Dotąd „przesuwał szafy”. Teraz położył ich na łopatki
Niejednokrotnie przerywaliśmy różne passy przeciwnych drużyn i teraz pora, aby odczarować bramkę bełchatowian – mówił stanowczo Leszek Ojrzyński na konferencji przed meczem z GKS-em. I słowa dotrzymał. Do tego Korona po raz pierwszy na wiosnę zagrała na zero z tyłu. Czy jednak możemy być w pełni zadowoleni z postawy żółto-czerwonych?
GKS przyjechał do Kielc w bardzo dobrych nastrojach. W pięciu wiosennych spotkaniach bełchatowianie nie ponieśli ani jednej porażki. Ba! We wszystkich tych meczach nie stracili nawet bramki. Na dodatek w 20. kolejce pokonali 1:0 mistrza Polski, drużynę Śląska Wrocław. Głównym architektem tych sukcesów był Emiljus Zubas. Litwiński bramkarz stał się nagle objawieniem ekstraklasy, przez 450 minut zachowując czyste konto. Każda passa ma jednak swój kres...
Ojrzyński przyzwyczaił kieleckich kibiców do niespodzianek w wyjściowym składzie. Nie inaczej było również w niedzielne popołudnie. W „jedenastce” na mecz z „Brunatnymi” znalazł się, wracający po kontuzji, Aleksandar Vuković. Szansę na występ od pierwszej minuty dostał także Mateusz Stąporski, który do tej pory nie grał zbyt wiele. Natomiast na ławce rezerwowych zabrakło miejsca choćby dla Artura Lenartowskiego, dotychczas podstawowego zawodnika kieleckiej drużyny. Na trybuny powędrował też Tomasz Foszmaczyk.
Po raz kolejny na największe pochwały w kieleckim zespole zasługuje dwójka piłkarzy: Vlastimir Jovanović oraz Maciej Korzym. Pierwszy nie tylko zdobył zwycięską bramkę, ale przez cały mecz mocno harował dla całego zespołu. „Jovka” nie bał się wziąć ciężaru gry na swoje barki i kilkukrotnie rozgrywał pikę niczym typowy rozgrywający. Oprócz tego zaliczył dużo cennych odbiorów, co jest jego głównym zadaniem.
Po każdym wiosennym meczu chwalimy za grę też Korzyma. Wydawać by się mogło, że po niedzielnym meczu będzie inaczej, bo popularny „Korzeń” tym razem nie trafił do siatki rywala. A jednak trzeba go pochwalić. Wychowanek Sandecji po raz kolejny udowodnił w jak świetnej dyspozycji się znajduje. I nie chodzi już tylko o jego zaangażowanie na placu gry i wolę walki. Każdy, kto uważa Korzyma za typowego boiskowego „drwala”, opierającego swój styl gry wyłącznie na sile, po meczu z GKS-em powinien zdanie zmienić. Napastnik Korony kilka razy potrafił zagrać niekonwencjonalnie, a jego sztuczek technicznych nie powstydziliby się piłkarze z lepszych lig niż polska.
W przypadku „Vuka” łatwo można było zauważyć, że Serb nie jest jeszcze w swojej optymalnej dyspozycji. W wielu sytuacjach brakowało mu szybkości i boiskowego ogrania, jednakże sama obecność „Vuka” na placu gry wpływa pozytywnie na innych członków zespołu. Z każdym meczem powinien wracać do formy sprzed kontuzji i pewnie jeszcze nieraz zachwyci publiczność swoimi zagraniami.
Pomimo zwycięstwa, trzeba również zganić kielecki zespół. Przede wszystkim za grę w ostatnim kwadransie rywalizacji. Piłkarze Korony znów ufundowali swoim fanom nerwową końcówkę. Wydawało się, iż po ostatnim spotkaniu w Bielsku-Białej wyciągną wnioski i nie cofną się na własną połowę przy prowadzeniu 1:0. Tak się jednak stało, i to pomimo gry w przewadze liczebnej. Szczęśliwie GKS swoich sytuacji nie wykorzystał.
Ponadto in minus wyglądała postawa rezerwowych w „żółto-czerwonym” zespole. O ile Łukasz Sierpina wprowadził nieco świeżości w poczynania Korony, o tyle Paweł Zawistowski i Łukasz Jamróz byli bezproduktywni. Szczególnie ten ostatni zanotował sporo strat i ciężko cokolwiek pozytywnego napisać o grze „Jamra”. Jak widać, sparingi to nie to samo, co mecze o stawkę.
Celem przed meczem z Bełchatowem były trzy punkty i to zadanie udało się zrealizować. Zwycięzców się nie sądzi, więc o stylu trzeba jak najszybciej zapomnieć i skupić się na kolejnym spotkaniu. Już w piątek Koroniarze pojadą do Lubina, aby tam powalczyć o pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie. Początek starcia z Zagłębiem o godz. 20:45.
Mariusz Kogut
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
(jeśli będzie grał Sz.Pawłowski)