Marzenia się spełniają. Wychowanek wśród plejady gwiazd
Choć jest niezwykle ciężko, to mimo wszystko da się przebić z rezerw do pierwszego zespołu Vive Targów Kielce. Przykładem tego jest Kamil Buchcic, który występuje w drużynie mistrza Polski dzięki absencji Marcusa Cleverly’ego. Jak sam mówi, zwróciła mu się każda kropla potu wylana na treningach: - Warto ciężko pracować, gdyż nagroda za takie podejście jest niesamowita.
Nie dane ci było zadebiutować w Lidze Mistrzów, ale sam fakt przeżywania takiego spotkania „od środka” jest sporym wyróżnieniem...
- Oczywiście, uczestniczyć w tych rozgrywkach z takimi gwiazdami, jakie mamy obecnie w Kielcach, to coś niesamowitego. Dziękuję trenerowi za to, że mi zaufał.
Myślisz, że możesz na dłużej zakotwiczyć w pierwszym zespole, nawet kiedy Marcus Cleverly wróci do treningów?
- Ciężko powiedzieć, zobaczymy jak ta sytuacja się rozwinie, ale na pewno chciałbym zostać w drużynie Bogdana Wenty.
Sądzisz, że przez fazę grupową Ligi Misrtrzów możecie przejść z kompletem punktów?
- Uważam, że bez dwóch zdań stać nas na zajęcie pierwszego miejsca, a także na same zwycięstwa. Nie będzie o to łatwo, jednakże mamy ku temu predyspozycje.
Trudno jest przebić się do pierwszej drużyny Vive Targów, a co dopiero spędzać dużo czasu na boisku. Czy po sezonie możesz gdzieś odejść na wypożyczenie bądź definitywnie opuścić Kielce?
- W grę wchodzi zdecydowanie ta pierwsza opcja. Chcę się dalej rozwijać, a jedynie regularna gra w jak najlepszej drużynie może mi to umożliwić.
Jaki twoim zdaniem charakter powinien mieć sportowiec? Kilka osób mówiło, że jesteś niepokornym typem...
- Przede wszystkim trzeba utrzymywać z każdym dobry kontakt. Jeśli jest się pomocnym i koleżeńskim, wszystko przychodzi dużo łatwiej. Swoją drogą, niepokorny typ... (śmiech)
No właśnie, jeśli już nawiązałeś do tego tematu: powiedz z kim z drużyny żyjesz w najlepszych relacjach?
- Na zgrupowaniu w Legnicy dzieliłem pokój z Manuelem Strlekiem, ale to raczej dzieło przypadku. W naszej ekipie nie ma grupek, staramy się wszyscy utrzymywać dobre stosunki.
Już w sobotę zmierzycie się z Sankt Petersburgiem w podmoskiewskim Czechowie. Znacie tę halę z meczu z Niedźwiedziami i chyba nie zakładacie innej opcji niż powrót do Polski z dwoma „oczkami”.
- Naturalnie nasz cel to pewne zwycięstwo. Wierzę, że tak się stanie, a nawet jest tego pewien. Inny scenariusz po prostu nie wchodzi w grę.
Co daje ci trenowanie z takim szczypiornistą jak Sławomir Szmal?
- „Kasa” jest przede wszystkim super kolegą. Dużo mi podpowiada i wspólna praca na zajęciach bez wątpienia zaowocuje w przyszłości. Dziękuję mu za to.
Drużyna musiała cię bardzo dobrze przyjąć. Nieraz po twoich interwencjach cała ławka dodaje ci otuchy klaszcząc na stojąco...
- Fakt, w pierwszym zespole czuje się świetnie od samego początku. Z kolegami dogaduję się bardzo dobrze, cieszę się, że tak to wszystko się potoczyło.
Liczysz na to, że w najbliższym czasie spędzisz na parkiecie trochę więcej minut? Szmal nie może przecież co spotkanie grać 60 minut.
- Na pewno chciałbym dłużej stać między słupkami, ale decyzję o tym podejmuje trener. Niezależnie od tego co ustali Bogdan Wenta, respektuję każde jego działanie.
Czujesz się na siłach, aby choć chwilowo wystąpić w Lidze Mistrzów?
- To moje marzenie, odkąd zacząłem przygodę ze szczypiorniakiem. Bardzo bym chciał wystąpić w najlepszych rozgrywkach na kontynencie, a czy jest mi to dane teraz, okaże się niedługo. Ja jestem gotowy.
Skoro już wspomniałeś o pierwszych treningach, opowiedz trochę o tym jak zaczynałeś karierę.
- Mój pierwszy szkoleniowiec Tomasz Olesiński zaszczepił we mnie miłość do tego sportu. Uprawiałem handball już w podstawówce, choć początkowo nie grałem na bramce. Inne pozycje jednak mnie nie przekonywały i zawsze najbardziej lubiłem stać między słupkami. Jak chyba każdy szczypiornista na początku kopałem piłkę, jednak do tego nie miałem kompletnie talentu.
Zaczynając treningi w rezerwach Vive myślałeś, że wszystko potoczy się tak szybko i będziesz dzielił szatnię z gwiazdami światowego formatu?
- W najśmielszych snach tego nie oczekiwałem. Fajnie jednak, że tak to się rozwinęło i jestem z tego faktu dumny i szczęśliwy.
Jak się motywujecie przed starciami z zespołami z Superligi, skoro nawet gdy potruchtacie na jednej nodze, to i tak wiadomo, że dwa punkty staną się waszym łupem?
- Każdy z zawodników wie, co do niego należy. Nie mamy jednego sposobu koncentrowania się przed spotkaniem, to indywidualna kwestia danego gracza. Nawet jeśli nam nie idzie, w ciągu kilku minut jesteśmy w stanie zmienić bieg wydarzeń. Nie mamy też specjalnych technik motywacyjnych, jak piłkarze Korony, każdy podchodzi do sprawy po swojemu.
Na kim się wzorujesz? Kto jest twoim idolem?
- Wydaje mi się, że takim wzorem jest dla mnie właśnie Sławomir Szmal. Kilka lat temu oglądając mecze jego, czy innych chłopaków z kadry w telewizji, myślałem, że fajnie byłoby ich zobaczyć, a co dopiero z nimi zagrać. Jak widać, marzenia się spełniają.
Przebić się z rezerw do pierwszej drużyny mistrzów Polski jest bardzo ciężko. Myślisz, że w niedalekiej przyszłości może ktoś do ciebie dołączyć z zaplecza kieleckiego zespołu?
- Uważam, że największe szanse ma na to Tomek Fugiel. Musi jednak jeszcze bardzo ciężko pracować na treningach. Warto to robić, gdyż nagroda za takie podejście jest niesamowita.
Jak stałeś się członkiem ekipy Wenty, z pewnością koledzy zatroszczyli się o chrzest bojowy...
- Było coś takiego, ale ten sekret zachowam dla siebie (śmiech)
Rozmawiał Marcin Długosz
fot. Patryk Ptak
Wasze komentarze
http://www.handballenergy.com/?project=support-your-team
Trzymaj się Kamil