A tak swoją drogą... Jeszcze zapłaczemy za Vukoviciem
Dopiero co kończy się wtorek, a ja już w tym tygodniu zostałem dwukrotnie zaskoczony. Raz, gdy „Vuko” ogłosił swoją decyzję o zakończeniu kariery. Dwa, gdy zacząłem wczytywać się w głosy kibiców po tej wiadomości. I tu: niby szkoda, byłeś niezły, dzięki, ale... No właśnie, wielkiego płaczu nie ma. Podobno zastąpić można każdego, ale moim zdaniem w tym przypadku będzie bardzo trudno.
Jeszcze w niedzielę planowałem zupełnie inny tekst. Chciałem w końcu pochylić się nad losem Effectora Kielce, bo to temat wymagający skomentowania. Niestety (albo stety), w kieleckim sporcie sytuacja zmienia się tak dynamicznie, że tu praktycznie każdy dzień przynosi coś nowego, coś rewelacyjnego. Siatkarze muszą zatem zaczekać – teraz najważniejszy jest „Vuko”.
Nigdy nie ukrywałem swojej sympatii do tego właśnie zawodnika. Mało jest tak inteligentnych piłkarzy w polskiej lidze, z którymi można porozmawiać o wszystkim – nie tylko o futbolu. Ale nawet, gdy dyskusja toczy się tylko w tematach piłkarskich, można mieć pewność, że zawsze „Vuko” powie coś nieszablonowego. Mądrego, dającego do myślenia, niekoniecznie kontrowersyjnego.
To doprawdy niesamowite, że przyjeżdża facet z Serbii i po kilku latach potrafi stworzyć sto razy bardziej rozbudowaną wypowiedź niż połowa jego polskich kolegów z szatni.
Mam wrażenie, że nie doceniamy siły Vukovicia. I nawet nie patrzmy na to przez pryzmat czysto sportowy. Bo tutaj „Vuko” w piłkę nie grał od dobrych kilku miesięcy i Korona musiała sobie radzić bez niego na boisku. I jakoś sobie radziła, choć oczywiście raz lepiej, raz gorzej,
Ale mentalnie jego strata będzie ogromna. Wprawdzie Serb nigdy nie aspirował do funkcji kapitana, wręcz jej stanowczo unikał, ale nawet bez opaski na ramieniu był jednym z liderów tej ekipy. I potrafił dostrzec to, czego nikt inny nie widział. Umiał przewidzieć rozwój wydarzeń i w porę zareagować – ot, choćby w niedawnym meczu z GKS-em Bełchatów. Pamiętacie sytuację, gdy zakotłowało się na boisku? Oglądałem powtórki i zauważyłem, że Vuković od razu ruszył do wściekłego Kuzery, odsunął go na bezpieczną odległość od epicentrum i szybko uspokoił. Gdyby nie to, „Kuzi” mógł z powodzeniem wylecieć z boiska, a Korona grałaby w dziesięciu.
Kto inny w Kielcach umiałby powstrzymać temperament Kuzery i w ogóle by o tym pomyślał?
Co nie znaczy, że „Vuko” był zawsze święty, „partyzancki” charakter dawał o sobie oczywiście znać. Ale jakoś tak się dziwnie składało, że jeśli „Aco” kogoś dusił, to zawsze z Krakowa – czy to z jednej, czy drugiej strony Błoń. Najpierw Sobolewskiego z Wisły, potem Pawlusińskiego z Cracovii – a może na odwrót, nieistotne. Tak czy siak – raczej nikt o żółto-czerwonej krwi o to pretensji do niego nie miał.
Fajne słowa wypowiedział Vuković po ogłoszeniu swojej decyzji. Stwierdził, że największą nagrodą dla niego jest to, że ludzie dobrze go postrzegają. I cenią, nie tylko jako piłkarza, ale też człowieka. To sama prawda. Doskonale pamiętam słowa jednego z kibiców Korony, wieku już dojrzałego, który przez dłuższy czas był sąsiadem „Vuko”. Nie mógł się nachwalić jego kultury osobistej, szacunku do innych i inteligencji.
Tak się Panowie piłkarze zdobywa uznanie wśród ludzi. Bo grać w piłkę można znakomicie, być wielbionym za postawę na boisku też, ale co potem? Co po karierze? Daleko nie musimy szukać przykładów. Czy chcesz skończyć jak były prezes PZPN-u, drogi zawodniku? To przestań gwiazdorzyć, zjedz Snickersa i pamiętaj, że ten „mały kibic” wydaje co tydzień kilkadziesiąt złotych, by zobaczyć cię w akcji. I choćby przez to należy mu się szacunek.
Może nie wszystkich martwi jednak decyzja Vukovicia? Ciężko wyrzucić przecież z pamięci sytuację chociażby z meczu w Łodzi. Serb schodząc do szatni, pokazał w stronę kibiców Widzewa „elkę”. Ileż było potem głosów oburzenia ze strony kieleckich kibiców, ile gorzkich słów wypisanych w internecie.
Przypadek zrodził, że kilka dni później odbywało się spotkanie „Złocisto-krwiści po godzinach”, którego głównym bohaterem miał być właśnie Vuković. Napięcie rosło... Niepotrzebnie. Okazało się, że żaden kibic nie odważył się, by zapytać „Vuko” o tę właśnie sytuację.
Strach ich obleciał? Zapewne. A Vuković nigdy nie uciekał od trudnych pytań i rozmów. Zawsze mówił szczerze, prawdę walił prosto z mostu. Nigdy nie ukrywał sympatii do Legii, swojego prawdziwego zdania, ani emocji. Za to należy mu się ogromny szacunek.
Zdaję sobie sprawę, że ten tekst brzmi trochę jak laurka. Trudno. Po prostu bardzo ubolewam nad stratą Vukovicia, bo wiem, że bez niego w Kielcach będzie znacznie ciężej. I boję się, że możemy to szybko odczuć.
Dzięki „Vuko” i powodzenia w nowej pracy – w Legii. Przecież obaj dobrze wiemy, że tam szybko wylądujesz i... Bardzo dobrze! To miejsce dla ciebie w tym momencie idealne.
Tomasz Porębski
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
Niestety takich piłkarzy, ludzi jest bardzo mało, inny czuje że może grać na 40% i wychodzi polatać jak przegramy no to cóż starałem się jak mogłem i kasa wpada. Szkoda że takich ludzi jak Vuko jest co raz mniej...
http://ekstraklasa.wp.pl/kat,32284,title,Vukovic-bedzie-pracowal-w-Legii,wid,15500788,wiadomosc.html