachować pokorę, jechać na Wisłę i walczyć do końca – stwierdził reprezentant Polski.
Już w piątek kolejne ważne i arcytrudne spotkanie. Tego dnia Korona będzie próbowała wydrzeć punkty pretendentowi do zdobycia Mistrzostwa Polski, Wiśle Kraków. – My jedziemy tam po zwycięstwo. Nie mamy zamiaru grać z Wisłą tylko o jeden punkt… Mnie interesuje tylko wygrana. Myślę, że najbliższy mecz będzie podobny do tego z Legią. Będziemy grać otwarty futbol i oczywiście nie zamkniemy się na dwudziestym metrze, by zagrać na „zero”… My lubimy otwartą grę. Wiedzieliśmy o tym, że z Legią będziemy wchodzić w wymianę ciosów i tak samo będzie z Wisłą Kraków – zakończył Kiełb.
Fot. Paula Duda/Oskar Patek