Krajobraz po Górniku: Zabrakło odwagi
Nie zachwyciła w sobotnie popołudnie Korona Kielce, która ledwie bezbramkowo zremisowała z Górnikiem Zabrze. Mecz nie rozgrzał jednak do czerwoności i nie wywołał fali ekscytacji na twarzy zarówno kieleckich, jak i zabrzańskich kibiców.
Przed pojedynkiem wydawać się mogło, że delikatnym faworytem są goście, ponieważ początku rundy ,,Trójkolorowi” nie mogą zaliczyć do udanych. Porażki w stosunku 0:3 zarówno z Zagłębiem Lubin, jak i warszawską Legią wywołały duże niezadowolenia na trybunach i znacznie zagroziły pozycji szkoleniowca – Ryszarda Wieczorka. Mecz w Zabrzu był też znakomitą okazją dla kielczan na pierwsze wiosenne zwycięstwo.
Korona Kielce przystąpiła do tego spotkaniu bardzo defensywnie usposobiona. Koroniarze konsekwentnie głęboko cofali się całą drużyną we własne pole karne. Sposób gry do złudzenia przypominał taktykę na mecz z liderem T-Mobile Ekstraklasy. Brakowało rozegrania piłki od własnej braki, co zostało zastąpione długimi, bezpośrednimi piłkami. Paradoksalnie, ciężar rozegrania musiał wziąć na siebie Zbigniew Małkowski. Najbardziej w tej kwestii kulał słowacki stoper Pavol Stano, jak wtedy, gdy w 38. minucie zaliczył stratę, co skończyło się groźnym kontratakiem Łukasza Madeja.
Najbardziej zabrakło jednak akcji ofensywnych. Kielczanie na pewno liczyli na kontry, lecz tych nie było za wiele. Jedyną dobrą okazje w pierwszej połowie miał Jacek Kiełb. Maciej Korzym dobrze rozprowadził piłkę klatką piersiową, kapitalnym prostopadłym podaniem popisał się Marcin Cebula, lecz popularny ,,Ryba” nie był w stanie pokonać dobrze dysponowanego tego dnia Grzegorza Kasprzika. Górnik starał się prowadzić grę, jednak widać było, że jest to drużyna niekompletna i nie była w stanie poradzić sobie z wycofaną defensywą Korony.
Sytuacja uległa drastycznie zmianie dopiero w 54. minucie spotkania, kiedy po długim wykopie Zbigniewa Małkowskiego wychodzącego na czystą pozycję Macieja Korzyma powstrzymał Maciej Mańka i sędzia Marcin Borski słusznie ukarał defensora czerwoną kartką.
Reakcja Jose Rojo Martina była niemal natychmiastowa – kielczanie starali się przejąć inicjatywę i zaczęli grać bardziej ofensywnie. Niedługo trzeba było czekać na sytuacje bramkową. Tą najlepszą zmarnował Seriy Pyłypczuk, którego strzał po dośrodkowania Piotra Malarczyka w kapitalnym stylu obronił bramkarz zabrzan. W ostatnim kwadransie hiszpański trener postawił wszystko na jedną kartę – na boisku zameldowali się Przemysław Trytko, Daniel Gołębiewski i Sergiej Chiżniczenko. Kielczanie próbowali atakować, jednak bardziej przypominało to koncepcje Piotra Świerczewskiego, czyli ,,granie na chaos” niż przemyślane rozegranie piłki. Narazili się też na kilka groźnych kontr, których na szczęście, piłkarze Górnika nie potrafili wykorzystać.
Którego z kieleckich piłkarzy można wyróżnić po sobotnim spotkaniu?
Na pewno Marcina Cebulę. 18-letni pomocnik był zdecydowanie najjaśniejszym punktem w środkowej linii kielczan - nie bał się brać na siebie odpowiedzialności za grę, często wychodził do gry i starał się w przemyślany sposób rozegrać piłkę. Zaliczył też kilka kluczowych odbiorów. Widać, że nie zjadła go presja i nie mylił się trener ,,Pacheta”, który często, w wypowiedziach medialnych chwalił młodzieżowego reprezentanta Polski. Kolejne dobre spotkanie rozegrał też Zbigniew Małkowski.
Zdecydowanie najgorszym, kieleckim piłkarzem na boisku był Pavol Stano. Jego pewności brakowało nie tylko w odbiorze, ale przede wszystkim w wyprowadzeniu gry. Wyprowadzając piłkę z linii obrony zaliczył ogromną liczbę strat, czym narażał swoją drużynę na groźne kontrataki. Mecz z Górnikiem pokazał też, ile dla Korony znaczy Paweł Golański. Piotr Malarczyk nie tylko nie dawał takiej jakości w ofensywie, ale przegrał też kilka istotnych pojedynków w defensywie. Nieobecność prawego obrońcy spowodowała, że stałe fragmenty wykonywali Jacek Kiełb i Seriy Pyłypczuk i udowodnili, że niewielu piłkarzy w polskiej ekstraklasie ma tak dobrze ułożoną nogę, jak popularny ,,Golo”.
Sobotni mecz Korony Kielce z Górnikiem Zabrze nie był porywającym widowiskiem. Momentami irytował wręcz swoją apatycznością. Smuci fakt, że kielczanie przestraszyli się zabrzan i zagrali bardzo ostrożnie, licząc jedynie na kontrataki. Gdyby nie czerwona kartka dla Mańki najprawdopodobniej nie doczekalibyśmy się próby rozegrania piłka na połowie przeciwnika. Można mieć jedynie nadzieję, że już w piątek na Kolporter Arenie podopieczni trenera Jose Rojo Martina nie zagrają tak bojaźliwie i wreszcie odniosą zwycięstwo.
autor: Wojciech Staniec 2
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Kopacze po przerwie zimowej i obozach/sparingach mają problem z wyprowadzeniem piłki z własnej połowy? W czym problem? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.
Sylwestrzak nie wie jak się ustawić w stosunku
do atakującego zawodnika!,a to przecież podstawy
gry.
Sylwestrzak nie wie jak się ustawić w stosunku
do atakującego zawodnika!,a to przecież podstawy
gry.
w grze, podwajanie w obronie. W następnych meczach to wszystko
diabli wzięli: mnóstwo podań w poprzek boiska, szczególnie na
własnej połowie, mała precyzyjność podań pod bramką rywala, obawy przed odpowiedzialnością w grze do przodu większości zawodników, słabe zaangażowanie, częste straty piłki. To nie
ta Korona którą się z przyjemnością oglądało i którą chwalili
fachowcy od piłki i komentatorzy. A propos komentatorów to nie wiem czy nasi lokalni nie są zbyt pobłażliwi? A jeśli chodzi o wypowiedzi przed i pomeczowe zawodników to może lepiej pokażcie to ambitną grą na boisku -tego bardziej oczekujemy na meczu. Do zobaczenia w lepszej atmosferze na następnym meczu.