Golański: Żarty się skończyły, presja będzie coraz większa
Jeden mecz wygrany, jeden zremisowany i sześć przegranych. To dorobek piłkarzy Korony Kielce po 8. kolejkach T-Mobile Ekstraklasy. Nic dziwnego, że po kolejnej stracie punktów (tym razem w Lubinie) nie brakowało mocnych słów. - Żarty już się skończyły - mówił w sobotę wieczorem Paweł Golański, obrońca Korony.
I trudno z nim się nie zgodzić. Bo Korona, biorąc pod uwagę i wyniki i sposób gry, w szybkim tempie zmierza wprost do… I ligi. „Żółto-czerwoni” z Zagłębiem zagrali znów tak samo jak i przy okazji poprzednich spotkań. Znów, znaczy źle, z pressingiem na stojaka, olbrzymią nieporadnością w ataku, a do tego z dużą ilością strat i błędów.
Wprawdzie Korona, czy grała dobrze, czy źle, czy była w górze tabeli, czy w dole - w Lubinie przegrywała zawsze, ale to i tak marne pocieszenie. Zwłaszcza jeśli spojrzy się na tabelę. Kielczanie są na ostatnim, 16. miejscu.
- Co trzeba zrobić? Trzeba w szatni porozmawiać po męsku. Tak naprawdę to żarty się skończyły - odpowiadał sobie po meczu Paweł Golański. Zwrócił też uwagę na - jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało - wyjątkowość obecnej sytuacji. Bo i Korona nigdy w historii swoich ekstraklasowych występów tak źle nie zaczęła sezonu.
- Być może niektórzy zawodnicy jeszcze nie byli nigdy w takiej sytuacji, w jakiej się teraz znaleźliśmy. Presja będzie coraz większa - ze strony działaczy, kibiców, prasy. Przeciwnik, który będzie z nami grał, będzie wiedział, że to wszystko siedzi nam w głowie. Kto nie będzie w stanie wyjść na boisko i dać z siebie „maksa”, lepiej, żeby powiedział nam to w szatni. Niech powie, że na chwilę musi odpocząć, zebrać myśli. Tak jak mówię, żarty się skończyły, trzeba wziąć się solidnie do pracy - zaapelował do kolegów.
Na pomeczowej konferencji prasowej trener Jose Rojo Martina zasugerował dwa główne problemy sztabu szkoleniowego Korony. Pierwszy: to brak klasowego napastnika. Hiszpański trener dał do zrozumienia, że w ataku drużyny z Kielc częściej może biegać nominalny obrońca, czyli Pavol Stano, który wygrywa rywalizację z nominalnymi napastnikami - m.in. Przemysławem Trytko i Danielem Gołębiewskim. Drugi: to brak wystarczającego poziomu agresywności w grze zespołu. Znaczy tego, co było do tej pory znakiem rozpoznawczym Korony - waleczności o każdy metr boiska, boiskowej zadziorności.
O tym drugim wspominał też Golański.
- Z tego zawsze Korona słynęła, że zostawiała serce na boisku, słynęliśmy też z gry pressingiem. Tego nie ma teraz. W decydujących momentach brakuje tego zdenerwowania, tej złości boiskowej. Nie można powiedzieć, że w Lubinie nie walczyliśmy, ale w kluczowych momentach brakowało nam tej determinacji. Mam na myśli zwłaszcza wykorzystywanie dogodnych sytuacji bramkowych - zaznaczył „Golo”.
Korona regularnie nie wygrywa w Lubinie, Korona nie wygrywa też na wyjazdach (od 1,5 roku). - To jakaś dziwna sprawa. Ale pomijając już nawet spotkania wyjazdowe, przegraliśmy trzeci mecz z rzędu. Teraz przed nami mecz z Górnikiem - nie o 3, nie o 6 punktów. To mecz o życie, o być albo nie być - stwierdził sympatyczny obrońca.
Ale jeśli w czwartek wieczorem piłkarze z Kielc chcą wreszcie cieszyć się z 3 punktów, muszą zagrać zdecydowanie lepiej niż z „Miedziowymi”. W sobotę podopieczni popularnego „Pachety” popełniali szkolne błędy. - Tracimy bramki po sytuacjach, na które trener nas uczulał. Mieliśmy uważać na prostopadłe piłki, a w 46., czy 47. minucie, rywal zagrywa taką właśnie piłkę, i Alek Piech strzela nam gola. Co tu powiedzieć, skoro traci się taką bramkę tuż przed przerwą. W szatni powiedzieliśmy sobie, że trzeba wyjść na drugą połowę i powalczyć o inny rezultat. Mieliśmy jakieś sytuacje, nie można powiedzieć, że ich nie było w ogóle. Co z tego, skoro w drugiej połowie znów straciliśmy gola. Jakaś przebitka, rykoszet, piłka odbiła się komuś od nogi i bramka - wracał pamięcią do ostatniego meczu Golański.
- Powiedzenie, że jesteśmy wiecznie nieszczęśliwi chyba do nas na tę chwilę pasuje - spuentował.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Szkoda Korony.
Jeśli kazdy będzie robił to co powinen to zaczniemy wygrywać.
Oczywiście mam na myśli dymisję Paczety, Kobylarza i Chojny.
Nasza ! Nasza wiara niezachwiana !!