Można odetchnąć z ulgą. Było nerwowo, ale najważniejsze są trzy punkty
Z dużą ulgą wiadomość o końcowym wyniku meczu Korony z Podbeskidziem przyjęli nie tylko kibice, ale także zawodnicy „żółto-czerwonych”. Po słabszym okresie kielczanie w końcu zaczęli przypominać drużynę z poprzedniego sezonu. Zagrali dobrze, nawet pomimo nerwowej końcówki spowodowanej stratą bramki.
Jak zgodnie mówili po meczu podopieczni Leszka Ojrzyńskiego, niepotrzebnie na własne życzenie ostatnie minuty były mocno niespokojne. Wszystko jednak zakończyło się happy endem. - Mieliśmy okazję by podwyższyć wynik, ale taki jest futbol, że skoro jej nie wykorzystaliśmy, to mogliśmy za to słono zapłacić. Mamy ogromną satysfakcję nie tylko ze zwycięstwa, ale także z tego, że każdy włożył w to spotkanie kawał serducha – przyznał Paweł Golański.
Wynik pojedynku otworzył Marcin Żewłakow. Nic dziwnego, że snajpera, który był ostatnimi czasy mocno krytykowany za swą nieskuteczność, bramka ucieszyła bardzo mocno. -Chciałbym, aby po golu z Podbeskidziem worek z moimi bramkami się rozwiązał. Wiem jednak, że trafiłem do klubu, w którym nie można patrzeć tylko na siebie. Postaram się więc pogodzić własne aspiracje z dobrem drużyny – mówił popularny „Żewłak”.
W krótkich, żołnierskich słowach wypowiedział się Maciej Korzym, który zaliczył dobry mecz po absencji spowodowanej kontuzją. - Fajnie, że dołożyłem po powrocie swoją cegiełkę do końcowego sukcesu, ale nasz cel jest niezmienny: mamy wszyscy jeździć na dupach i naszą grą zadowalać kibiców – podsumował bez ogródek ulubieniec fanów „złocisto-krwistych”.
W nieco gorszym humorze był Dariusz Łatka, który zaliczył niezbyt dobry powrót na Arenę Kielc. Pomocnik Podbeskidzia nie załamuje jednak rąk i liczy na szybką rehabilitację. - Nie udało się, poszukamy punktów na własnym terenie. Po bramce kontaktowej uwierzyliśmy, że jesteśmy w stanie wywieźć z Kielc korzystny wynik, ale zabrakło czasu i może troszkę umiejętności – zakończył były piłkarz Korony.
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze