„Trener nas opieprzy, ale najważniejsze jest zwycięstwo”
To był widowisko przez duże „W”. I prawdopodobnie najlepszy mecz piłkarzy Korony w tym sezonie. - Rywale wygrali walką - mówił po meczu pomocnik drużyny z Warszawy, Miroslav Radovic. Zapomniał dodać, że i umiejętnościami zawodnicy „żółto-czerwonych” wcale gorsi nie byli. Wręcz przeciwnie.
- To być może był mój najlepszy mecz w barwach Korony - mówił po spotkaniu obrońca kieleckiego zespołu, Tadas Kijanskas. Lista jego zasług jest długa. To (m.in.) on wyłączył z gry kompletnie niewidocznego Daniela Ljuboję. Pokazał też kolegom, że w tym meczu głowy odstawiać po prostu nie można (patrz zderzenie z Kubą Wawrzyniakiem). Wreszcie - to on zdobył w 73. min zwycięskiego gola dla Korony, na 3:2.
I nawet błąd przy drugiej bramce dla Legii, kiedy to Litwin nie upilnował w 68. min. Inakiego Astiza, nie zmienia tego, że w sobotę był on jednym z najlepszych aktorów w spektaklu zafundowanym widzom na Arenie Kielc.
- Dołożyłem tylko swoją cegiełkę. Całość to zasługa zespołu. Odwróciliśmy losy meczu, który źle się dla nas rozpoczął, i to jest dla nas najważniejsze. Bardzo chcieliśmy zresztą pokazać, że potrafimy grać w piłkę - przyznał.
Wydawać by się mogło, że „banda” Leszka Ojrzyńskiego na porażkę w sobotę jest po prostu skazana. Wystarczyło zestawić dwie liczy z rubryki „budżet”. Ten Korony (dane za: „Przegląd Sportowy) to 17 mln zł. Ten Legii - 80. A jak komuś było mało, mógł porównać i zimowe skalpy. Transferowe rzecz jasna.
Ale, jak wiadomo, pieniądze nie grają.
Choć w 21. minucie, gdy Jakub Kosecki po świetnym rajdzie zdobył efektowną bramkę, wszystko wydawało się „być na swoim miejscu”. Do czasu. Maciej Korzym - przed przerwą, i Artur Lenartowski - tuż po przerwie, odwrócili losy meczu. Legia, choć w roli murowanego faworyta, i w końcówce momentami wyglądała na bezradną.
- Wszyscy mówili, że nie mam w tej lidze z kim grać, że tytuł mamy w kieszeni. Rzeczywistość okazała się inna. Ta liga jest specyficzna. Musimy się do tego dostosować i wyciągnąć wnioski z dzisiejszej lekcji. To, że jesteśmy silni na papierze nic nie znaczy, trzeba to jeszcze jakoś udowodnić - tłumaczył Radović.
Korona trzy gole zdobyła po stałych fragmentach gry - dwóch rzutach wolnych i wyrzucie piłki z autu. - Za łatwo traciliśmy te bramki. Musimy więcej od siebie wymagać - narzekał po spotkaniu pomocnik „Wojskowych”.
- Może i tu przegrali, ale mistrzostwo i tak zdobędą. Tak przewiduje - pocieszał za to rywali Lenartowski. On z kolei po meczu miał też pewne obawy. - Zdobyliśmy trzy punkty, choć nie ustrzegliśmy się błędów, trener pewnie przez to trochę nas opieprzy. Ale co tam, cieszymy się ze zwycięstwa - mówił uśmiechnięty.
Kolejny mecz piłkarze z Kielc rozegrają 3 marca. Po trzeciej drużynie ostatniego sezonu - Legii, tym razem przyjdzie czas na mistrza - Śląsk. - Będziemy chcieli zagrać podobnie jak w sobotę. Nie odstawimy głowy, tak jak dziś Tadek (Kijanskas - red.]. Ani nogi, ani też innej części ciała - deklaruje Lenartowski.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze
W GRODZIE NAD SILNICA GDZIE NAJWIEKSZA WIARA JEST!!!
JEST TAKA DRUZYNA CO SIE KORONECZKA ZWIE!!!
KIELCE KIELCE KIELCE HEJ MKS KORONA!!!
BYLA JEST I BEDZIE DUMA ŻÓŁTO-CZERWONA!!!
Patałachy z Korony nigdy, powtarzam NIGDY nie osiągną tego co ręczni, więc stąd taka zawiść aby nie podać wyniku VIVE - Gorenje. Można było 15 albo więcej razy powtarzać wyniki spotkań kopaczy z ekstraKASY. Tkwijcie dalej w swojej zaściankowości.