Daszkiewicz: W awans muszą wierzyć sami piłkarze
– Nie, nie interesuję się piłką nożną – rzucił przekornie z uśmiechem Dariusz Daszkiewicz. My jednak zdecydowaliśmy zapytać trenera Effectora o piłkarską reprezentację Polski, przed którą nie lada wyzwanie. Marzenia o Brazylii podtrzymają tylko zwycięstwa wyjazdowe z Ukrainą oraz Anglią. – Trzeba zostawić serce na boisku – podkreśla sternik kieleckiego zespołu siatkarskiego.
Już podczas Euro 2012 był pan naszym blogerem, który zamieścił na CKsport.pl kilka ciekawych wpisów odnoszących się właśnie do piłki nożnej.
Dariusz Daszkiewicz: – Owszem, ciekawią mnie przede wszystkim mecze drużyny narodowej, bądź polskich klubów na poziomie rozgrywek europejskich. Szczególnie, kiedy udaje im się dotrwać do wiosny, co nie zdarza się często. Tak zupełnie poważnie jestem kibicem moich dzieci, które grają w piłkę. Chodzę na ich mecze, emocjonuję się i nawet jestem trenerem… jak kilkudziesięciu innych rodziców.
Jak 40 milionów polaków.
– Fajnie, kiedy wszyscy stoją przy linii, każdy coś tam podpowiada. Ale piłka nożna na poziomie krajowym nie do końca mnie interesuje. Na pewno śledzę wyniki Korony Kielce. Podobnie jak Vive Targów Kielce, szczypiornistek, UMKS, czy innych kieleckich klubów.
Wracamy do piłki nożnej. Co można doradzić naszej reprezentacji?
– Na takim poziomie najważniejsza jest wiara w sukces. Chłopaki muszą mieć nadzieję w zwycięstwo. Jestem laikiem i może jakiś trener piłkarski powie, że opowiadam bzdury, ale dla mnie bardzo ważne jest podejście do starcia. Trzeba zostawić serce na boisku. Biegając więcej niż przeciwnik, można nadrobić braki techniczne. Kluczowe będą pierwsze minuty, bo znowu przegrywając na dzień dobry 0:2 niewiele zdziałamy. Ostatnio włączyłem telewizor w 11. minucie i było po meczu… Bardzo istotna jest wiara. W piłce nożnej teoretycznie słabszy zespół może pokonać lepszy. W siatkówce jest inaczej, bo akcje są bardzo szybkie, kontakt z piłką krótki. Każdy błąd to w zasadzie podwójna strata. Trzeba biegać, wracać i ciężko pracować.
Presja ciążąca na naszych piłkarzach jest ogromna.
– Niekoniecznie. Nie wiem skąd bierze się u nas w Polsce to wysokie mniemanie dosłownie w każdej dyscyplinie sportowej. Przed wielkimi imprezami pompujemy balonik do granic możliwości, ogłaszamy zwycięstwa, mistrzostwa, a realia są zupełnie inne. Skoro mówimy o piłce, ranking FIFA nie pozostawia nam złudzeń – do najlepszych nam daleko. Dlatego nie powinniśmy grać pod presją. Dlaczego? Przede wszystkim nie jesteśmy faworytem, gramy na wyjeździe, natomiast szanse na awans są znacznie mniejsze, niż na początku. Nie mają nic do stracenia. Niech zagrają najlepiej, jak potrafią. Jeżeli powalczą i przegrają? Cóż, taki jest sport.
Nie zawsze udaje się wygrać…
– Prosty przykład – siatkarskie mistrzostwa Europy. Co prawda nie były to dla nas udane zawody, ale spotkanie z Bułgarią w naszym wykonaniu było naprawdę dobre. Ale graliśmy z czołową drużyną na świecie. Przegraliśmy z nimi w tie-breaku dwoma punktami. Cały czas chodzi o realną ocenę naszych szans. Nie pomagamy chłopakom przez wywieranie presji. Kolejny przykład to nasza drużyna koszykarska, gdzie ponoć jechaliśmy w roli niemalże faworytów. Na jakiej podstawie wyciągnięto takie wnioski? Jakie sukcesy osiągnęliśmy? Tak niestety jest z każdą dyscypliną. Przed eliminacjami do różnych imprez zawsze twierdzimy, że jedziemy po medal, dobry wynik.
Czasami zdarza nam się odnieść sukces.
– I tutaj pojawia się następny problem! Jeżeli już coś wygramy, twierdzimy, że to nie ze względu na naszą wielkość, a słabość innych. Niezależnie, czy są to drużyny piłkarskie w rozgrywkach europejskich, Vive Targi, albo Skra Bełchatów, przy zwycięstwie zawsze szukamy dziury w całym. Przegrywamy – pojawia się lawina krytyki. Wygramy? Dostrzegamy wady przeciwników. Nie wiem, czy tak jest w innych krajach, ale my mamy z tym wyraźny problem.
Zapewne jeden z tych głosów pojawi się po piątkowym spotkaniu z Ukrainą. Stać naszą reprezentację na awans?
– Szansa jest, ale nie my mamy wierzyć, a sami zawodnicy. Sport jest nieobliczalny. Znów przytoczę sytuację z siatkarskich mistrzostw Europy – wygrywamy 2:0 z Bułgarią, jest 10-minutowa przerwa, po czym na parkiet wychodzi zupełnie inna drużyna. Pamiętam jak za młodych lat byłem kibicem Widzewa Łódź. Oglądałem u kolegi mecz ostatniej kolejki z Legią Warszawa, który decydował o mistrzostwie Polski. Stołeczna ekipa prowadziła 2:0, do końca pozostało chyba z 7 minut. Powiedziałem: „No dobra. Dzięki, jest po wszystkim, idę do domu”. Dojechałem do domu i dowiedziałem się, że łódzka drużyna wygrała 3:2. W sporcie może się zdarzyć wszystko. W siatkówce również. Eliminacje na Igrzyska Olimpijskie, potyczka z Serbią, 23:17 dla nas i nie potrafiliśmy skończyć tego seta.
Reasumując, póki piłka w grze, w każdej sytuacji da się odwrócić losy spotkania (w tym wypadku – eliminacji). Najważniejszą rzeczą jest wiara. Bo jeżeli wyjdziemy na boisko odbębnić te 90 minut, nic z tego nie będzie. Jeśli jednak wyjdą i będą walczyć, jestem przekonany, że są w stanie wygrać.
Rozmawiał Maciej Urban.
fot. Paula Duda