Krajobraz po Zagłębiu: plan minimum wykonany
Zarówno w przerwie, jak i po meczu piłkarze Korony przyznawali, że głównym założeniem przed spotkaniem z Zagłębiem Lubin jest przynajmniej remis. Wiadomo – zwycięstwem nikt by nie wzgardził, ale biorąc pod uwagę fakt, że lubiński stadion nie jest ulubionym miejscem „złocisto – krwistych” wydawało się, że koncepcja ta jest całkiem rozsądna.
Do meczu z rozpaczliwie broniącym się przed spadkiem zespołem kielczanie przystąpili jednak znacząco osłabieni. Trener Jose Rojo Martin nie mógł skorzystać z Pawła Golańskiego, Vlastimira Jovanovica i Vanji Markovica, a więc piłkarzy, którzy zwykle stanowili o sile Korony. Zastąpili ich, na prawej stronie defensywy Piotr Malarczyk, a w miejsce bałkańskiego środka pola pojawił się eksperymentalny duet Kyryło Petrow - Marcin Cebula.
Mecz rozpoczął się do ataków gospodarzy. Finaliści Pucharu Polski nie tylko dłużej utrzymywali się przy piłce, ale również dużo częściej oddawali groźne strzały w kierunku bramki strzeżonej przez Wojciecha Małeckiego. Na wszystkie groźne rajdy Miłosza Przybeckiego i uderzenia z drugiej linii Arkadiusza Piecha Korona była w stanie odpowiedzieć jedynie strzałem głową Sergieja Chiżniczenki i to dopiero w 34. minucie.
Po stronie Korony kulało przede wszystkim rozegranie piłki. Duet środkowych pomocników nie funkcjonował tak, jak powinien. Widać było, że para Petrow – Cebula gra ze sobą po raz pierwszy. Brak kreatywności w środku pola irytował też trenera „Pacheta”, który wielokrotnie wzywał do siebie szczególnie młodego piłkarza i przy linii bocznej udzielał mu wskazówek. Trudno natomiast mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do środkowych obrońców. Zarówno Pavol Stano, jak i Radek Dejmek nie popełniali karygodnych błędów, a ten drugi mógł nawet strzelić bramkę, kiedy po dośrodkowaniu Michała Janoty dobrze odnalazł się w polu karnym gospodarzy.
Rozumiem założenie kielczan, których głównym celem było utrzymanie bezbramkowego wyniku. Jednak mimo to martwi fakt, że nie postanowili oni choć przez chwilę zaryzykować i próbować zdobyć bramkę. Maciej Korzym, jak i partnerujący mu w linii ataku Sergiej Chiżniczenko byli totalnie pozbawieni podań i wsparcia od reszty zespołu. Mecz w Lubinie był kolejnym, w którym Paweł Sobolewski potwierdził swoje coraz większe aspiracje do ławki rezerwowych. Niewiele dało też wprowadzenie na boisku Sergija Pilipczuka, który jedynie dobrej woli sędziego Musiała zawdzięcza to, że nie zakończył tego spotkania przedwcześnie z czerwoną kartką na koncie.
Już w najbliższą niedzielę Korona zmierzy się na Kolporter Arenie z Podbeskidziem Bielsko – Biała. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego wyrastają w tej rundzie na prawdziwych „Rycerzy Wiosny” i bez wątpienie nie będzie to łatwy pojedynek. Niedopuszczalna będzie więc taka ignorancja przeciwnika jak w czasie spotkania z Widzewem, ale również taka bierność w ataku jak w meczu z Zagłębiem.
Wojciech Staniec 2
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Chłopaki będą się chcieli przypomnieć
przyszłemu trenerowi.
Młodemu przydałby się do pomocy inny partner, taki, który by mu podpowiedział, pomógł w ustawieniu bo tym razem zupełnie środek nie funkcjonował. Zagłębie jak już miało piłkę w środku pola to zazwyczaj dopiero Stano i Dejmek stanowili pierwszą poważną przeszkodę. Najwyższy czas się obudzić, najbliższe dwa mecze będą decydujące o tym, czy można będzie w spokoju szykować się na następny e-klasowy sezon czy trzeba będzie drżeć do końca o utrzymanie.
Petrow,Chiżniczenko i Pyłypczuk
powinni odpoczywać do końca tej
rundy,bo pożytek z ich gry żaden.
Szansę gry powinien dostać Janiec
Gołębiewski i Przybyła.
drugi raz w tą samą rzekę?? wątpię.
pracę w Koronie i wtedy będzie Go za
nią ocenić.
Ojrzyński na to zasługuje jak żadem Jego
poprzednik.
Szkoda gadać.
Ile lat minęło za czym VIVE stanęło na podium. Tyle że i zawodnicy i trener a przede wszystkim właściciel
ma poukładane pod sufitem i nie miesza sportu z polityką.Przeczytajcie sobie motto SERVASA i będziecie wiedzieli jak dojść na szczyty.