Teraz już nikt nie pomyśli, że są chłopcami do bicia
Już dawno na żadnej siatkarskiej konferencji prasowej w Kielcach nie padły tak mocne słowa, jak wczoraj z ust Sebastiana Świderskiego. Trener ZAKSY był wściekły na swój zespół, uważał, że kędzierzynianie oddali ten mecz bez walki. Czy jednak zwycięstwo Effectora to tylko efekt słabej postawy gości?
Absolutnie nie. Kielczanie po prostu zagrali w tym spotkaniu kapitalnie. – Nie mieliśmy nic do stracenia, zaryzykowaliśmy, ale przede wszystkim graliśmy jak prawdziwy zespół. Każdy element naszej gry funkcjonował bardzo fajnie – podkreślał Adrian Staszewski.
Pierwszy i drugi set to była czysta poezja w wykonaniu gospodarzy. Oba te sety zostały wygrane do 23 punktów. – I chyba wtedy ZAKSA usłyszała parę ostrych słów w szatni... A w naszej szeregi wkradło się zmęczenie – dodaje Staszewski.
Dlatego ten trzeci set był naprawdę trudny. Kędzierzynie po przerwie radzili sobie znacznie lepiej, w pewnym momencie prowadzili nawet sześcioma punktami. Na szczęście tylko do czasu, a konkretnie do wyniku 17:22. Wtedy stało się coś niezwykłego. Mimo że wszyscy kibice już szykowali się na czwarty set, kielczanie zaczęli grać jak z nut. Dzięki fantastycznej postawie Dawida Dryi, Sławomira Jungiewicza, Cristiana Poglajena i Staszewskiego, gospodarze wygrali tę partię spotkania 27:25. Dodajmy, że świetnie dyrygował nimi Piotr Lipiński, uznany zresztą za MVP meczu.
- Parę bloków i obron, do tego skuteczne kontry i przyniosło to efekt – mówi Staszewski. Prosta metoda, ale jakże ciężka w realizacji. Co jednak przychodzi z trudem, to przynosi podwójną radość. I ta po ostatniej akcji na parkiecie była fantastyczna – dawno już nie widzieliśmy tak rozradowanych siatkarzy Effectora. – To zwycięstwo musi pozytywnie podziałać na drużynę, nasze morale wzrosną. Jestem pewien, że taka wygrana zmobilizuje nas do jeszcze większej pracy – podkreśla Staszewski.
Niektórzy po spotkaniu zastanawiali się, co by było, gdyby zamiast rozkojarzonego zespołu Świderskiego, po drugiej stronie siatki stanęła inna ekipa. To chyba jednak nie ma większego sensu. - Kędzierzyn na pewno wyszedł na ten mecz uśpiony, może miał słabszy dzień, ale to przede wszystkim my pokazaliśmy dobrą grę. O zwycięstwie zadecydowała determinacja i walka całego zespołu. Szacunek dla wszystkich. Pokazaliśmy, że nie jesteśmy chłopcami do bicia. Wszystko leży w naszych głowach. Jeżeli wychodzimy na parkiet z pełnym zaangażowaniem, to możemy zdziałać wiele. Nie mówię nawet o zwycięstwie, ale chociażby doprowadzeniu seta do 30 punktów. Jeżeli wtedy przegramy, nie będziemy mieli sobie nic do zarzucenia, bo podjęliśmy walkę. To w naszym przypadku jest najważniejsze – mówi Sławomir Jungiewicz.
Kolejny mecz siatkarze Effectora rozegrają w sobotę z Jastrzębskim Węglem na wyjeździe. To będzie następny bardzo trudny pojedynek drużyny Dariusza Daszkiewicza. - Historia pokazują, że Kielce nie do końca leżą Jastrzębiu... Oby teraz było podobnie – przekonuje Staszewski. Początek tego spotkania o godz 18.
Stawka? Ogromna. Każdy zdobyty punkty przybliża Effector do głównego celu – wskoczenia do czołowej 8 i gry w play-offach. Na razie do upragnionej pozycji, którą zajmuje Lotos Trefl Gdańsk, kielczanie tracą jeden punkt. A gdańszczanie mają jeden mecz więcej za sobą.
Współpraca: Maciej Urban
fot. Effector Kielce – Michał Jamorski