Gliński: Nie wiem czemu się nas boją
- W każdym spotkaniu musimy zachować wysoki poziom koncentracji, bowiem żaden rywal nie położy się przed nami tylko dlatego, że gramy dobrze w Lidze Mistrzów. Najważniejsza jest jednak wartość naszej drużyny, którą musimy sami sobie udowadniać – mówi Rafał Gliński.
Po maratonie w Lidze Mistrzów czas was maraton w rozgrywkach rodzimej ekstraklasy. Pewnie coraz częściej odczuwacie już skutki zmęczenia dużym natężeniem meczów?
Rafał Gliński: - Na pewno tak. Ale tak naprawdę sami tego chcieliśmy. Przecież każdy z nas marzył o tym, żeby móc grać w Lidze Mistrzów. Wiedzieliśmy, że będziemy musieli pogodzić granie w lidze z meczami rozgrywanymi na europejskiej arenie, więc nie ma sensu teraz narzekać. Uważam, że do tej pory całkiem nieźle potrafimy sobie radzić z tak dużą ilością rozgrywanych meczów. Zwycięstwa – bez względu na to, czy odnoszone na ligowych parkietach, czy też w Lidze Mistrzów, sprawiają nam wielką przyjemność. Teraz mamy przed sobą dosyć napięty terminarz, bowiem do 20 grudnia będziemy grać dwa razy w ciągu tygodnia. Musimy tę dobra passę utrzymać i samym sobie udowodnić, że nasze ostatnie osiągnięcia nie są dziełem przypadku.
Wróćmy na chwilę do waszej sytuacji w grupie B Ligi Mistrzów. Wydaje się, że po meczach ostatniej kolejki możecie być już niemal pewni wejścia do fazy pucharowej tych rozgrywek.
- Teraz możemy sobie nawet troszeczkę teoretyzować odnośnie naszych szans na wyjście z grupy, ale pamiętajmy, że do rozegrania pozostały jeszcze cztery spotkania. Mogę jednak zapewnić, że nie spoczniemy na laurach. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z każdym zespołem w Lidze Mistrzów można spokojnie powalczyć. Pokazaliśmy to chociażby w meczach z Veszprem czy Rhein-Neckar Loewen, gdy udało nam się nawiązać równorzędna walkę z wyżej notowanymi rywalami. W każdym meczu będziemy się starali walczyć o dwa punkty.
Zdajecie sobie sprawę z tego, że tworzycie historię tego klubu? Wyjście z grupy Ligi Mistrzów będzie największym sukcesem kieleckiego szczypiorniaka.
- Nie śledziłem szczegółowo statystyk z lat ubiegłych. Wiadomo, że ludziom bardzo się podoba to, że gramy tak dobrze i wygrywamy swoje mecze. My też jesteśmy usatysfakcjonowani osiąganymi przez nas rezultatami. Dalej chcemy tworzyć historię tego klubu, bowiem to właśnie ona buduje jego prestiż.
Nie jest wam ciężko zmienić nastawienie i podejście do meczu, kiedy na parkiecie zamiast zawodników jednej z czołowych drużyn europejskich stoją piłkarze ręczni z Wągrowca czy Lubina?
- Nie ma sensu porównywać takich spotkań. Wszystko leży w naszych głowach. Musimy się odpowiednio koncentrować na każdym kolejnym spotkaniu – niezależnie od tego, czy jest to mecz w Lidze Mistrzów, czy tylko pojedynek w polskiej ekstraklasie. W każdym meczu musimy wyjść na parkiet i pokazać swoją grę. Pod tym względem każde spotkanie niczym się nie różni. Nikt się przecież przed nami nie położy. To z kim gramy jest tak naprawdę mniej istotne. Najważniejsza jest nasza wartość, którą z każdym meczem musimy sobie udowadniać.
Wartość Vive jest już na tyle duża, że niektórzy rywale czują w stosunku do was nie tylko respekt, ale także strach. Uwidacznia się on np. w przedmeczowych wypowiedziach, kiedy niektórzy z zawodników, trenerów przeciwnych drużyn otwarcie powątpiewają w szansę nawiązania z wami równorzędnej walki.
- Nie wiem z czego to wynika. Każdy może wygrać z każdym i nie ma sensu obawiać się przeciwnika, z którym przychodzi się mierzyć. To że teraz jesteśmy na fali wznoszącej nie znaczy, że nigdy nie przegramy. To że nasi rywale nie wierzą w możliwość pokonania nas i sądzą, że z góry są skazani na pożarcie, to już jednak nie moja sprawa. Niech oni się tym martwią.
W ostatnich meczach z waszym udziałem mogliśmy zaobserwować bardzo podobny scenariusz. Pierwsze połowy spotkań były bardzo wyrównane, natomiast w drugich trzydziestu minutach wasi rywale nie mieli już nic do powiedzenia. Czym to jest spowodowane?
- Nasza dobra gra w tym czasie wynika przede wszystkim ze świetnego przygotowania siłowego oraz wydolnościowego. Poza tym mamy bardzo silną ławkę rezerwowych. U nas nie gra jedna siódemka, tylko cały zespół. Jeżeli komuś w trakcie meczu zabraknie sił, to w tym momencie wchodzi zmiennik, i co ważne – nasza gra przez to wcale nie traci na wartości. To jest właśnie klucz, który pozwala nam tak dobrze prezentować się w drugich połówkach rozgrywanych przez nas spotkań.
Waszą siłą w tym sezonie jest też duża odporność na kontuzje. Porównując z latami ubiegłymi, czy też nawet z sytuacją waszego najgroźniejszego rywala – Wisły Płock, tych urazów jest naprawdę mało.
- Dokładnie. Bardzo nas cieszy to, że póki co w drużynie nie ma żadnych poważniejszych kontuzji. Oczywiście rzeczą naturalną jest to, że w sporcie, zwłaszcza tak brutalnym jak piłka ręczna zawsze jakieś urazy się pojawiają. Na szczęście te poważniejsze dolegliwości na razie nas omijają i mam nadzieję, że dalej tak będzie.
Teraz przed wami pojedynek z lubińskim Zagłębiem. Jakiego spotkania możemy się spodziewać w czwartkowy wieczór?
- Gramy u siebie, na swoim terenie i rywal musi sobie z tego zdawać sprawę. Wiemy jednak, że Zagłębie nie położy się na parkiecie i nie będzie prosić o jak najmniejszy wymiar kary. My natomiast chcemy udowodnić, że nieprzypadkowo jesteśmy liderem tabeli. Zagłębie ma swoje problemy, bowiem w drużynie jest sporo kontuzji. Wiem, że Michał Stankiewicz miał naciągnięty mięsień dwugłowy i w ostatnich meczach nie grał. Problemy ze zdrowiem miał także Michał Nowak.
Wasz najbliższy rywal póki co pokazuje, że jest zespołem całkowicie nieobliczalnym...
- Zgadza się. Zagłębie w dotychczasowych meczach udowodniło, że jest drużyną która może wygrać z każdym, o czym świadczy np. zwycięstwo odniesione w meczu z Płockiem, ale też z każdym może ponieść porażkę. Nie możemy ich jednak zlekceważyć i z pewnością w czwartek będziemy walczyć od pierwszej do ostatniej minuty.
Wspomniałeś o Michale Stankiewiczu. Kołowy z Lubina jeszcze przed sezonem dosyć odważnie odgrażał się, że w meczu z Kielcami będzie chciał udowodnić, iż niektóre osoby zbyt wcześnie postawiły na nim krzyżyk.
- To już jest indywidualna sprawa Michała. Normalne jest, że każdy taki mecz z byłym klubem wzbudza dodatkowe emocje i sporą chęć walki. Jeżeli Michał w taki właśnie sposób do tego podchodzi, to jak najbardziej słusznie. Życzę mu jak najlepiej, ale niech nie zapomina o tym, że to jednak Vive będzie faworytem tego spotkania.
Rozmawiał Grzegorz Walczak.
fot. Paula Duda