Wenta: Już nie tylko reprezentacja dba o renomę polskiego szczypiorniaka
- Jeszcze przed sezonem media mówiły o nas wiele pozytywnego. Wszyscy czekali jednak na efekty naszego grania. Teraz mogę wreszcie powiedzieć, że te efekty już są, i to całkiem niezłe – mówi w obszernym wywiadzie trener Vive Targów Kielce, Bogdan Wenta.
Od poprzedniego meczu z Chambery minęło zaledwie kilka dni, a już w czwartek przyjdzie wam ponownie zmierzyć się z tym rywalem. Różnica tylko taka, że tym razem będzie to mecz wyjazdowy.
- Będzie to bardzo ciężki pojedynek. Atut własnego boiska będzie tym razem po stronie Francuzów, O tym jak ważne jest mieć za sobą swoich kibiców możemy powiedzieć my sami – wygraliśmy przecież wszystkie mecze, które rozgrywaliśmy przed własną publiką.
Trener Chambery twierdzi, że jego zespół może wygrać, lecz koniecznie musi zmienić własne oblicze. Ale czy Francuzi mogą was czymś tak naprawdę zaskoczyć?
- Ból po przegranej jest krótkotrwały. Każdy sportowiec stara się odpowiednio zareagować, tak aby następne spotkanie zakończyło się zwycięstwem. Mieliśmy teraz kilka dni przerwy, które na pewno pomogły jednej i drugiej drużynie. Chambery ten wolny czas pozwolił odpowiednio nastawić się przed czwartkowym meczem, a nam wyciągnąć właściwe wnioski, bo zdajemy sobie sprawę z tego, że nie wszystko w naszej grze w sobotę było dobre.
Oglądał pan wcześniejsze mecze Chambery w Lidze Mistrzów. Czy w sobotę Francuzi zaprezentowali się gorzej niż w poprzednich spotkaniach?
- Te mecze Chambery, które oglądaliśmy kończyły się bardzo różnymi wynikami. Ten zespół gra bardzo podobnie, ale doskonale wie co robi. Gra w sposób wypracowany, a nie przypadkowy. Dobrym przykładem są tutaj pewne schematy, jakie stosują. Nawet w sobotę, kiedy już wysoko prowadziliśmy Chambery grało różnymi kombinacjami, wrzutkami, a więc dosyć efektownie. Nie należy tego jednak uznawać za nonszalancję z ich strony. Są to wypracowane systemy gry, wcześniej już wyuczone.
W sobotnim meczu zagraliście świetnie w obronie. Czy ten element gry również okaże się kluczowy w kontekście czwartkowego meczu?
- W piłce ręcznej zawsze tak jest, że punktem wyjścia jest dobra gra w defensywie oraz współpraca obrony z bramkarzem. Tyle ile obronisz piłek, tyle możesz później skończyć w kontrataku. Jeżeli obrona gra pewnie i stabilnie, wówczas można sobie pozwolić nawet na popełnienie pewnych błędów w ataku. Dobra postawa obrony oraz bramkarza, a także ich wzajemna współpraca zawsze dają więcej pewności w poczynaniach zespołu w grze ofensywnej.
Francuzi w sobotnim meczu w swoich poczynaniach defensywnych skupiali się przede wszystkim na odcinaniu od podań Rastko Stojkovica. Uważa pan, że podobnie będą starali się grać w czwartek?
- Po to się ustawia strefę defensywną, aby ograniczyć współpracę rozgrywających z innymi zawodnikami. Dla nas założenia zespołu Chambery nie były zaskoczeniem. Inna sprawa w jaki sposób my realizujemy swój system gry. Nie ma systemów perfekcyjnych w obronie, jak i również w ataku. Każdą taktykę można „złamać” i przeciwstawić się jej, o czym świadczy to, że w sobotnim meczu zarówno nam, jak i przeciwnikowi mimo tych wszystkich założeń udawało się często stanąć oko w oko z bramkarzem rywala. W trakcie meczu dzieje się bardzo wiele, często o końcowym wyniku decydują drobne czynniki, forma w danym dniu i odrobina szczęścia. Tak też było w tym przypadku.
W poprzednim tygodniu odprawialiście z kwitkiem kolejno zespół Bośni Sarajewo, Wisłę Płock oraz Chambery. Z którego z tych pojedynków jest pan najbardziej zadowolony?
- Dla mnie ostatnie mecze są już przeszłością. Co z tego, że w czwartek będziemy grali z przeświadczeniem, że ostatnio zagraliśmy dobry mecz, skoro tak naprawdę nic nam to nie da, w niczym nam to nie pomoże? Tego grania w ostatnim czasie jest bardzo dużo. Po każdym meczu trzeba wyciągnąć zarówno te pozytywne, jak i negatywne wnioski, a następnie jak najszybciej o tym spotkaniu zapomnieć.
Zdajecie sobie sprawę z tego, że zwycięstwo we Francji znacznie przybliży was do upragnionego awansu do fazy play off rozgrywek Ligi Mistrzów?
- Na pewno. Dlatego jedziemy tam nie na wycieczkę, tylko chcemy rozegrać dobry mecz i zdobyć dwa punkty. Chodzi też o pewien styl. Tak jak w Veszprem, gdzie mimo pewnych ubytków kadrowych pokazaliśmy dużą walkę i ambicję, a nie „chowaliśmy się” za przeciwnikiem. Taki już urok tej Ligi Mistrzów. Jeżeli pozwolisz grać przeciwnikowi, to zostaniesz szybko skarcony. Nikt chyba przed sezonem nie myślał, że po pierwszej rundzie rozgrywek grupowych będziemy mieli na koncie siedem punktów. Każdy chce osiągnąć jeszcze więcej, ale teraz musimy zachować spokój, bo przed nami jeszcze dużo spotkań w tym sezonie.
Ważne w kontekście wyjścia z grupy mogą okazać się także inne spotkanie, zwłaszcza z udziałem głównych rywali do awansu...
- Na pewno dużo zależy także od innych spotkań w grupie. Już w najbliższej kolejce bardzo istotnym dla nas spotkaniem będzie na przykład mecz Gorenje z Rhein-Neckar Loewen. Porażka Słoweńców z pewnością pozwoliłaby nam troszeczkę odskoczyć od tej dolnej części tabeli. Jednak dopóki rozgrywki w naszej grupie się nie zakończą, to wszystko jest możliwe. Liczenie ile punktów wystarczy do wyjścia z grupy jest typowo „nasze”. Jak to się mówi: „jak umiesz liczyć, to licz na siebie”. Tego się będziemy trzymać.
Zewsząd zbieracie pochwały za swoja grę w tym sezonie. Nawet na oficjalnej stronie rozgrywek Ligi Mistrzów możemy przeczytać, że jesteście wielką niespodzianka tegorocznych rozgrywek. Pewnie cieszą pana takie słowa?
- Na pewno tak. Po raz pierwszy dużo dobrego mówi się nie tylko o reprezentacji, ale także o polskim klubie. Dobrze byłoby gdyby inne zespoły w różnych rozgrywkach, czy kategoriach także pozytywnie zaskakiwały. Na razie tylko nam udało się taką niespodziankę sprawić. Trzeba jednak przyznać, że jesteśmy w grupie, w której wiele rzeczy nam się układa, zwłaszcza jeśli chodzi o kalendarz. Sezon trwa, a wszystko zweryfikują dalsze mecze. Na razie robimy swoją robotę i staramy się wykonywać ją jak najlepiej. Co do naszego zespołu – już po poprzednim sezonie niemiecki miesięcznik „Handball” pisał bardzo pozytywnie o naszym klubie. A ludzie tam pracujący znają się na piłce ręcznej. Ale nawet oni oczekują od zespołu pewnych efektów, dowodów dobrej gry. Teraz można powiedzieć, że te efekty już są. Pomimo tego nie możemy stać w miejscu i zbierać same pochlebstwa, bo każdy następny mecz może zweryfikować nasze umiejętności.
Lepiej przystępować do meczu z roli kopciuszka, czy też mieć już wyrobioną markę w świecie piłki ręcznej?
- Być niespodzianką to bardzo fajna sprawa. Tak samo było kiedyś z reprezentacją. Tak nie jest jednak zawsze. Jeżeli zespół pokaże się z dobrej strony, to w następnym meczu traktowany jest inaczej. Jest to o tyle fajna sprawa, że przeciwnik czasami widzi cię większego, niż w rzeczywistości jesteś. Nas na początku wszyscy traktowali jako dostawcę punktów, ale niestety sparzyli się na tym. Chciałbym, żeby wszyscy nas tak traktowali, bo wtedy zawsze jest więcej szans na końcowy sukces. Z drugiej jednak strony o to nam wszystkim chodziło, żeby rywale zaczynali nas doceniać i poważnie traktować. Jeżeli tak jest, to bardzo się z tego cieszymy. Zdajemy sobie jednak sprawę, że przed nami jeszcze dużo pracy. Jest wiele zespołów od których możemy się dużo uczyć. Z niektórymi z nich jeszcze nie dane nam było zagrać i nie wiem, czy będziemy mieli tę przyjemność. Mam jednak nadzieję, że nam się to uda.
Rozmawiał Grzegorz Walczak.
fot. Paula Duda
Bogdan Wenta razem z prezesem Bertusem Servaasem i Rastko Stojkoviciem
Wasze komentarze
wystarczy obronić ,a potem rzucić.
ot i cała filozofia tej gry :)