A tak swoją drogą... Trenerze Pacheta – nie tak to powinno wyglądać
Ponad tydzień temu przekonywałem i tłumaczyłem, dlaczego Jose Rojo Martin nie powinien dalej trenować złocisto-krwistych. Wtedy gdzieś w tle głowy przewijała się myśl, że Hiszpan może jednak nie dogadać się z Koroną lub – prędzej – że to ona z niego zrezygnuje. Ale takiego obrotu spraw, jaki nastąpił, zupełnie się nie spodziewałem. Dzisiaj, po wszystkim, trudno mi czuć do Pachety jakąkolwiek sympatię.
Większość kibiców była przekonana, że Hiszpan pozostanie na stanowisku trenera. Ja też. Co więcej, podejrzewam, że i w klubie ze Ściegiennego myśleli identycznie.
Wszystko zmieniło się wraz z informacjami, jakie napłynęły do nas z Półwyspu Iberyjskiego. Wtedy zapaliło się światełko, że coś tutaj nie gra.
I rzeczywiście, z boku wygląda to mało ciekawie. Skoro do Pachety przez ostatnie dni nie mógł się dodzwonić nawet jego najbliższy współpracownik z Polski – tłumacz, sami przyznacie – jest to mocno zastanawiające. Klub miał z nim kontakt tylko mailowy. Przedłużające się negocjacje z Koroną wskazują na to, że Hiszpan mógł grać na dwa fronty. Czyli: rozmawiam z Herculesem, ale jak mi nie wyjdzie, to wrócę do Polski.
Jakiejś tam Polski.
Z bólem serca to stwierdzam, ale wygląda to tak, jakby Korona bardzo prosiła się Pachetę o dalszą współpracę, mimo że ten wcale nie chciał jej kontynuować. Dziwne to, i smutne zarazem, biorąc pod uwagę fakt, że Martin w Kielcach naprawdę niewiele zrobił dobrego.
Po zakończeniu sezonu słyszeliśmy z jego ust, że Pacheta bardzo chce dalej pracować w Koronie, że widzi w niej przyszłość. Mówił o potencjale, jaki wykazuje drużyna. Zgodnie z jego życzeniem, z klubu pozbyto się kilku zawodników – m.in. Stano, Lisowskiego czy Lenartowskiego. Może nie pasowali mu do koncepcji, może nie potrafił się z nimi dogadać... Trudno orzec. Podziękowano im, choć – wszyscy pewnie mamy takie wrażenie – inny trener mógłby chcieć ich zatrzymać. I przede wszystkim, że moglibyśmy mieć z nich jeszcze wiele pożytku.
Pacheta wiedział, że kolejny sezon w polskiej ekstraklasie startuje tuż po mundialu. Że czasu jest niewiele, a przygotowania rozpoczną się w połowie czerwca. Nic sobie jednak z tego nie robił. Myślał egoistycznie, przedłużając „negocjacje” do ostatecznego terminu.
Gdyby zasygnalizował chęć powrotu do Hiszpanii wcześniej, Korona miałaby więcej czasu na poszukiwanie następcy. To oczywiste i Martin na pewno zdawał sobie z tego sprawę. Jako jednak że Koronę traktował jako propozycję drugiej kategorii, to miał to – delikatnie mówiąc – w nosie.
Nie tak powinien zachowywać się facet z zasadami.
Ktoś może zaśmiać się w tym momencie, stwierdzając, że to głupie i naiwne spostrzeżenie na sprawę. Bo sport to biznes i każdy myśli tylko o sobie - walczy o jak najlepsze warunki do pracy, o jak najlepszą umowę. Żeby to jemu było dobrze. Może to i prawda, ale nic nie poradzę na to, że na futbol patrzę inaczej. Dla mnie to coś więcej niż tylko biznes.
Dlatego boli mnie, gdy widzę, jak Pacheta zlekceważył Koronę. Twierdziłem, że propozycja nowego kontraktu dla Hiszpana była błędem. Dzisiaj wiem, że to zbyt łagodne określenie.
Mieliśmy ostatnio szczęście do trenerów, którym Korona naprawdę leżała na sercu. Włodzimierz Gąsior, Marcin Sasal i Leszek Ojrzyński – każdy z nich, do dzisiaj, o złocisto-krwistych barwach wypowiada się w samych superlatywach. Widać, że czują sentyment. Do klubu, miasta i kibiców.
Pacheta też tak twierdził, ale jak się okazało – zakłamywał rzeczywistość. Ludzie są różni, niektórzy nie patrzą dalej niż na czubek własnego nosa. Akceptuję to, ale szacunkiem obdarzam tych, co są zdecydowanie bardziej dalekowzroczni. I przede wszystkim – szczerzy.
Dlatego Hiszpanowi nie życzę źle, niech mu się wiedzie we własnym kraju. Ale na pewno nie będę czuł do niego sentymentu. Korona za Martina nie zrobiła nic, byśmy mogli o niej pamiętać przez dłuższy czas. Tak jak już twierdziłem wcześniej – była mdła, nijaka, bez charakteru.
Toteż jestem pewien, że gdy za kilkadziesiąt lat będę wspominał, co takiego działo się na początku XXI wieku w Koronie, przy nazwisku Pachety pewnie zatrzymam się na chwilę, ale tylko po to, by stwierdzić, że jego zatrudnienie było całkowitym nieporozumieniem.
Dzisiaj mam nadzieję, że jego następca będzie inny - będzie czuł dumę, że trenuje Koronę. I nie porzuci jej przy byle pierwszej okazji, dla zespołu z trzeciej ligi hiszpańskiej...
Tomasz Porębski
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze
jest możliwe, że Michniewicz wyląduje w BB a LO w Koronie, ale wszystko się dziś wyjaśni
Swoją drogą Ojrzyński też mówił, że dał Podbeskidziu słowo, że będzie u nich dalej pracował, a teraz gada, że "telefonu nie wyłącza" jakby Korona jednak zadzwoniła. Dopóki nie podpisane, nie ma żadnych ustaleń, nauczcie się tego dzieciaki.
Co się facetowi dziwicie??
Samego Pachetę ja osobiście oceniam bardzo przeciętnie. Facet być może miał jakiś warsztat, tyle że by go wykorzystać trzeba współpracy dwóch stron. Ale wg mnie strefa gdzie zawiódł najbardziej, to strefa przygotowania fizycznego i mentalnego. To jak wiosną wyglądaliśmy, kiedy Pacheta miał całą zimę na poukładanie klocków na swój sposób było żenujące.
Oby następca, ktokolwiek to by był, potrafił lepiej się porozumieć z drużyną. Jeśli miałby to być obcokrajowiec to jedyny pozasportowy warunek jaki koniecznie musi spełniać - język angielski w stopniu komunikatywnym i obowiązkowo szkoła języka polskiego, by w 2015 roku już na proste pytania odpowiadać po polsku.
łapcie, czytajcie i uczcie się pisać 'redaktorzy' cksportu
A generalnie Petrow - mvp mistrzostw juniorów z 2009r, kazachowie obaj reprezentanci swojego kraju. Być może problem tkwił w podejściu, inny trener być może byłby w stanie z nich wycisnąć dużo więcej.
W.L. wszystko ma pod kontrolą.