Krajobraz po Legii: wynik tragiczny, ale widać pozytywy
Fatalnie nowy sezon zainaugurowali piłkarze kieleckiej Korony. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego, przegrywając w Warszawie z Legią aż 0:4, dali sygnał, że czeka ich jeszcze wiele pracy, by dojść do optymalnej formy. Mimo to, momentami gra „żółto-czerwonych” mogła się podobać.
Minusy
Pierwsze co rzuca się w oczy, to tragiczna postawa w defensywie. Błędem byłoby wytykać nazwiska – na Łazienkowskiej rozczarowali absolutnie wszyscy odpowiedzialni za grę w destrukcji. Próby zakładania pułapek ofsajdowych przez kielczan były wręcz katastrofalne. Właśnie po takiej próbie legioniści ukarali podopiecznych Ojrzyńskiego drugim golem. Gdyby jednak gospodarze byli troszkę lepiej dysponowani, mogło skończyć się większym bagażem bramek.
Zawodnicy z Kielc rozgrywali piłkę w środku pola na ogół bardzo chaotycznie. Rozczarował przede wszystkim Aleksandar Vuković, piłkarz, który przez wielu uznawany jest za sportowego lidera Korony. Od gracza, przez którego zazwyczaj przechodzi każda akcja „złocisto-krwistych”, zwykło wymagać się dużo więcej. Słabo spisał się także Grzegorz Lech, a jego zmarnowana okazja na wyrównanie to swego rodzaju podsumowanie występu pomocnika. Z pewnością dużo więcej kibice obiecywali sobie również po Michale Janocie. Zawodnik, piłkarsko wyszkolony w Holandii, został zmieniony jednak już w przerwie meczu przez Bartosza Papkę. Bo gdy grał, był kompletnie niewidoczny, nie przeprowadzał żadnych indywidualnych akcji, nie centrował.
Jeśli już krytykujemy wszystkie formacje „żółto-czerwonych”, to trzeba także wspomnieć o napadzie. W ostatniej chwili ze składu wypadł Marcin Żewłakow, a jego miejsce zajął powracający z wypożyczenia do Górnika Zabrze Michał Zieliński. Do jego występu trzeba przyłożyć jednak nieco inną miarę niż w wypadku pozostałych – „Zielu” jest przecież typowym lisem pola karnego, a za dogrywanie piłek odpowiadają pomocnicy. Przy mizernym wsparciu z drugiej linii Zieliński niewiele znaczył w spotkaniu z Legią.
Plusy
Mimo sromotnej klęski nie wszystko jednak wyglądało tak tragicznie jak cyferki na tablicy wyników. Na pewno dobrze trzeba ocenić występ Tomasza Foszmańczyka. Piłkarz sprowadzony z Warty Poznań udowodnił, że wcale nie musi pełnić roli zmiennika dla bardziej doświadczonych kolegów z drugiej linii. Nieźle wyglądała jego współpraca z Lisowskim w lewym sektorze boiska. Był też o krok od strzelenia honorowej bramki, ale ku jego nieszczęściu Dusan Kuciak fantastycznie obronił uderzenie z okolic szesnastego metra.
O ile za drugą połowę „żółto-czerwonych” trzeba zganić, o tyle jeśli mówimy o pierwszej części meczu ich gra nie wyglądała tak źle. Pechowa bramka z karnego i gol „do szatni” nieco zatarły jednak dobre wrażenie, jakie pozostawili po sobie kieleccy gracze. Przy odrobinie większej dozie szczęścia Korona mogła nawet remisować po 45 minutach 2:2, ale strzały Lecha i Stano minimalnie mijały słupek bramki słowackiego golkipera Legii.
Widok na przyszłość
Następne spotkanie „buldogi Ojrzyńskiego” rozegrają we Wrocławiu ze Śląskiem. Mistrz Polski rozbity jest nie tylko przez fatalną dyspozycję, ale także przez liczne konflikty w drużynie. Jeśli kielczanie, tak jak przyzwyczaili nas do tego w poprzednich rozgrywkach, będą stanowili jedność, nic nie stoi na przeszkodzie żeby wrocławianie po dwóch kolejkach mieli na koncie zero punktów.
Całkiem możliwe, że ze Śląskiem zagra już Paweł Sobolewski, zawodnik absolutnie kluczowy dla Korony. Niestety wciąż zespół będzie musiał sobie radzić bez Macieja Korzyma. Niejasna jest jeszcze sytuacja Kuzery i Żewłakowa. Najważniejszy aspekt, który „złocisto-krwiści” muszą poprawić, to gra obronna. Ofensywa na Łazienkowskiej nie wypadła najgorzej, jednak kielczanie muszą zacząć trafiać do siatki, a nie tylko stwarzać sobie dobre okazje.
Po serii słabych sparingów przyszedł czas na słaby występ ligowy. Dobrze, że kieleccy piłkarze okazję do rehabilitacji będą mieli już w przyszłą niedzielę.
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze