Gol „kolankiem”. Malarczyk: Nie wiem, gdzie tam był faul
Ponoć klasową drużynę poznaje się po tym, że potrafi wygrać nawet wtedy, gdy „nie idzie”. Jeśli temu wierzyć, Korona po piątkowym meczu może mieć powody do radości. Bo „żółto-czerwoni” przez 80 minut grali źle, słabo, i dopiero zabójcza końcówka pozwoliła cieszyć się ze zwycięstwa nad Górnikiem.
- Cóż, są takie mecze, nazwijmy je „mało przyjemne dla oka”. W piątek oglądaliśmy przede wszystkim mecz walki, a w takich przypadkach trzeba wygrać sercem i charakterem. I to nam się udało - tłumaczył pomocnik kieleckiego zespołu, Artur Lenartowski. Słowa „walka”, „charakter” były po piątkowym meczu powtarzane non stop, przez wszystkich zawodników. Bo i wszyscy zgadzali się, że spotkanie Korony z zabrzańskim Górnikiem, uznane - patrząc na harmonogram transmisji telewizyjnych - za jeden z hitów tej kolejki, wielkim widowiskiem niestety nie było. Stało na bardzo słabym poziomie.
- Nasza taktyka polegała przede wszystkim na graniu długich piłek na „Korzenia” (Macieja Korzyma - red.). Liczyliśmy, że on będzie walczył z obrońcami, a my będziemy te piłki od niego „zbierać”. To nam w piątek wychodziło. Mieliśmy tak grać, to nie musiało się podobać, najważniejsze są trzy punkty. Ten cel osiągnęliśmy - słusznie zauważył Michał Janota.
Kielczanie, choć wprost tego nie mówili, z pewnymi obawami podchodzili do piątkowego spotkania z Górnikiem. - Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to zespół, który potrafi grać bardzo dobrą piłkę - przyznał Janota. - Ale koniec końców, to my możemy cieszyć się z trzech punktów - zauważył.
To dzięki bramce Piotra Malarczyka z 84. minuty. Obrońca Korony, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, strzelił gola… kolanem. – Jak to pamiętam? Duże zamieszanie na pierwszym słupku, piłka dostała kozła, trafiła do mnie, no i skierowałem ją do siatki. Nic innego mi nie pozostało zrobić, bo bramka była pusta - przyznał „Malar”. Choć zawodnicy Górnika sygnalizowali, że bramkarz zabrzańskiej drużyny, Łukasz Skorupski, mógł być w tej sytuacji faulowany, Malarczyk z taką interpretacją się nie zgadza. - Wszyscy walczyli o tę piłkę, nie było tam raczej żadnego faulu - stwierdził wychowanek Korony.
A w meczu, jak stwierdził, dużo było… walki. - To było ciężkie spotkanie. Górnik wysoko nas atakował, my odpowiadaliśmy tym samym, w efekcie płynnej gry było bardzo mało . Tym bardziej możemy się cieszyć, że mecz zakończyliśmy na swoją korzyść. Teraz z nadziejami pojedziemy do Szczecina - podkreślił.
Tam właśnie, z miejscową Pogonią, podopieczni Leszka Ojrzyńskiego zagrają o swoje pierwsze - od blisko roku - wyjazdowe zwycięstwo. - Wiemy, jaka jest tabela, zwycięstwo w Szczecinie, może nas bardzo zbliżyć do czołówki. Tylko trzeba tam wygrać. Powtarzamy to sobie ostatnio często przed meczami wyjazdowymi, ale zawsze coś stoi na przeszkodzie, aby wrócić do domu z punktami - kończy Lenartowski.
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze
gramy tym co mamy, dlatego. Widać, że kilku zawodników "nie chce się spocić". Strzał w trybuny w ostatnich minutach meczu, kiedy mieliśmy setkę na 2:0 dobitnie to pokazał. Szczególnie, że strzelał zawodnik, który dopiero wszedł. "Minimalizm" rządzi.
U nas nie wiem w czym jest problem, wychodzą naładowani ale to starcza na 10-20 min a potem jest kopanina i obrona czestochowy, niestety ale z Górnikiem pograli pierwsze 5 minut a później była padaczka, wygrali tylko dlatego że Górnik jest bez formy i dlatego że późno strzelili bramkę więc nie było czasu by się bronić