Korona w najlepszej wersji. Bramkarz Podbeskidzia: bałem się o rekord
To, że Korona w sobotnim meczu strzeliła tylko dwa gole, a uczciwie mówiąc - w zasadzie jednego, to zasługa golkipera Podbeskidzia Bielsko-Biała. Richard Zajac, bo o nim mowa, w bramce drużyny gości wyczyniał cuda. I to na nic się zdało. Choć jednym z bohaterów meczu i tak bez wątpienia został.
- Popisywał się świetnymi interwencjami, na linii był fenomenalny, szybki, łapał wszystko, co mógł złapać - chwalił bramkarza rywali Kamil Sylwestrzak, obrońca „żółto-czerwonych”. Gdyby nie słowacki golkiper, Korona do przerwy strzeliłaby zapewne jakieś dwie, trzy bramki. Bramkarz bielszczan bronił jak w transie - m.in. strzały Jacka Kiełba, Serhiya Pyłypczuka, czy właśnie Sylwestrzaka. Zadanie w jego przypadku mogło być o tyle trudne, bo bramkarzom w sobotę pracy nie ułatwiała mgła, która ograniczała nieco widoczność.
- Mgła była, ale nie przeszkadzała absolutnie. Trochę nam przeszkadzała dzisiaj nasza własna gra. Co ja mogę powiedzieć? W ogóle mi się nie chce rozmawiać - nie ukrywał złego nastroju Słowak. W sobotę większy problem niż mgła sprawiali mu jego koledzy z defensywy. - Tu nie chodzi o obrońców, a o całą naszą grę - mówił jednak Zajac. O swojej dobrej grze też wypowiadał się raczej niechętnie. - Dobrze, że udało się parę razy dobrze interweniować, inaczej byśmy "zrobili" chyba rekord ekstraklasy - stwierdził.
I tylko można się domyślać, że miał na myśli rekord w kategorii liczby straconych goli.
Te i tak jednak padły - i to w ciągu trzech minut. Najpierw - w 54., Zajaca strzałem głową pokonał (wreszcie) Korzym, minutę później Zbigniewa Małkowskiego, obrońców i wszystkich na trybunach zaskoczył płaskim uderzeniem po ziemi Fabian Pawela, a w 56. minucie Pawela zaskoczył… sam siebie. I strzelił samobója.
- Nic nie chciało wpaść przez ponad 50 minut, biliśmy głową w mur. Cały czas jednak dążyliśmy do tego, aby strzelić bramkę, no i to się udało - ostatecznie zdobyliśmy dwie - cieszył się po meczu Sylwestrzak. On swoją okazję na gola miał w 21. minucie, kiedy to uderzył piłkę głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. W ten sposób, po wrzutkach z bocznych stref - i to nie tylko ze stałych fragmentów gry, kielczanie wypracowywali sobie najwięcej dobrych okazji bramkowych. - Już od kilku meczów pokazujemy to, że ten nasz styl opiera się przede wszystkim na grze bokami, skąd przeprowadzamy dużo akcji i dośrodkowań. Stwarzamy tam duże zagrożenie, strzelamy też gole - mówił Sylwestrzak.
I dodał: - Cały czas pracujemy ciężko, aby wyrobić sobie ten nasz właściwy styl. To na pewno trochę jeszcze potrwa, zanim będzie można powiedzieć, że gramy super, świetnie, rewelacyjnie. Dążymy do tego, aby tak właśnie było.
Efekt: od przegranego pod koniec października meczu z Ruchem Chorzów (1:4), kielczanie z siedmiu następnych meczów wygrali cztery, dwa zremisowali i tylko jeden przegrali. Jeszcze inaczej rzecz ujmując: w czterech ostatnich meczach zdobyli aż 10 punktów. I tak zajmujący teraz 12. miejsce w tabeli zespół trenera Jose Rojo Martina „Pachety” ma tylko trzy „oczka” straty do upragnionej 8. pozycji.
Upragnionej, bo zapewniającej utrzymanie po podziale ligi na dwie grupy.
- Trener Pacheta, już gdy przyszedł do naszego klubu, mówił nam, że w żadnym wypadku nie mamy patrzeć na tabelę. Byliśmy wtedy na jednym z ostatnich miejsc. To, że wygraliśmy 3 z ostatnich 4 meczów to nic nie zmienia. W dalszym ciągu nikt z nas nie spogląda na tabelę. Podsumowanie będzie na koniec sezonu, na razie skupiamy się na każdym kolejnym meczu - zapewnił Sylwestrzak.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Górnik i Zagłębie są do ogrania bezproblemowo.Z Legią też można ugrać punkty,szczególnie w pierwszym meczu po przerwie zimowej