Lech na rumaku do Europy nie wjechał. Korona na kobyle może zjechać z ligi
Ciężko ocenić w tym sezonie Koronę Kielce. Wyniki - 1 zwycięstwo, 1 remis i 6 porażek - notę wystawiają co prawda jasną, ale gdy dodamy do tego wszelkie zawirowania wokół klubu, mające miejsce poza boiskiem, to wszystko już nie jest tak oczywiste. A może po prostu tragiczny start „żółto-czerwonych” ze sportem nie miał nic wspólnego?
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że zawodnicy nie przepadają za dyrektorem sportowym, Andrzejem Kobylańskim. Oglądając jednak chociażby kulisy niedawnego spotkania z Legią Warszawa można odnieść wrażenie, że człowiek ten stara się być jak najbliżej drużyny i dobrze dogadywać się z piłkarzami.
No właśnie, stara się. Ale jego trudy będą szły na marne dopóty, dopóki będzie mu się wydawało, że jest najważniejszą osobą przy Ściegiennego. Który inny dyrektor sportowy chciał zasiadać podczas meczów na ławce rezerwowych? Czy to jest miejsce dla panów w garniturze zarządzających klubem? Nie. Kobylański w tym czasie powinien siedzieć na loży VIP i obserwować, jak radzą sobie piłkarze. I tak też teraz robi. Przynajmniej zazwyczaj, bo na przykład w sobotę, po drugiej bramce dla Zagłębia, odwrócił się do boiska plecami, a wzrok swój skupił na telefonie komórkowym. Ale cóż się dziwić – mało kto z nas chciał wtedy spoglądać w stronę murawy.
W wywiadzie dla portalu 2x45.com.pl Kobylański zdradził, że jedynym zawodnikiem, którego ściągnął do Kielc bez aprobaty Ojrzyńskiego był Przemysław Trytko. Ponoć trener był wtedy na pielgrzymce i dyrektor nie miał możliwości się z nim skontaktować. Były szkoleniowiec Korony w „Waszym Wywiadzie” powiedział jednak, że owszem, telefon służbowy miał rozładowany, ale można było zadzwonić na jego numer prywatny. Czy to aż takie trudne? Oczywiście, że nie. Nie była to zatem kwestia braku możliwości. To była kwestia braku chęci.
Leszek Ojrzyński na wiosnę, po konsultacji z Tomaszem Chojnowskim i Andrzejem Kobylańskim, ogłosił przy wszystkich, że Tadas Kijanskas zostanie w Kielcach i czeka już na niego nowa umowa. Sprawa przeciągała się w nieskończoność, a panowie dowodzący klubem nagle zdanie zmienili. Dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie znaleźć nie sposób.
Idźmy dalej. Dlaczego do Kielc nie trafili Lewczuk i Gieraga? Zdaje się, że wyłącznie przez opieszałość Kobylańskiego i Chojnowskiego. Wystarczyłoby kilka telefonów, poświęcenie minimalnej ilości czasu, by ci obrońcy podpisali umowy z Koroną. To samo z Adamem Pazio, zdolnym, młodym defensorem, którego można było w prosty sposób wyrwać z Polonii Warszawa po degradacji klubu. Prosił o to Ojrzyński. Nic z tego. Czego nie zrobiła Korona, bez problemu dokonała Lechia Gdańsk. A właśnie ci trzej zawodnicy, w obecnej sytuacji „złocisto-krwistych”, mogliby się okazać bardzo przydatni. Włodarze swego czasu myśleli jednak zupełnie inaczej.
Samo zwolnienie Ojrzyńskiego omówione zostało już chyba z każdej strony. Po tym ruchu autorytet „Kobyłki” wśród piłkarzy spadł całkowicie. Po kontrowersyjnej decyzji naturalnie zaczęto spekulować nad nazwiskiem nowego trenera. A tym miał być – według wszelkich przesłanek - Dariusz Pasieka. Jak twierdzą nasi rozmówcy, działacze Korony byli już po słowie z byłym opiekunem Cracovii i Arki Gdynia. Ze swoim kolegą Kobylański dogadywałby się zapewne znacznie lepiej niż z Ojrzyńskim, który preferował nieco inny styl niż dyrektor sportowy kieleckiej drużyny.
Dlaczego Pasieka ostatecznie na Arenie Kielc nie wylądował? To zapewne zasługa kibiców. Po tym, jak urządzili sobie dyskusję na boisku w dniu zwolnienia Ojrzyńskiego, wielu zarzucało Kobylańskiemu, że teraz zatrudni swojego dobrego znajomego. Gdyby Pasieka objął „żółto-czerwonych”, irytacja fanów osiągnęłaby apogeum. Trzeba było ratować się Hiszpanem. Wziętym naprędce, z przypadku, bez żadnego przygotowania – choćby w zakresie tłumaczenia jego słów. Bo co by było, gdyby akurat w tym momencie w Kielcach nie odbywały się Igrzyska Polonijne? Pewnie trenerem zespołu zostałby Polak. Przypadek, wszystkim rządzi przypadek.
Oczywiście dyrektor Kobylański temu zaprzeczy. Mnie akurat przyzwyczaił, że media lubi i szanuje dopóty, dopóki dobrze się w nich go przedstawia. Na coś takiego trzeba jednak zasłużyć. I życzę mu z całego serca, żeby sobie zasłużył. W przeciwnym razie kibice Korony zamiast wyjazdu do Gdańska, będą planować eskapadę do Stróży. Albo Grudziądza. Tylko że wtedy pana dyrektora już nie będzie. A problem zostanie.
Zostaną też kibice Korony Kielce, którzy od kilku tygodni nie mogą patrzeć na to, co dzieje się z ich klubem. Ekstraklasy nie było łatwo odzyskać, ale niezwykle prosto będzie ją stracić. Teraz trzeba stanąć na głowie, żeby uniknąć degradacji. Sęk w tym, że niektórzy albo nie potrafią tego dokonać, albo zwyczajnie nie chcą.
Marcin Długosz
fot. Paula Duda, Oskar Patek
Wasze komentarze
Trzeba ratowac Korone zanim bedzie za pozno.
Kazdy popelnia bledy wiec najwyzszy czas sie do nich przyznac i zabrac do ciezkiej pracy.
Zanim to jednak nastapi trzeba Korone oczyscic z klamstw, machlojek, zlodziejstw, kolesiostwa i roznych brudow.
Pozdrawiam kibicow Koronki.
Zobaczcie jaka jest sila pieniadza !.
Pluje sie na niego,pisze obelgi,wyzywa na stadionie,
a tu nic - dla niego deszcz pada.
Brak honoru.
Cieszmy się chwilą (w EK) bo krótko może trwać....
Twierdził,że największym problemem kibiców jest to,że kobyła pochodzi z Ostrowca...
Demencja???
Jestescie odwazni CK sport ... teraz kobylka juz sie postara o odebranie akredytacji dla was...
Jestesmy z wami !!! Kobylanski won!
wszedzie go pelno ale merytoryki czy inteligencji = ZERO
Jak ja tesknie za wywiadami z nim ... w sumie zadnych nie ma... choc slyszalem ze Weszlo planuje obszerny :)