Motyka bije się w pierś
- Nie ukrywam, że pojawiła się łezka w oku. Zżyłem się z szatnią i tymi ludźmi. Dziękuję również kibicom, bo zawsze dawali nam wsparcie mimo niepowodzeń. Byli z nami na dobre i na złe - podsumował były szkoleniowiec Korony Kielce, Marek Motyka
- Byłem bardzo zaskoczony, bo nic o tym kompletnie nie wiedziałem. Decyzja w tej sprawie była już podjęta w piątek po meczu. Remis z Zagłębiem został potraktowany jako porażka. To nie mogło najwidoczniej odbić się bez echa - zauważył popularny "Marcyś", który nie ma się, czego wstydzić, albowiem nie pozostawił zespołu na miejscu spadkowym. Mało tego! Wywalczył z Koroną awans do ćwierćfinału Pucharu Polski eliminując GKS Bełchatów i rewelację Unibet 1. ligi Dolcan Ząbki.
- Miałem przyjemność współpracować z świetnymi ludźmi. Kadra nie była zła, bo miałem do dyspozycji przecież takich graczy jak Vuković, Edson, Mijailović, Zganiacz, Wilk, Hernani, czy Edi Andradina. Do drużyny włączyłem kilku młodych piłkarzy. Potencjał ludzki w Kielcach jest naprawdę ogromny. Strzelaliśmy dość sporo bramek, ale traciliśmy jeszcze więcej. Dla mnie jako byłego obrońcy jest to osobisty dyshonor - przyznaje bez ogródek Motyka.
- Po tej informacji otrzymałem mnóstwo ciepłych telefonów od kieleckich dziennikarzy. Super nam się współpracowało, byli bardzo zdziwieni moim zwolnieniem, podobnie jak ja. Dziękuję również kibicom, bo zawsze dawali nam wsparcie mimo niepowodzeń. Byli z nami na dobre i na złe - podkreśla 51-letni fachowiec.
- Nie ukrywam, że pojawiła się łezka w oku. Zżyłem się z szatnią i tymi ludźmi. Widziałem kątem oka, że zawodnicy również byli przybici. Jestem otwartą osobą i zawsze mam z każdym dobry kontakt, także pozostał wielki żal, że nie mogłem popracować do końca rundy. W Polsce już tak jest, że większości klubów w okresie roku, czy dwóch lat nie może prowadzić jeden człowiek. Zazdroszczę Jasiowi Urbanowi, czy Maciejowi Skorży, że mogą spokojnie pracować. Po trzech sezonach będzie pewna wykładnia ich pracy i ich warsztatu - uważa.
Co ciekawe, Motyka w sobotni wieczór podpatrywał najbliższego przeciwnika Korony, Ruch Chorzów. - Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Moje notatki, spostrzeżenia już się nie przydadzą. Zostały podjęte takie, a nie inne decyzje. Muszę to uszanować - zawiesza głos szkoleniowiec, który w środowisku piłkarskim z pewnością należy do kolorowych postaci. Autor szarańczy jest bardzo lubiany przez sympatyków sportu.
- Ludzie z uśmiechem na twarzy oglądali mecze Korony. Padało sporo goli, emocji również nie brakowało. Z Legią, czy Wisłą walczyliśmy do samego końca, grając w dziewiątkę. Zawodnicy zawsze pokazywali ambicję - zaznaczył trener, który w tym roku prowadził jeszcze Polonię Bytom.
Kontrakt "Marcysia" z kieleckim klubem obowiązywał do 30 czerwca 2010 roku. - Z zarządem się dogadałem. Myślę, że nie powinno być z niczym problemów. Liczę na to, że zostanę potraktowany w sposób fair - zakończył Marek Motyka.
Źródło: ASinfo
Wasze komentarze
Oj, ma się czego wstydzić, ma.
Autor artykuł wyraźnie sympatyzuje z Motyką. Śmiesznie się to czyta.
szkoda że pan trener nie policzył że do ostatniego miejsca mamy tylko 4 punkty a do przedostatniego 2. Na 14 meczy 2 zwycięstwa. Na co miał czekać zarząd na to aż spadniemy z ekstraklasy ?. Koronie wyraźnie brakowało taktyki a za to odpowiada trener. Wystawianie słabego Edsona i Vukowicza tylko dlatego że się ich kupiło a nie że są w formie (nawet laik widzi że im brakuje szybkości) a Zgani siedzi na ławce. No i ostatnia zmiana w meczu z Zagłębiem, zastąpienie na środku obrony w miarę dobrze spisującego się Malarczyka i przesuniecie go na skrzydło a w zamian wstawienie nie grającego dwa miesiące Nawotczyńskiego - skutek dwa gole ze środka. Już po pierwszym golu i paru naprawdę groźnych sytuacjach dobry trener skorygował by ustawienie i Malarczyka z powrotem postawił na środku. Myślę że spóźniona decyzja o jakieś trzy mecze. I jeszcze jedno awans do extraklasy to dostaliśmy na papieże a nie wywalczył zespół z trenerem Motyką bo o ile pamiętam to nie gralismy w barażach