Waldek dopiero będzie King
Już dawno nie wyłączałem telewizora po meczu reprezentacji Polski z taką ulgą. Po Euro2012, gdy człowieka na myśl połączenia piłki z barwami biało-czerwonymi brała wścieklizna, wreszcie czułem, że ci wybrańcy narodu wstydu nie przynieśli. A do tego grali chwilami naprawdę fajnie. To nie oznacza jednak, że z Anglikami wygramy. Bo nie wygramy.
I naprawdę chciałbym się mylić. Życzę sobie, byście nazywali mnie niebawem Krzysztofem Jackowskim dziennikarstwa sportowego. Znacie go. To ten jasnowidz, co go ciągle biorą do telewizji jako eksperta przy trudnych, kryminalistycznych zagadkach. On zawsze ma swoje wizje, ale które jakimś dziwnym trafem nigdy się nie sprawdzają.
Nie sądzę jednak, byśmy mogli z Anglikami powalczyć. Nie ta klasa, nie ten poziom... Nawet nie chodzi tu o Błaszczykowskiego, który nie zagra – może bramkę by i zdobył, ale meczu na pewno sam by nam nie wygrał. Potęga Stadionu Narodowego? Zwyciężyliśmy tam jak do tej pory tylko raz – w piątek z RPA. Młodość, przebojowość, zaskoczenie? Na Wyspiarzy to za mało.
Nie oczekuję po naszych reprezentantach zbyt wiele, bo... dlaczego miałbym to robić? W kraju, gdzie w ekstraklasie grają rzeźnicy bez większych umiejętności technicznych. Tu, gdzie byle jaki zaciąg z Bałkanów, okazuje się znacznie lepszy od rodowitych zawodników. W państwie, gdzie orliki stoją puste (bo albo nie ma chętnych do gry, albo obiekt przez większą część dnia jest zamknięty przez brak pracownika do opieki – szczerze, nie wiem co gorsze), a na wuefie nauczyciele nie potrafią zachęcić do uprawiania sportów zespołowych. Polska – miejsce, gdzie prezes narodowej federacji piłkarskiej życzenia świąteczne czyta z kartki, a jego rzeczniczka obrusza się na stwierdzenie „jaki związek, taki rzecznik”. Nie ma cudów – cieszmy się z tego, co mamy. A takie zwycięstwo, jak to z RPA, czyli ekipą mimo wszystko klasową, powinno nam naprawdę sprawić sporą satysfakcję.
Byłem cichym entuzjastą powołania Waldemara Fornalika do roli selekcjonera, bo to facet, który potrafi zrobić coś z niczego. Z Ruchem osiągał wyniki znakomite, choć warunków do pracy nie miał łatwych. Mimo skromnego budżetu, potrafił stworzyć ciekawy zespół. Teraz, w kadrze, możliwości wyboru ma dużo większe. A że jest bez charyzmy i autorytetu? Że gwiazdy nie będą go szanować? Bez obaw. Nie zawsze trzeba rzucić „kur...”, by zyskać szacunek. To nie Fornalik ma podporządkowywać się drużynie. To piłkarze mają się dopasować do zespołu.
Z RPA nie zagrali Błaszczykowski, Lewandowski i Piszczek. Podobno święta trójca naszej kadry. I podejrzewam, że każdy z nich, obserwując piątkowe spotkanie z boku, chciał wtedy znaleźć się na boisku. Bez gwiazdorzenia, za to dla wspólnego celu – zwycięstwa. Bo to fajna ekipa się robi. A przecież to podstawa do tego, by osiągnąć sukces w sporcie.
Fornalik nie boi się odważnych rozwiązań. Powołał Wszołka, Sobotę, dał wreszcie dłuższa szansę gry Piechowi. W środku pola postawił na młodych Krychowiaka i Borysiuka. Średnia wieku podstawowej jedenastki wyniosła zaledwie 25,5. Miał też tyle odwagi, by dowołać młodziutkiego Arkadiusza Milika, który znakomicie radzi sobie w Zabrzu. Wysłał powołanie dla latorośli przyszłego prezesa PZPN-u (przynajmniej podejrzewam, że tak będzie), młodego Koseckiego, który ostatecznie musiał opuścić zgrupowanie z powodu kontuzji. I na tych wszystkich chłopaków patrzyło się z przyjemnością. Nawet jeśli pudłowali z bliska, jak Sobiech. Nawet jeśli marnowali świetne sytuacje sam na sam via Piech. Bo wiedziałem, że zaraz zrobią kolejną fajną akcję, która może dać nam gola.
Grzegorz Krychowiak w meczu Polska U-21 - Rosja U-21 na Arenie Kielc
Smuda tego nie miał. Stawiał na swoich pewniaków – nawet jeśli ci byli zupełnie bez formy (Murawski). Wprawdzie od czasu do czasu widział w jakimś młodym błysk geniuszu, problem w tym, że był w tym osamotniony (Matuszczyk). Przypomina mi to trochę sytuację w Koronie, kiedy trenerem zespołu był Marcin Sasal. On też bał się stawiać na młodych, twierdząc, że ci są znacznie gorsi od starszych kolegów. Jego następca podobnych dylematów już nie miał, a ci potrafili mu się zrewanżować świetnymi występami – Malarczyk, Kiercz czy Jamróz.
Warto młodym dawać szansę gry. Ich polot, gra do przodu, chęć zwycięstwa i walka są nie do przecenienia. Jakże miło spogląda się chociażby na Wszołka, który wychodzi na boisko bez kompleksów. Oni mogą popełniać błędy, ba! Na pewno będą to robili. Ale jednocześnie będą zasuwać od pierwszej do ostatniej minuty, stając na głowie, żeby pomóc drużynie. Żeby wygrać.
Dlatego tak bolały mnie gwizdy, które pojawiły się po zakończeniu pierwszej połowy. Nie rozumiem ich. Tłumaczę to sobie tylko i wyłącznie symptomem psychologii tłumu – zrobię to samo, co ludzie wokół mnie. Bez większego, niestety, przemyślenia.
Jeszcze jedno - oczywiście nie wszyscy młodzi piłkarze, są godni zaufania. Tu dochodzi kwestia charakteru - trzeba znaleźć nie tylko dobrych piłkarzy, ale przede wszystkim mądrych ludzi. I odpowiedniego nimi pokierować.
To już zadanie dla Fornalika. O jego realizację jestem jednak spokojny, bo to mądry facet. I ma wszelkie predyspozycje ku temu, by być Kingiem nie tylko w Chorzowie. Bo jak Smuda mnie irytował, tak Fornalik wzbudza już emocji skrajnie przeciwstawne. Inna sprawa, że "Franz" zbyt wysoko tej poprzeczki nie zawiesił.
fot. Paula Duda
Wasze komentarze