W zakamarkach Stadionu Narodowego...
Zwarci i gotowi na kiboli z San Marino
Mecz z San Marino był, jaki był, każdy pewnie widział, ale my jeszcze do niego powrócimy. Nie będziemy się jednak pastwić nad nieskutecznością Lewandowskiego, czy spodenkami Wasilewskiego. Postaramy się pokazać Wam to wszystko od trochę innej, dziennikarskiej strony...
Być może pamiętacie nas z relacji z igrzysk w Londynie. Tym razem jednak nie będzie o igrzyskach, a o pracy dziennikarzy na Stadionie Narodowym. W ostatni wtorek mieliśmy okazję podejrzeć ich pracę. Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu PZPN przyznał nam akredytacje na mecz z San Marino. No, ale może Zbigniew Boniek też czytał relacje z Londynu? :)
Pod stadionem znaleźliśmy się na około trzy godziny przed meczem. Sprzedawcy okolicznościowych pamiątek atakowali nas już od Ronda Waszyngtona. Jednak my twardo podążaliśmy w kierunku biura akredytacyjnego. Bez problemu dostaliśmy upragniony „bilet na mecz” i mogliśmy przekroczyć bramy stadionu. Nie okazało się to jednak takie proste, bowiem wejście dla mediów zlokalizowane było z zupełnie innej strony. Po drodze mijaliśmy kolejne wejścia dla kibiców i zauważyliśmy, że mecz to dobra okazja na różnego rodzaju protesty. Wszyscy pamiętamy przecież Euro i ukraińskie aktywistki :) Tym razem pewna pani przypomniała nam, że w każdy piątek obowiązuje post. Cóż, miejsce na taką akcję bardzo intrygujące...
Przed stadionem protestować można na każdy temat
Kiedy odnaleźliśmy właściwie wejście zdaliśmy sobie sprawę, że praktycznie nikt nas nie kontrolował. Na stadion mogliśmy wnieść praktycznie wszystko. A tyle się przecież mówi o względach bezpieczeństwa… Na Euro dziennikarze byli jednak dokładniej kontrolowani. Kolejne strzałki na ścianach kierowały nas do pokoju mediów. Musimy przyznać, że jak na pierwszy raz to czuliśmy się trochę zagubieni. W gąszczu pustych korytarzy narodowego giganta zabawa w chowanego mogłaby się nigdy nie skończyć. Sam pokój, a właściwie ogromna sala dla dziennikarzy, to miejsce, gdzie powstaje większość relacji, które później czytacie. To tam przed meczem Maciej Iwański ćwiczył wymowę nazwisk piłkarzy z San Marino, a w tle dało się usłyszeć słynne „hehehe” Jacka Gmocha.
Kilka łyków ciepłej herbaty i można było ruszyć sześć pięter wyżej – na trybunę prasową. Po wyjściu z windy ukazał się nam krajobraz… jak z placu budowy. Niewykończone korytarze kłuły w oczy i nasuwało się pytanie czy tu rzeczywiście było Euro. Jednak wyjście na trybuny rozwiało nasze wątpliwości. Widok na cały stadion był niesamowity. „Prawdziwa” trybuna prasowa przeznaczona jest w głównej mierze dla dziennikarzy najważniejszych mediów. Reszta akredytowanych siedzi nieco wyżej, na normalnych krzesełkach. Dobre i to…
Mecz transmitowany był przez TVP i Polsat. Jak się okazało, przygotowanie do meczu na pierwszy rzut oka wydaje się zupełnie inne. Maciej Iwański (TVP) wydaje się być tradycjonalistą. Jego stół pełen był notatek oraz wycinków z gazet. Natomiast Mateusz Borek z Polsatu okazał się być fanem nowinek technicznych. On całą swoją wiedzę zapisał w… tablecie. Nie przeszkodziło to jednak obu panom wymienić kilku uwag tuż przed wejściem na antenę.
Andrzej Juskowiak przygotowuje się do komentowania
W przerwie większość dziennikarzy wraca do swojej „piwnicy”. W press roomie mogą wymienić uwagi, zjeść ciepły posiłek… ale też zebrać pierwsze opinie ekspertów. 15 minut przerwy zleciało bardzo szybko i ani się nie obejrzeliśmy, a Robert Lewandowski znów stał na 11 metrze. W podobnej sytuacji znalazło się wielu dziennikarzy. Dzięki temu mieliśmy okazję obejrzeć trzeciego gola dla Polski w doborowym towarzystwie ekspertów Polsatu, m.in. Tomasza Łapińskiego i Wojtka Kowalczyka. Jednak trybuny wzywały ;)
W drugiej połowie kibice coraz częściej wyrażali swoje niezadowolenie solidną porcją gwizdów. Jedynym oklaskiwanym był Artur Boruc. I chyba słusznie, bo w końcówce uratował nas przed kompromitacją. Ten jeden kontratak San Marino wywołał na trybunach większe emocje niż wszystkie wcześniejsze bramki Polaków. Okrzyki „San Marino” niosły się po trybunach, za co potem dziękował trener gości.
Po końcowym gwizdku udaliśmy się do sali konferencyjnej, która zrobiła na nas duże wrażenie. Co ciekawe trenerzy obu selekcjonerów wystąpili osobno. Najpierw Giampaolo Mazza, a potem Waldemar Fornalik. I to był dopiero początek pracy dziennikarzy, którzy ruszyli do spisywania wypowiedzi i tworzenia artykułów, które następnego dnia ukażą się w gazetach. My jednak nie skorzystaliśmy z tej okazji i naszą relację napisaliśmy dla Was po powrocie do Kielc :)
Michał Filarski
Maciej Wadowski
Dwie godziny do meczu
W drodze po akredytacje
I w którą stronę tu iść...
Press Room
Dawno po Euro, a stadion niegotowy
A miejsca stojące są ponoć zakazane
Tak się bawiły VIP-y
Stanowisko komentatorskie TVP
Porozumienie ponad podziałami
Do hymnu
Strzeli, czy nie strzeli?
Kieleckie akcenty
Trudne pytania
Wasze komentarze