Waga ich przygniotła. „Effector” przegrany, ale z nadzieją
Nie na taki obraz gry liczyli kibice kieleckiej siatkówki. Po wygranych bojach z Jastrzębiem można było spodziewać się więcej po drużynie Dariusza Daszkiewicza. Zamiast progresu, był jednak spadek - formy. I w efekcie słaba gra. - Może wynikało to z wagi spotkania – zastanawiał się po meczu Piotr Orczyk, siatkarz kieleckiej drużyny.
A wygrana, choć mowa tylko o pierwszym secie, była na wyciągnięcie ręki. Rywalizacja toczyła się aż do stanu 33:35. Obydwie drużyny miały po kilka setboli. – Zdecydowanie pierwszy set był decydujący. Był wyrównany i naprawdę mógł podobać się kibicom. W końcówce prowadzenie zmieniało się raz na naszą korzyść, raz na stronę kielczan. Ta partia ustawiła cały mecz. Natomiast w drugim secie gospodarze wyszli nieco podłamani i pewnie dlatego przegrali. Rezultat tej partii był efektem tego, że w pierwszym secie wygraliśmy i udało się szybko uzyskać przewagę – ocenił Maciej Pawliński, były siatkarz kieleckiego klubu, obecnie przyjmujący ekipy Politechniki.
Podobnego zdania jest siatkarz Effectora, Piotr Orczyk. – Bardzo zacięty pierwszy set. Dużo walki po jednej jak i drugiej stronie, ale też dużo błędów. Może wynikało to z wagi spotkania. Obydwie drużyny chcą walczyć o piąte miejsce, które daje udział w europejskich pucharach. Niestety potem rywal bardziej na nas naskoczył i ulegliśmy dosyć gładko.
Ataki ze środka przynosiły rezultaty i pozwoliły na równą walkę. Niestety funkcjonowały bez zarzutów tylko w pierwszej partii. – Później nasze przyjęcie nie pozwalało na to, aby tych „krótkich” uruchomić jakbyśmy sobie tego życzyli. Na każdej pozycji zagraliśmy poniżej umiejętności i to zadecydowało, a Warszawa potrafiła to wszystko wykorzystać – ocenia Orczyk. Przyczyn klęski dopatruje się również w małej ilości bloków w decydujących momentach.
Chociaż zespół z Kielc słynie z przyjęcia na wysokim poziomie, to w meczu z Politechniką siatkarze Effectora nie umieli wykorzystać tego atutu. Podopieczni Dariusza Daszkiewicza nie do końca umieli wyjaśnić dlaczego tak się stało. – Nie wiem, czemu dziś przyjęcie szwankowało. Może zagrywka warszawian jest troszeczkę trudniejsza i udawało im się nas odrzucić od siatki, a wiadomo - nie mamy jakichś wielkich parametrów na skrzydłach i z tych sytuacyjnych piłek z boiska ciężko jest nam skończyć.
Teraz przed Effectorem ciężkie zadanie. Jeśli marzą o graniu potyczki o piąte miejsce muszą wygrać dwa spotkania na terenie rywala. Jednak drużyna z Kielc nie jest na straconej pozycji. – Już raz udało nam się tam wygrać, więc mam nadzieję, że to powtórzymy i przedłużymy rywalizację o jeszcze jeden mecz, aby następne spotkanie rozstrzygnąć na swoją korzyść – dodaje młody przyjmujący kieleckiej drużyny.
Jednak Politechnika Warszawska nie zamierza odpuszczać. – Chcemy szybko zakończyć tę rywalizację, bo każdy jest już zmęczony sezonem. Chcielibyśmy rozegrać tych meczów jak najmniej i oczywiście zakończyć wszystko już w pierwszym spotkaniu w Warszawie – komentuje Pawliński.
O tym kto dostanie możliwość gry o piątą lokatę zadecyduje pojedynek w Warszawie, 16 marca. W przypadku wygranej drużyny ze Świętokrzyskiego potrzebny będzie trzeci mecz.
Michalina Palacz
fot. Paula Duda