Wisła ciągle słaba. Co zatem z Koroną?
W tytule zapowiedzi tego spotkania napisałem „Wisła słaba jak nigdy”. Po tym jednak, jak „Biała Gwiazda” z Kielc wyjechała z kompletem „oczek”, kilku czytelników już zwróciło mi uwagę, że ocena ta została wystawiona zbyt pochopnie. Mimo to, tak jak przed pierwszym gwizdkiem, tak i teraz, podpisuję się pod wyżej wymienionym stwierdzeniem.
Polemizowałbym nawet, czy w poniedziałkowy wieczór krakowianie zagrali w grodzie nad Silnicą chociaż przeciętnie. Oni nie pokazali nic, co mogłoby świadczyć o powrocie przynajmniej jednej setnej Wisły, z którą kiedyś, nie tak dawno, musiał się liczyć każdy.
To wszystko to fatalne informacje dla Korony. Jak mawia oklepane powiedzenie, „mecz można wygrać, przegrać, albo zremisować”. „Złocisto-krwiści” ulegli jednak ekipie, której ulec nie mogli i nie powinni. To właśnie zawodnicy Ojrzyńskiego powinni górować nad Wiślakami.
Wynik 2:3 nie brzmi jakoś tragicznie, jeśli spojrzymy na nazwy drużyn. Krakowianom została magia słowa „Wisła”. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę cały mecz i sposób prezentowania się przyjezdnych z Małopolski – klapa na całej linii w wykonaniu miejscowych.
Do przerwy piłkarze Franciszka Smudy na boisku nie mieli zbyt wiele do powiedzenia. Korona grając w ten sposób powinna strzelić więcej niż jednego gola gościom z grodu Kraka. Nie zrobiła tego, a w konsekwencji przy ogromnym farcie wyrównał Łukasz Garguła. No i kogo będzie obchodził obraz spotkania, skoro na tablicy wyników są dwie jedynki? Po wyjściu ze stadionu nikogo.
Drugie 45 minut Wiślacy rozegrali już dużo mądrzej. Najpierw spokojnie przyjęli „żółto-czerwonych” na własnej połowie, by później wyprowadzić mocny cios. „Gule” trzeba oddać, że jak można go krytykować przez pryzmat ostatnich miesięcy w jego wykonaniu w Krakowie, tak strzał z pierwszego kwadransa po przerwie wyszedł mu wybitnie. Czapki z głów!
A co potem? Nastąpił przestój. Wielką bronią „złocisto-krwistych” są dośrodkowania, ale przy rezultacie 1:2 nawet te nie wychodziły jak należy. Poziomu gry nie podnieśli, a raczej – co zabrzmi brutalnie – go obniżyli Łukasz Sierpina i Mateusz Stąporski. Tysięczna wrzutka Pawła Golańskiego przyniosła jednak efekt. Gol Pawła Sobolewskiego to kolejny dowód na słabość „Białej Gwiazdy”. Zawodnik w tym miejscu pola karnego bez jakiegokolwiek krycia? Kpina.
Po wznowieniu gry powiało optymizmem z szeregów „żółto-czerwonych”. Optymizmem, który ich zgubił. Zawodnicy Ojrzyńskiego przycisnęli krakowian do muru szukając zwycięstwa, ale zapomnieli, że od przegranej dzieli ich tyle samo, co od wygranej.
Nadeszła tragiczna 93. minuta. O krok od wprawienia stadionu w stan euforii był Trytko – nie udało się, trudno. Przemek po tym debiucie zapewne długo nie zaśnie. Tylko co dzieje się potem? Na kilkanaście sekund przed zakończeniem spotkania, przy wyniku 2:2, Wiślacy wychodzą we dwóch z kontrą, mając przed sobą jednego obrońcę i Małkowskiego. To nie koniec. Goście tę akcję rozgrywają fatalnie, oddalając się od upragnionego trafienia, ale z pomocą przychodzi im... Paweł Golański.
Za 92 minuty meczu Pawłowi należy się naprawdę wysoka ocena. Był motorem napędowym swojej ekipy, krakowianie nie mieli z nim łatwo. Jednak, jak to w sporcie bywa, jednym bezmyślnym, głupim zagraniem zaprzepaścił wszystko, na co pracował przez całą potyczkę, jednocześnie skazując Koronę na porażkę. Czy naprawdę zepsutego kontrataku „Białej Gwiazdy” nie dało się przerwać inaczej niż przekraczając przepisy?
Padła „twierdza Kielce”. W tym mieście nie wygrał nikt przed ponad 7 miesięcy. Ta szczęśliwa dla Scyzoryków statystyka została przełamana. Czas wziąć się za położenie kresu kolejnej – Widzew to nie Legia Warszawa i gdzie walczyć o pierwszą wyjazdową wygraną od 17 miesięcy, jak nie tam? Chyba nie w tej lidze.
Marcin Długosz
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Najbardziej mnie martwi ten dziwny marazm po wyjściu z szatni na 2 połowę. Nie wiem jak można w ciągu 15 minut przerwy zapomnieć o założeniach taktycznych, a już karygodne jest zachowanie w ostatniej akcji meczu. Tak grają dzieci na podwórku a nie zawodowcy, tam gdzie piłka tam wszyscy.
To byl dobry mecz w wykonaniu
Koronki.
Nie ma co sie zalamywac i przywiezc z wyjazdow
punkty.
Wielkosc trenera poznamy gdy da szanse tym co
zagrali z Wisla.
Skoro Wisła tak słaba to sam wystawiłeś świadectwo Koronie.
Tak czytam fora po meczu i tradycyjne nic się nie stało, no nic biorąc pod uwagę że cienki śląsk przegrał z Jagą, a wisła która oddała 3 strzały strzeliła 3 gole, powinniśmy mieć 6 pkt po tych meczach mamy jeden, teraz znów będzie paraliż w Łodzi, bo nie wygraliśmy na wyjeździe ze 20 meczów.