Opaliński: Bycie „żołnierzem” Leszka Ojrzyńskiego to powód do dumy
– Ten gest solidarności kibiców i piłkarzy ze sztabem szkoleniowym był bardzo wymowny i powinien dać przykład innym. Jeśli fani dają taką wiarę, siłę zespołowi, trenerom, to prędzej czy później wyniki przyjdą same – mówi w rozmowie z naszym portalem Grzegorz Opaliński, były asystent Leszka Ojrzyńskiego w Koronie. Wyjaśnia nam także, dlaczego po dwóch latach pracy w Kielcach nasze miasto opuszcza z żalem.
Oglądał pan niedzielny mecz Korony z Lechem? Zabiło Panu podczas niego mocniej serce?
- Tak! Oglądałem to spotkanie, ubrany w koszulkę Korony. Akurat byłem w Rzeszowie i razem ze znajomymi śledziliśmy to spotkanie i kibicowaliśmy Koronie. Szkoda, że przegraliśmy, ale myślę, że za te dwa tygodnie z Piastem będzie o wiele lepiej. Piękne to było, co przygotowali piłkarze. Te koszulki było świetną formą podziękowań dla trenera Ojrzyńskiego.
Wybiera się Pan na któryś z najbliższych meczów Korony?
- Prawdopodobnie będę na meczu z Legią, być może uda mi się dotrzeć już na pojedynek z Piastem. Ale wiele zależy tak naprawdę od spraw rodzinnych moich.
Odszedł pan z Korony w trochę dramatycznych okolicznościach. W sumie nigdzie nie pojawiła się oficjalna informacja o tym, że zdecydował się pan opuścić Kielce. Dopiero dzień po tej decyzji kilka zdań zamieszono na oficjalnym fanpejdżu Korony na facebooku. Może pan zdradzić kulisy tego rozstania?
- Tuż po tym jak w poniedziałek trener Ojrzyński przekazał nam informację o tym, że opuszcza Koronę, ja nie widziałem innej opcji jak tylko odejść razem z nim. Udałem się do Pana prezesa Chojnowskiego. Przekazałem mu swoje racje, podziękowałem za współpracę, a na biurko złożyłem pismo o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron.
Zarówno dla mnie, jak i dla trenera Ojrzyńskiego i pozostałych członków sztabu, było to duże zaskoczenie, że zarząd podjął taką decyzję. My mieliśmy tę świadomość, że ostatnie wyniki nie są na miarę oczekiwań. Uważaliśmy jednak, że postawa drużyny nie była aż tak zła, by takie kroki musiały zostać przedsięwzięte. No, ale taka jest piłka, taka była decyzja działaczy i dlatego się skończyło tak jak się skończyło.
A jak piłkarze przyjęli pana decyzję o odejściu?
- Miałem z nimi okazję porozmawiać w szatni tuż po tych poniedziałkowych wydarzeniach. Jako, że rozwiązanie umowy nastąpiło dopiero we wtorek, to razem z trenerem Grzesikiem przeprowadziłem jeszcze jeden trening. Cała ta sytuacja była bardzo przykra dla piłkarzy. Miedzy sztabem szkoleniowym a nimi nawiązała się pewna specyficzna więź. Zdaniem wielu w szatni Korony było prawie jak w jednej wielkiej rodzinie. No ale cóż. Pożegnaliśmy się wszyscy serdecznie. Ja życzyłem im sukcesów sportowych w przyszłości. Ja dalej jestem kibicem Korony i mam nadzieje, że chłopaki w końcu zaczną wygrywać.
Przychodząc do Kielc był pan postacią anonimową dla kibiców. Szybko jednak zyskał pan ich sympatię.
- Trener Ojrzyński dał mi szansę dwa lata temu. Mam nadzieje, że ją wykorzystałem. Poznałem w Kielcach wielu wspaniałych ludzi. Wszystkim chciałbym serdecznie podziękować za to, jak mnie tu przyjęli. Słowa te kieruję do trenera Ojrzyńskiego, moich współpracowników w klubie, sztabu szkoleniowego, kierownika oraz także do Michała Siejaka z Korona TV i kibiców złocisto-krwistych. Pomoc, jaką od nich otrzymałem na początku mojej przygody z Koroną, była ogromna. Na pewno ci wszyscy ludzie pozostaną w moim sercu. Mam nadzieje, że kiedyś w przyszłości będę mógł z nimi jeszcze gdzieś pracować.
Ja sam starałem się tutaj dawać z siebie wszystko dla drużyny. Jest też trochę dla mnie dziwne, że po dwóch latach pracy w klubie, na oficjalnej stronie nie pojawiła się nawet informacja o tym, że ja już w Koronie nie pracuję... Bardzo przykro mi z tego powodu. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Mogę tylko przypuszczać, że ktoś taką decyzję podjął...
To przyjście do zespołu ekstraklasowego po pracy w niższych ligach było dla pana sporym przeskokiem. Nie było obaw przed przyjściem do Kielc?
- Jakieś tam obawy były, ale trzeba było je jak najszybciej odrzucić i ostro zabrać się do pracy. Zanim tu trafiłem starałem się jak najwięcej nauczyć i przygotować do przyszłych wyzwań. Jestem człowiekiem pracowitym i wierzyłem w to, że kiedyś tę wiedzę będę mógł gdzieś wykorzystać i przekazać. Dostałem szansę od trenera Ojrzyńskiego. W pracy z nim dawałem z siebie wszystko. Starałem się angażować także w prace indywidualną, którą nie ukrywam bardzo lubiłem. Często też spotykałem się z zawodnikami w „cztery oczy”, rozmawiałem z nimi nie tylko o sprawach sportowych. Z wieloma z nich nawiązałem serdeczną więź, dlatego też za wszystkich piłkarzy Korony będę trzymał kciuki.
Przechodząc do wspomnień, jak pan zapamięta kieleckich kibiców?
- Co tu dużo mówić. Takich wspaniałych kibiców mogą Kielcom wszyscy tylko pozazdrościć. Każdy trener chciałby pracować w klubie, w którym fani są tak oddani swojej drużynie. To, co fani Korony zrobili w poniedziałek, kiedy zwolniony został Leszek Ojrzyński, było czymś szczególnym. Ten gest solidarności kibiców i piłkarzy ze sztabem szkoleniowym był bardzo wymowny i powinien dać przykład innym. Klub piłkarski nie może istnieć bez kibiców. Jeśli fani dają taką wiarę, siłę zespołowi, trenerom to prędzej czy później wyniki przyjdą same.
Razem z trenerem Ojrzyńskim stworzyliście drużynę, która grała bardzo charakterystyczny futbol. W poprzednim sezonie, mimo, że wyniki Korony nie były powalające to bardzo wielu dziennikarzy i ekspertów chwaliło kielczan za ich styl gry.
- Głównym twórcą tego wszystkiego był trener Ojrzyński. Ja, Marcin Gawron wcześniej Maciej Szczęsny staraliśmy się też swoje cegiełki dokładać do tego wszystkiego. Chcieliśmy mu pomóc przełożyć tę jego filozofię gry na zespół. Co tu dużo mówić, stworzyliśmy coś, czego nie spotyka się zbyt często w ekstraklasie. Dla mnie to były piękne momenty i mam nadzieje, że kiedyś w przyszłości będzie mi jeszcze dane przeżyć coś podobnego.
Które momenty pracy w Kielcach będzie pan najlepiej wspominał?
- Miło wspominam ten pierwszy sezon pracy, także ten drugi rok zapamiętam szczególnie, m.in. z powodu zwycięstwa nad Legią. Tych dobrych chwil było wiele, było też wiele przykrych momentów, jak kontuzja Maćka Korzyma czy ostatnia porażka z Wisłą u siebie. Wiadomo jak szczególne są te mecze z drużyną z Krakowa dla fanów z Kielc. Znamy wszyscy historię Karola, kibica Korony.
Jakie plany na przyszłość ma Grzegorz Opaliński?
- Póki co będę nadrabiał braki w życiu rodzinnym. Trochę czasu poświęcę też literaturze. Ostatnio ukazało się wiele ciekawych książek o tematyce sportowej, m.in. o znanych trenerach, jak np. Josepie Guardioli. Wcześniej nie miałem zbyt dużo czasu na to, a teraz będę miał kilka chwil wolnych, więc postaram się ten czas jak najlepiej wykorzystać.
Były już do pana telefony z ofertami bądź zapytaniami w sprawie pracy?
- Jeszcze chyba za wcześnie na to, ale mam nadzieje, że długo bezrobotny nie pozostanę.
A gdyby dostał pan propozycję pracy w nowym klubie Leszka Ojrzyńskiego to chyba nie musiałby się pan długo zastanawiać nad odpowiedzią?
- Bycie „żołnierzem” Leszka Ojrzyńskiego to z pewnością jest powód do dumy. Jeśli tylko trener będzie chciał ze mną pracować to będzie dla mnie to sprawa oczywista. Mam też nadzieję, że taka oferta się pojawi i będziemy jeszcze razem pracować.
fot. Paula Duda / Oskar Patek
Wasze komentarze