Jurasik: Przeszliśmy jak burza
- Być może prezes Puław sądził, że wczoraj jego zawodnicy mieliby większe szanse na pokonanie naszego zespołu? Nie wiem. Mogę za to powiedzieć, że więcej spodziewaliśmy się po zespole, który przecież aspiruje do walki o medal – mówi Mariusz Jurasik.
Zwycięstwo w dzisiejszym spotkaniu nie przyszło wam chyba nadzwyczaj trudno?
Mariusz Jurasik: - Puławy nie postawiły nam zbyt wysoko poprzeczki. Spodziewaliśmy się, że kandydat do medalu sprawi nam znacznie więcej problemów... Tym bardziej, iż mówiło się o tym, że teraz grają znacznie lepiej niż na początku sezonu. Nie udało im się jednak tego potwierdzić. Trzeba za to pochwalić Wojtka Zydronia, który dużo szarpał w ataku oraz Maćka Stęczniewskiego za dobrą postawę w bramce. Co do samego spotkania - można powiedzieć, że przeszliśmy przez ten mecz jak burza.
W przeciwieństwie do poprzednich spotkań tym razem uciekliście waszym rywalom już w pierwszej połowie. Wystarczy wspomnieć, że od 14. do 26. minuty gracze Azotów nie zdobyli ani jednej bramki.
- To już jest sprawa zespołu z Puław, czemu tak się stało. My przez 60 minut graliśmy takim samym tempem. To że w pierwszej połowie udało nam się wyjść na kilkunatobramkowe prowadzenie, to przede wszystkim zasługa dobrej gry w obronie, dzięki której mieliśmy możliwość wyprowadzania skutecznych kontrataków.
Przed spotkaniem wiele mówiło się o tym, że do tego meczu podejdziecie szczególnie zmobilizowani. Wszystko przez zamieszanie związane z terminem rozgrywania tego pojedynku. Czy zdenerwowało was zachowanie puławskich działaczy?
- Raczej nie. My się odcinamy od takich spraw pozasportowych. Kłócić i bić mogą się „na górze”, a my mamy do wykonania swoją pracę na boisku. Nie wiem, być może prezes Puław, Jerzy Witaszek myślał, że wczoraj mieli większe szanse na odniesienie zwycięstwa nad nami? Może i tak wiedzieli, że przyjadą tutaj i nie zdobędą ani jednego punktu, dlatego chcieli mieć jeden dzień dłużej na przygotowania do kolejnego meczu? Natomiast popatrzmy na tę sytuację z innej strony. My gramy przez ostatnie trzy miesiące średnio co trzy dni i staramy się na nic nie narzekać. Oczywiście mamy jakieś dolegliwości, kontuzje, ale zaciskamy zęby i nie marudzimy. Jesteśmy przyzwyczajeni do takiego maratonu.
Wojciech Zydroń w jednym z przedmeczowych wywiadów stwierdził, że bez problemu moglibyście wystartować w zawodach lekkoatletycznych, bo kondycyjnie wyglądacie wręcz wyśmienicie.
- Na pewno jesteśmy bardzo dobrze przygotowani do tego sezonu. To zresztą widać. Zawsze jak mamy jakaś krótką przerwę w rozgrywkach staramy się wykorzystać ten czas na to, żeby jeszcze bardziej naładować baterie. Widać nasza praca nad kondycją przynosi efekty, bo od pierwszej do ostatniej minuty gramy w zasadzie tym samym tempem. Do tego trzeba jeszcze dodać, że póki co nie ma jakiś poważnych kontuzji i to też nam pomaga.
Następny mecz o stawkę w Hali Legionów rozegracie dopiero za ponad dwa miesiące. Pożegnanie z kibicami wypadło bardzo okazale.
- Bardzo się cieszę, że sprawiliśmy kibicom taki prezent mikołajkowy. Było to nasze pożegnanie przed świętami i Nowym Rokiem. Po trzynastu kolejkach mamy komplet punktów, które wywalczyliśmy w naprawdę dobrym stylu. Kibice to docenili i widać, że są zadowoleni z naszej gry. Oby tak dalej. Wiadomo, że boimy się jakiegoś kryzysu, ale miejmy nadzieję, że on nie przyjdzie.
Nie męczy was już to, że słyszycie tylko i wyłącznie same pochwały pod swoim adresem? Nawet nie ma was za co krytykować.
- Każdym naszym meczem i dobrą postawą na parkiecie udowadniamy, że wyniki przez nas osiągane nie są dziełem przypadku. Nie dziwi mnie to, że jesteśmy ciągle klepani po plecach. Jakbyśmy grali źle, a ciągle słyszeli "ochy" i "achy" pod swoim adresem, to dopiero wtedy zastanawiałbym się o co chodzi...
Rozmawiał Grzegorz Walczak.
fot. Tomasz Kubicki
- Nie dziwi mnie, że ludzie klepią nas po plecach - mówi Jurasik
Wasze komentarze