Wielkie emocje w Rudzie Śląskiej… Niestety bez „happy endu”
Ambicję i wolę walki pokazali w meczu z SPR Grunwald piłkarze ręczni AZS-u Politechniki Świętokrzyskiej. W zaledwie dziesięcioosobowym składzie przez cały mecz toczyli wyrównany bój ze Ślązakami, ostatecznie nieco pechowo przegrywając 28:32.
Przed meczem nic nie zapowiadało aż tak wyrównanego spotkania. Przetrzebienie kontuzjami i wypadkami losowymi podopieczni Pawła Sieczki do Rudy Śląskiej przyjechali w zaledwie dziesięciu (w tym trzech bramkarzy). Zabrakło m.in. Marka Glity, Piotra Lenty czy Piotra Banacha. To nie napawało optymistycznie. Jednak jak to czasem bywa w sporcie boisko zweryfikowało wszystko.
Akademicy wyszli na parkiet bardzo zmobilizowani, niejako chcąc pokazać niedowiarkom, że niemożliwe nie istnieje. I udawało im się, długi czas mecz toczony był bramka za bramkę, aż w pewnym momencie to kielczanie wyszli na prowadzenie. I to mimo kolejnych przeciwności losu – w pierwszej połowie z powodu kontuzji musiał zejść Dominik Nowakowski ( w drugiej na szczęście wrócił). To zmusiło trenera Sieczkę do niecodziennej rotacji w składzie. Na skrzydle na ostatnie dziesięć minut pierwszej połowy pojawił się bramkarz Politechniki Paweł Smagór. Co prawda bramki nie zdobył ( a wie jak to robić!), ale zrobił zamieszanie wśród lekko zdezorientowanych gospodarzy. Do przerwy na tablicy świetlnej widniał remis po 15.
W drugiej połowie wspomniany Smagór wrócił do bramki i spisywał się co najmniej dobrze. W ataku dwoił się i troił powracający po kontuzji Zygmunt Kamys. Zauważył to nawet miejscowy spiker, który określił naszego młodego przecież piłkarza „starym wygą parkietów”. Zresztą spiker to dłuższa opowieść, którą ciężko przelać na papier. W czasie meczu pozwolił sobie nawet na dowcip o tym dlaczego prezes Lato nie ma kabrioletu. Wiecie czemu? Bo nie umie zamykać dachu. A gdy Zygmunt Kamys leżał na boisku pan spiker pewnym siebie głosem oznajmił, że na pewno nic mu nie jest, a udaje tylko po to spojrzeć w oczy pani pielęgniarce... Jednak największy aplauz dostawał zawsze chłopak z mopem, jak zgrabnie określił go śląski spiker – „służba sprzątająca”. Jednak trzeba przyznać roboty miał w tym meczu co niemiara.
Dobra gra Kamysa i kilka szybkich kontr zaowocowała dwubramkowym prowadzeniem kielczan. Nie na długo jednak. Podrażnieni gospodarze przy dopingu kibiców i trochę „gospodarskim” sędziowaniu uzyskali bezpieczną cztero bramkową przewagę. Akademików stać było jeszcze na jeden zryw. Zmniejszyli stratę do dwóch goli i mieli kontrę na bramkę kontaktową. To wtedy jak to określił spiker „ciśnienie było prawie tak wysokie jak w skafandrze Felixa Baumgartnera przed skokiem”. Jakimś cudem bramkarz SPR-u odbił jednak piłkę i gospodarze opanowali sytuację wygrywając ostatecznie 32:28.
Mimo porażki duże słowa uznania należą się chłopakom prowadzonym przez Pawła Sieczkę. Mimo tylu przeciwności losu prowadzili wyrównany pojedynek i do końca mieli szansę na zwycięstwo. To pokazuje, że potencjał w tej drużynie jest spory.
Tekst i foto: Michał Filarski
SPR Grunwald Ruda Śląska - AZS Politechnika Świętokrzyska 32:28 (15:15)
AZS PŚk: Godzwon, Porzucek, Smagór – Kamys 7, Kuraś 7, Kwieciński 6, Nowakowski 3, Żaba – Żabiński 2, Kozłowski 2, Sitarski 1.
Wasze komentarze