Krajobraz po Legii: Klasa Markovicia, pewny Malarczyk
Pewna gra w obronie, próby rozegrania piłki i szybkie ataki – to na pewno zapamiętamy po inauguracyjnym meczu rundy wiosennej T-Mobile Ekstraklasy. Niestety, w pamięci zostanie też strata punktów. Była to ósma porażka kielczan na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej, ale w historii spotkań obu drużyn w stolicy, właśnie w piątek żółto-czerwoni byli najbliżsi zdobycia trzech punktów.
Podobnie jak w przedsezonowych sparingach, trener José Rojo Martín delegował do gry dwóch napastników, jednak duet stworzony z Macieja Korzyma i debiutującego Siergieja Chiżniczenki nie zachwycił. Pierwsza połowa nie zapowiadała jednak porażki. Podopieczni hiszpańskiego szkoleniowca niewątpliwie byli dla Legii równorzędnym przeciwnikiem i od samego początku imponowali skuteczną grą w obronie oraz różnorodnością w rozgrywaniu akcji ofensywnych. Koroniarze nie tylko szukali szybkich ataków, ale także próbowali rozegrać piłkę na połowie przeciwnika. Trzeba jednak przyznać, że większość dobrych okazji do strzelenia bramki stworzyli sobie po błędach defensywy gospodarzy. Tak jak wtedy, kiedy na początku meczu, po dalekim zagraniu przez Zbigniewa Małkowskiego, z piłką minęli się obrońcy, do bezpańskiej piłki dopadł Paweł Sobolewski, ale efektowną interwencją popisał się Dušan Kuciak.
W grze Korony nie brakowało oczywiście błędów. Sporo do życzenia pozostawiało wyprowadzenie piłki. Groźne były straty na 30. metrze od własnej bramki, po których groźnie kontrowali legioniści. Dla przykładu, na początku drugiej części spotkania, po złym wybiciu Małkowskiego, sam na sam wyszedł Henrik Ojamaa, lecz przegrał on pojedynek z kieleckim bramkarzem. Momentami mogła też irytować indolencja w ataku i brak pomysłu na rozegranie akcji. Na specjalne "wyróżnienie" zasługuje Vlastimir Jovanović, który nie tylko osłabił swój zespół, ale też nie był tak pewny, jak jego kolega z linii pomocy – Vanja Marković. Na krytykę zasłużył również jeden z najbardziej doświadczonych zawodników, Paweł Sobolewski, który w niegroźnej sytuacji przytrzymał Iniakiego Astiza i wymusił na Pawle Gilu odgwizdanie jedenastki.
Do plusów spotkania niewątpliwie można zaliczyć wspomnianego już wyżej Markovicia, który wykonał fantastyczną pracę w drugiej linii – zaliczył on sporą liczbę przechwytów, imponował też asekuracją przy stałych fragmentach gry. Gdyby dodał do tego lepsze wyprowadzenie piłki i ograniczył podania do tyłu, moglibyśmy mówić o pomocniku wysokiej, europejskiej klasy. Pewnie też wyglądała gra duetu środkowych obrońców. Para Radek Dejmek – Pior Malarczyk wiele razy ratowała Koronę przed stratą bramki. Słowa wyróżnienia należą się przede wszystkim wychowankowi kieleckiego zespołu, który po słabszej rundzie jesiennej, chyba nareszcie wrócił na właściwe tory. Brawa też dla Zbigniewa Małkowskiego, który kilka razy popisał się efektownymi, ale przede wszystkim efektywnymi interwencjami. Dobrą zmianę dał również Michał Janota.
Podsumowując, mimo porażki, piątkowy wieczór na Łazienkowskiej może napawać kibiców Korony ogromnym optymizmem przed niedzielnym spotkaniem z Zagłębiem Lubin na Kolporter Arenie. Korona pokazała, że potrafi dobrze rozegrać spotkanie w defensywie, a przy tym może być też groźna w ataku. Na własnym terenie, z zespołem zdecydowaniem słabszym, powinna te atuty jeszcze mocniej uwidocznić.
Autor: Wojciech Staniec 2
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
+Młodzi w Koronie
Minusy:
-Wystawienie 2-óch napadziorów przez Pachetę
-Brak cwaniactwa Jovy i Sobola
A i tak Korona najlepsza jest !!!
tylko nieudolności Drwa-lisziszwilego można zawdzięczać brak utraty gola po tym jak Malar znów zapomniał linii spalonego trzymać (o 2 metry)
Co do przebiegu meczu można powiedzieć, że było średnio, zdarzały się dobre fragmenty ale też paniczna wybijanka bez składu i ładu.
Minus dla Sobolewskiego niestety, to nie jest ten sam zawodnik co jeszcze dwa lata temu, widać, że wiek robi u niego swoje. Zawalił i 5 minucie, kiedy miał tyle czasu, że mógł dać wybór Kuciakowi, z którego rogu chce wyjmować piłkę a postanowił mu urwać głowę. Potem bardzo dużo złych wyborów zakończonych zupełnie bezsensownym powaleniem Astiza w sytuacji, kiedy piłka zmierzała o 45 od niego prosto w ręce Małkowskiego. Szkoda, że Gil dał się nabrać na aktorstwo Guilherme i wyrównał siły. Była duża szansa wykorzystać słabość Legii ale znów się nie udało.