Sytuacja jak sprzed roku. Lekarstwo na nią też będzie identyczne?
W poprzednich rozgrywkach pierwsze „oczko” kielczanie zdobyli dopiero w meczu 4. kolejki z Ruchem Chorzów. Teraz, choć w nieco innych okolicznościach, mają identyczny dorobek punktowy. Pozostaje zadać pytanie krótkie, ale skomplikowane: co zrobić, żeby wyjść na prostą?
Co można napisać po takim meczu, jak ten w Poznaniu? Bardzo dobre zdanie w przerwie spotkania powiedział Paweł Sobolewski, coś w stylu: „Ja nie wiem, jak my te bramki tracimy, chyba sami je sobie chcemy strzelać”. Nic dodać, nic ująć.
Przecież sytuacja przed golem na 1:0 wydawała się już zażegnana, Lovrencsics dostał złe (!) podanie od Teodorczyka. Tylko co z tego, skoro Artura Lenartowskiego dopadła niemoc i dał się ograć Węgrowi jak w niedawnym sparingu Lechii z Barceloną Grzelczak Messiemu.
Komentarz opisujący trafienie numer dwa chyba najlepiej pominąć, bo takie sytuacje to - mówiąc kolokwialnie – kryminał.
W jakim miejscu jest teraz Korona? Paweł Golański przed wyjazdem do Wielkopolski mówił, że przede wszystkim trzeba usunąć proste błędy. Wiadomo, że na diametralne zmiany taktyki czy sposobu gry czas dopiero nadejdzie, ale gdyby poszczególni gracze w poszczególnych sytuacjach zachowywali więcej rozumu, to naprawdę pozycja „żółto-czerwonych” w tabeli nie wyglądałaby tak paskudnie.
Na stadionie w Poznaniu nie było wyjątku od reguły. Kilkukrotnie kieleccy pomocnicy popisywali się fajnymi, nieszablonowymi zagraniami. Szczególnie mógł podobać się Paweł Sobolewski, który oprócz nieszczęsnej akcji z początku potyczki rozgrywał futbolówkę z głową i potrafił zaprezentować się godnie.
Szkoda tylko, że jeśli już było „ciepło” pod bramką Kotorowskiego, to gracze Grzesika albo niepotrzebnie kombinowali chcąc wejść z piłką do bramki, albo bali się oddać strzał zupełnie tak, jakby niecelna próba karana była chłostą.
Korona wcale tego meczu przegrać nie musiała. Tak jak i nie musiała przegrać z Widzewem oraz Wisłą. Tylko że to zwykłe gdybanie. Fakty są katastrofalne – „złocisto-krwiści” w czterech meczach ugrali 1 punkt na 12 możliwych.
To jeszcze nie jest powód do tego, żeby pisać scenariusze mówiące o spadku. Wystarczy przypomnieć sobie przecież zeszły sezon, kiedy na tym samym etapie rozgrywek podopieczni Ojrzyńskiego mieli również jeden remis i trzy porażki.
Wtedy Korona odkuła się dzięki powrotowi do drużyny Macieja Korzyma, który był decydujący w premierowej wygranej nad Podbeskidziem Bielsko-Biała. Czy teraz fani „żółto-czerwonych” znowu będą musieli czekać na powrót swego idola, żeby zespół w końcu się przełamał i ruszył do przodu? Niewykluczone.
fot. Paweł Jańczyk (korona-kielce.pl)
Wasze komentarze
Recepta? Nowy trener który potrafi przestawić Koronę na inne tory! Fatalna gra w obronie, licha pomoc i atak lub raczej jego brak, ma co chłop co robić! 2 tygodnie ciężkiej pracy. Liczę na to, że będzie miał wiedzę, umiejętności i doświadczenie. Bo na farta i Bożą pomoc jak widać nie ma co liczyć!
w klubie nie ma kompetentnego prezesa,trenera,skautów,piłkarzy, a jest "banda świrów".... a raczej zgraja leni.Brak umiejętności,kondycji a przede wszystkim zaangażowania-a tego wybaczyć nie można
W tej ekipie jedynie Jovka i Sobol trzymają jakiś poziom.Reszta do tarcia chrzanu w Społem się nadaje
Skoro przegrywamy wszystko na wyjazdach to z nich zrezygnujmy. Oszczędność na kasie i kopaczom można płacić połowę pensji (za połowę meczów). Dołożyć obowiązkowo drugi trening dziennie – strzelecki (jeden celny strzał w Poznaniu !!!!) najlepiej o 7 rano lub w południe. O Chojnowskim i Kobylańskim nie wspomnę bo wiadomo co powinno się z nimi zrobić.
Dla nich liczy sie tylko kasa. Korone trzeba miec w sercu, a Kobylanski ma ja w d.....
why? for the many!