Charakter bywa ważniejszy od umiejętności. A kielczanie go mają
Niesamowitą, heroiczną walkę pokazali w meczu z Metalurgiem Skopje zawodnicy Vive Targów Kielce. Mistrzowie Polski wrócili w tym spotkaniu z dalekiej podróży, bo na samym początku wysoko przegrywali, z czasem jednak odrobili straty i wygrali szósty mecz Ligi Mistrzów, ku uciesze czterech tysięcy kibiców.
- To jeden z tych meczów, który nie wygrywa się umiejętnościami a charakterem. I ten charakter pokazaliśmy w obu meczach z Metalurgiem – podsumował Michał Jurecki.
Pojedynek z Metalurgiem zaczął się dla naszych zawodników źle. Goście od początku prowadzili, i to dość wysoko. W 17. minucie Macedończycy wygrywali już 7:2. - Tak jak mówiłem jeszcze przed meczem, że to nie będzie łatwe spotkanie. Spodziewałem się podobnej walki co przed tygodniem. Nie wiedziałem jednak, że zgotujemy sobie taki horror w pierwszej połowie. Bo była ona w naszym wykonaniu, szczególnie z przodu słaba. Było dużo błędów. Po przerwie opanowaliśmy emocje, a to chyba jest najważniejsze w takich meczach, żeby grać z zimną głową i wykorzystywać sytuacje – wyjaśniał Sławomir Szmal.
O pierwszej części spotkania, którą nasi zawodnicy przegrali 8:12 trzeba jak najszybciej zapomnieć. Po przerwie kielczanie wyszli na boisko jeszcze bardziej zmobilizowani i nabuzowani. To jak grali w obronie było wręcz niesamowite. Macedończycy mieli ogromne problemy z jej sforsowaniem. A mistrzom Polski trochę lepiej grało się też w ataku i zaczęli odrabiać straty. Wtedy, gdy już wydawało się, że kielczanie są na jak najlepszej drodze do zwycięstwa (19:17, w 51. minucie) dostali podwójne wykluczenie. Ogólnie praca sędziów w tym pojedynku była bardzo kontrowersyjna. Wiele ich decyzji wzbudziło niezadowolenie kibiców. - Nie chcę komentować tego na gorąco. Myślę, że z większościami decyzji bym się zgadzał – powiedział na temat rozjemców tego spotkania Szmal.
Metalurg na dwie minuty przed końcem prowadził 20:19. Wtedy do remisu doprowadził Ivan Cupić,a do ostatniego gwizdka sędziów pozostawała minuta. W Hali Legionów chyba nikt wtedy nie siedział. Ku wielkiej uciesze kibiców kielczanie przechwycili piłkę, a dokładniej Michał Jurecki, który chwilę później pognał na bramkę Metalurga. - Udało mi się przechwycić piłkę. Później znalazłem się w jeszcze trudniejszej sytuacji, bo musiałem rzucić Stanicowi, który trzymał im wynik. Patrzyłem co robi bramkarz, trochę zwolniłem. Znalazłem lukę i udało się – mówił szczęśliwy „Dzidziuś”.
Do końca meczu pozostawało jednak jeszcze kilkadziesiąt sekund, o czas poprosił trener Lino Cervar. Po wznowieniu gry kielczanie nie pozwolili oddać rzutu Macedończykom. Na ostatnią akcję Metalurg wycofał bramkarza, i dopiero wtedy udało im się rzucić na bramkę, jednak świetnie zachował się Szmal, który nie dał się zaskoczyć. - To był instynkt, po prostu instynkt. Starałem się wyczekać do końca i wtedy zareagować – powiedział „Kasa”.
Kieleccy zawodnicy dziękowali kibicom za wsparcie. - Atmosfera rosła z każdą minutą. Końcówka to już była eksplozja – stwierdził Szmal. - Były takie gwizdy, że nawet nie słyszałem, kiedy sędzia używał swojego gwizdka – dodał Jurecki.
Po tym zwycięstwie Vive Targi Kielce zajmują pierwsze miejsce w swojej grupie Ligi Mistrzów. Do rozegrania zostały jeszcze cztery kolejki. Kolejny mecz (ostatni w tym roku) w Champions League nasi zawodnicy rozegrają w niedzielę 2 grudnia w Silkeborgu.
fot. Patryk Ptak
Wasze komentarze