Rewolucji nie będzie
– Nie jestem cudotwórcą… Nie dokonam w ciągu dwóch minut nie wiadomo czego. Ale w zawodnikach Korony Kielce drzemie ogromny potencjał i mam nadzieję, że to wykorzystamy – mówi nowy szkoleniowiec „złocisto-krwistych”, Marcin Sasal.
Dziś po raz pierwszy kieleccy piłkarze trenowali pod pańskim okiem. Jak pan oceni warunki szkoleniowe, które oferuje stadion przy ulicy Ściegiennego?
Marcin Sasal: – Warunki do pracy są naprawdę bardzo dobre. Dzisiaj boisko było troszeczkę grząskie, ale pora roku jest niestety taka, a nie inna. Baza treningowa jest super! W Ząbkach cały czas mieliśmy z tym problemy…
Jak duży potencjał drzemie w zawodnikach Korony? Czy można coś zdziałać, by wyniki w przyszłości wyglądały lepiej od tych dotychczasowych?
– W przeszłości byłem w gorszych sytuacjach i zawsze starałem się z każdego piłkarza wyciągnąć jak najwięcej. W Kielcach jest duży potencjał – szczególnie w ofensywie. W meczu w Chorzowie nieźle to wyglądało, bo również w obronie zagraliśmy dobrze, z czego jestem usatysfakcjonowany – jest to pierwszy krok do poprawienia sytuacji w jakiej znalazł się zespół. Razem z Marcinem Gawronem zrobiliśmy dwie odprawy i w rezultacie udało nam się zremisować, aczkolwiek... Uważam, że należał się nam rzut karny. Nie chcę jednak tego komentować, by nie zaczynać znów od jakiejś kontrowersji. Mówi się trudno. Mieliśmy też inne równie dogodne sytuacje do strzelenia bramki.
Jest pan raptem kilka dni w kieleckim klubie, jednak jak dało się zauważyć na treningu, nie miał pan problemów z zapamiętaniem imion poszczególnych zawodników.
– Znam piłkarzy Korony - w końcu graliśmy przeciwko sobie cztery razy w bardzo krótkim czasie. Poza tym nie są to anonimowi zawodnicy. Cześć tych piłkarzy poznałem już na pierwszoligowych boiskach, także nie ma z tym problemów.
Jak duży był pański wkład w wywiezienie z Chorzowa jednego punktu?
– (chwila zastanowienia) Trudne pytanie. Przez cały tydzień zawodników przygotowywał sztab trenerski. Ja natomiast, podczas odprawy przedmeczowej oraz wizyty w hotelu powiedziałem swoje. Także wkład mały… Ale jednak jakiś był.
W którą cześć tabeli będzie pan celował w nadchodzącej rundzie wiosennej?
– Na razie spokojnie rozegramy przyszłe spotkania, by wypaść jak najlepiej. Później oczywiście celujemy jak najwyżej, ponieważ nie ma innego wyjścia. Korona jest dużym klubem, który potrzebuje sukcesów. Obecnie jesteśmy w trudnej sytuacji… Musimy powalczyć o jak najlepszy wynik w najbliższych meczach, by zapewnić sobie spokojną zimę. Następnie przygotujemy się dobrze do rundy wiosennej, żeby wcześniej zapewnić sobie utrzymanie. Sądzę, że stać nas co najmniej na środek tabeli.
Polonia Warszawa jest klubem, gdzie również nastąpiło wiele zmian. Czy nie obawia się pan najbliższej konfrontacji z tak nieobliczalnym rywalem?
– A dlaczego mam się obawiać? Świadomie podjąłem się trudnej sytuacji jaka obecnie czeka kielecki zespół. Trzy wyjazdowe mecze z naprawdę ciężkimi rywalami… Ruch Chorzów, Lech Poznań – czyli czołówka ligowa oraz Polonia, która zmieniła trenera. Zawodnicy wiedzą o co grają i myślę, że to właśnie od nich wiele zależy. Ja nie jestem cudotwórcą… Nie dokonam w ciągu dwóch minut nie wiadomo czego. Z piłkarzami należy troszeczkę popracować i wykorzystać drzemiący w nich ogromny potencjał.
Na jakim etapie będziemy mogli mówić o pierwszych sukcesach zespołu pod rządami Marcina Sasala?
– Myślę, że małym sukcesem było to, że nie przegraliśmy w Chorzowie. Są to pierwsze punkty jakie Ruch stracił na własnej murawie. Jest to pewien impuls dla kieleckich zawodników, by w kolejnych konfrontacjach powalczyli o zwycięstwo.
Korona Kielce jest dla pana trenerskim debiutem w ekstraklasie. Nie odczuwa pan presji związanej z wielkim wyzwaniem, jakim jest prowadzenie zespołu „złocisto-krwistych”?
– Zawsze musi być ten pierwszy klub. Kiedyś tak było, gdy przenosiłem się z juniorów do seniorów. Potem czwarta liga, trzecia, pierwsza – już przebyłem jakiś etap. Są tacy, którzy od razu zaczynali od ekstraklasy. Ze mną akurat było inaczej, ale myślę, że sobie poradzę.
W Kielcach ma pan do czynienia z zupełnie innym poziomem piłkarskim, niż to było w Dolcanie.
– W Ząbkach budowałem zespół od podstaw. W trzeciej lidze miałem grupę, z którą udało mi się awansować na zaplecze ekstraklasy. Później jednak ten sam „materiał” już się nie sprawdził w pierwszej lidze i sięgnąłem po piętnastu nowych graczy, których dobrałem tak, jak ja chciałem. To że w Koronie są lepsi zawodnicy to ogromna korzyść – dzięki temu mamy o wiele więcej możliwości. W Dolcanie szukałem piłkarzy grających za darmo bądź za grosze… Tutaj jest inne pole manewru. Oczywiście nie chodzi o to, by wydawać wielkie pieniądze nie wiadomo po co. Myślę, że zmiana jaka nastąpiła w Koronie wydarzyła się w dobrym momencie, ponieważ będę miał więcej czasu na poznanie zespołu. Gdybym przyszedł tutaj w styczniu, nie mógłbym tego zrobić – zawodnicy porozjeżdżaliby się na wakacje, przez co stracilibyśmy sporo czasu. Oczywiście sam zmiany klubu nie planowałem. Był to rozsądny ruch ze strony działaczy, aczkolwiek w Polsce wywołał jakąś lawinę...
Z pewnością w Ząbkach poznał pan wielu wartościowych piłkarzy. Czy zamierza pan kogoś ściągnąć z Dolcana?
– Rewolucji tutaj nie będzie. Rewolucja nastąpi jeżeli piłkarze nie spełnią oczekiwań dziennikarzy, opinii publicznej i oczywiście moich. Jeżeli jacyś gracze nie będą pasować do mojej koncepcji, to będziemy się rozstawać i szukać nowych. Z pewnością nie planuję lawinowego przenoszenia piłkarzy Dolcanu, z którymi pracowałem w pierwszej lidze.
Jak układa się współpraca między panem a asystentem Marcinem Gawronem?
– (uśmiech) Nie od dziś się znamy. Byliśmy dobrymi kolegami i trzymaliśmy się razem przez pewien czas. Razem kopaliśmy piłkę na dużo niższym poziomie, wspólnie również zmieniliśmy klub. Potem nasze drogi się rozeszły, ale zawsze mieliśmy ze sobą dobry kontakt i myślę, że dzięki temu teraz łatwiej będzie nam się współpracować.
Wszyscy kibice dobrze pamiętają pana "przejścia" z pracownikami klubu w meczu Korony z Dolcanem w Kielcach. Teraz to pana koledzy z pracy. Jak wyglądało pierwsze „dzień dobry” między wami?
– Jak widać wszyscy dotychczasowi pracownicy klubu nadal w nim pracują. Wiadomo, że kiedy walczy się o punkty, to wszystkie metody są dozwolone… Ja to szanuję. Natomiast ja takimi metodami nie posługiwałem się u siebie na obiekcie… Zapomnijmy o tym. To było już dawno temu. Nie mam absolutnie do nikogo żalu. Cieszę się, że przyszedłem właśnie tutaj do pracy. Każdy człowiek, który tutaj pracuje, robi to dla dobra zespołu. Naprawdę nie mam do tego pana, czy do kogokolwiek żadnych urazów… Myślę, że z wzajemnością. Normalnie się przywitaliśmy. Zresztą, już wcześniej, podczas meczu w Ząbkach – jeszcze nie wiedząc, że będę trenerem Korony – nie było między nami żadnych animozji.
Wasze komentarze