Zwycięzców się nie sądzi. Tylko ten (brak) styl(u)...
Dopiero w czwartym wiosennym spotkaniu udało się zdobyć piłkarzom Korony Kielce komplet punktów. Podopieczni Jose Rojo Martina szczęśliwie pokonali na własnym boisku Lechię Gdańsk 1:0. Niewątpliwie nie była to potyczka, która porwała kibiców z krzeseł i spowodowała mocniejsze bicie serca wśród żółto–czerwonych sympatyków.
Trener Pacheta zdecydował się na kilka zmian w stosunku do poprzedniego, wyjazdowego meczu z Górnikiem Zabrze. Do składu wrócili pauzujący za kartki Paweł Golański i Vanja Marković. Hiszpański szkoleniowiec zrezygnował też z ostatnio gorzej dysponowanego Pavola Stano, a jego miejsce na boisku zajął Piotr Malarczyk. Mecz na ławce rezerwowych rozpoczął również ukraiński skrzydłowy - Serhiy Pyłypczuk. Do pierwszej jedenastki oddelegowany został Przemysław Trytko.
Pierwsze 45 minut to ewidentna dominacja gości z Gdańska. Podopieczni Michał Probierza nie tylko dłużej utrzymywali się przy piłce, ale także stworzyli sobie kilka okazji do strzelenia bramki. Najgroźniej zaatakował Piotr Wiśniewski, którego uderzenie z rzutu wolnego trafiło w poprzeczkę.
Na nic zdały się też przedmeczowe zapowiedzi trenera „Pachety”, który przekonywał, że jego podopieczni od początku meczu atakować będą wysokim pressingiem i pokażą, że to właśnie im należy się zwycięstwo. Rzeczywistość okazała się – niestety - inna. Fakt, kielczanie momentami próbowali wysoko podejść do przeciwników, lecz defensorzy Lechii nie mieli problemów z wyprowadzaniem piłki spod własnej bramki. Za atakującymi nie podążali obrońcy i powodowało to duże odstępy pomiędzy formacjami.
W barwach gości bardzo aktywny był Stojan Vranjes, który nie tylko zaliczył wiele istotnych przechwytów, ale również kilka razy mądrze rozegrał piłkę. Zaniepokojony obrazem meczu hiszpański szkoleniowiec Korony zdecydował się w przerwie na zmianę. W miejsce Vanji Markovica na boisku pojawił się dużo bardziej ofensywnie nastawiony Michał Janota. Były piłkarz Feyenoordu Rotterdam ustawiony został obok bardzo dobrze dysponowanego Vlastimira Jovanovicia i jego działania skupiły się przede wszystkim na rozruszaniu gry kielczan w ataku.
Wraz z pojawieniem się na murawie pomocnika, zmianie uległa też sytuacja na boisku. „Janot” uporządkował grę w środku pola, nie bał się też brać na siebie odpowiedzialności. Bez wątpienia można zgodzić się z trenerem, który właśnie w nim i Jovanoviciu widział architekta piątkowego zwycięstwa.
Na pochwałę zasługuje też cała linia defensywna kieleckiej Korony. Pomimo tego, że Lechia stworzyła sobie kilka sytuacji, to trudno winić o to obrońców. Bez zarzutu współpracował duet stoperów. Nie można też mieć pretensji do „Jovy”. Nie tylko strzelił on zwycięską bramkę, ale również był jednym z najaktywniejszych piłkarzy na boisku.
Jeżeli do gry obronnej nie można mieć zastrzeżeń, to po raz kolejny kulała za to ofensywa. Brak pomysłu na rozegranie akcji doprowadzał widzów zgromadzonych tego dnia na Kolporter Arenie do irytacji. Dziwiła koncepcja gry długą piłką na najbardziej wysuniętego Trytkę. Pominięcie środka pola tylko ułatwiało zadanie obrońcom Lechii, którzy bez trudu radzili sobie z rosłym napastnikiem. Niezbyt dobra była też gra skrzydłowych. W kolejnym już spotkaniu Paweł Sobolewski pokazał, że bardziej nadaje się on do roli jokera niż zawodnika podstawowego składu.
Piątkowy mecz na pewno nie zapadnie na długo w pamięci kieleckim kibicom. Cieszy fakt zdobycia kompletu punktów, lecz styl, a raczej jego brak, pozostawia wiele do życzenia. Już w najbliższy piątek na Kolporter Arenie piłkarze Korony Kielce rozegrają z Zawiszą Bydgoszcz kluczowy mecz w kontekście awansu do grupy mistrzowskiej. Aby udało się powtórzyć wynik ze starcia z gdańszczanami, należy zdecydowanie poprawić styl gry. A raczej w końcu go po tej przerwie wypracować.
Autor tekstu: Wojciech Staniec 2
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Styl obrzydzenie i wykopywanie piłki na oślep :(
Ciężko się na to patrzy, co przekłada się na liczbę kibiców na KOLPORTER ARENIE .