Foszmańczyk chce zadomowić się w pierwszym składzie. Plany zweryfikuje życie
Mimo tego, że nieźle prezentował się w swoich dotychczasowych klubach, nigdy nie było mu dane zagrać w ekstraklasie. W tym sezonie otrzyma taką szansę dzięki transferowi do Korony. Czy zasłuży na grę w wyjściowym składzie? – To mój najważniejszy cel indywidualny – nie kryje Tomasz Foszmańczyk.
Poznałeś już Kielce?
- Troszeczkę, byłem w kilku restauracjach czy galerii. Ogólnie oceniam to miasto pozytywnie, choć jest bardzo rozkopane.
A jak wypada w porównaniu z Poznaniem?
- Na pewno Kielce są dużo mniejsze, ale mimo że w Wielkopolsce również było pełno remontów, tutaj nie ma korków.
Znalazłeś mieszkanie czy jeszcze mieszkasz w hotelu?
- Nie, już wcześniej miałem zaklepany lokal przez Internet. Gdy przyjechałem do Kielc w zasadzie tylko podpisałem dokumenty i mogłem się wprowadzać.
Ale stadion chyba na tobie wrażenia nie robi, jeśli porównamy go z tym w Poznaniu...
- Nie, dlaczego... Jest ładny, choć wiadomo gdy grałem w Warcie też mieliśmy do dyspozycji super obiekt. Tam niestety na nasze mecze przychodziło bardzo mało ludzi. Co prawda jeszcze zanim tam przeszedłem przychodziło na pierwszoligowe spotkania nawet i 20 tysięcy osób, ale tylko dlatego, że bilety były za darmo. Później już oglądała nas tylko garstka ludzi. Mam nadzieję, że na Koronie z frekwencją będzie lepiej. Nawet nie mam nadziei, ja to po prostu wiem.
Akurat nie byłbym taki przekonany, zapewne słyszałeś o problemach kieleckich fanów z policją...
- Poszczególni zawodnicy dyskutują o tym w szatni, ten temat wciąż się przewija. Na szczęście niedawno doszły mnie słuchy, że od nowego sezonu ma być wszystko w porządku i fani będą nas dopingować w meczach u siebie. Pomogli nam w Elblągu, liczę, że na Arenie Kielc również nas poniosą do lepszej gry.
Jak już jesteśmy przy spotkaniu z Olimpią – powiedzieć o nim szalone to chyba tak, jakby nic nie powiedzieć...
- No tak, takiego scenariusza nie wymyśliłby chyba nawet Hitchcock. Jeszcze nie uczestniczyłem w takim widowisku. Szczególnie obawiałem się po stracie bramki w 90 minucie, bo w zeszłym sezonie zmagania pucharowe zaczynałem również w Elblągu wraz z Wartą i wtedy odpadliśmy po karnych.
Opowiedz teraz o kulisach twojego transferu do Korony. Zainteresowanie twoją osobą trwało dłuższy okres czasu, czy też Leszek Ojrzyński podjął decyzję raczej spontanicznie?
- Wiedziałem już pod koniec sezonu, że Korona mną się interesuje, rozmawiałem dużo wcześniej przed transakcją z trenerem. Potem tylko przyjechałem do klubu dogadać szczegóły i podpisać umowę.
To prawda, że pytało o ciebie kilka innych zespołów? Możesz zdradzić ich nazwy?
- Myślę, że gdy transferu nie udaje się sfinalizować to nie powinno się o nim dyskutować. Powiem jedynie, że gdybym nie wybrał Kielc, najpewniej zostałbym w Poznaniu.
Jakie masz zdanie o pani prezes Warty? Jest to osoba dość ekscentryczna...
- Dla mnie najważniejsze było to, żeby dobrze zarządzała klubem. Z tego obowiązku wywiązywała się należycie i nie powiem o niej złego słowa.
Za wami już dwa obozy przygotowawcze do sezonu, liga tuż tuż. Sądzisz, że jesteście dobrze przygotowani do ekstraklasy?
- Zdecydowanie tak, zwłaszcza obóz w Jarocinie solidnie przepracowaliśmy, szkoda tylko, że plany krzyżowały nam trochę jakieś drobne urazy. Te kontuzje chyba brały się jednak bardziej z przypadku niż z tego, że w jakiejś fazie przygotowań popełniliśmy błąd. Jesteśmy świetnie przygotowani i fizycznie, i mentalnie. Mam nadzieję, że udowodnimy to już w niedzielę w Warszawie.
Trener Ojrzyński mówi, że nie martwi go słaba postawa zespołu w grach towarzyskich. Jak ty to odczuwasz jako piłkarz?
- Uważam, że z meczu na mecz prezentujemy się coraz lepiej. Apogeum formy ma przyjść na pierwszą kolejkę i zostać podtrzymane na następne. Wszystkie spotkania testowe to trening, a my każdą jednostkę staraliśmy się dobrze i solidnie zaliczyć. Nie prezentowaliśmy się w nich najlepiej pod względem fizycznym, ale teraz jest już dużo lepiej, więc ani my, ani trenerzy nie robią z tego jakiejś większej tragedii.
Transfer do Korony traktujesz jako ewentualną odskocznię do silniejszej ligi z zachodu, jak na przykład Michał Janota, który otwarcie o tym mówi, czy też skupiasz się na grze w ekstraklasie i zobaczysz co przyniesie los?
- Zdecydowanie wybieram ten drugi wariant. Mam roczny kontrakt z opcją przedłużenia o kolejne dwa lata i postaram się go wypełnić jak najlepiej potrafię. Jeśli tylko dopisze zdrowie, to o formę jestem spokojny. Nigdy nie miałem jakichś większych problemów z kontuzjami, także oby tak dalej. Pięć czy sześć sezonów grałem w klubach, w których zaliczałem co rok po 30 meczów, więc w żadnym wypadku nie mogę narzekać.
Stawiacie sobie przed rozpoczęciem ekstraklasy jakieś cele? A może tak jak w zeszłym sezonie „jedziecie” z meczu na mecz, a końcowy wynik ujrzymy po 30. kolejce?
- Nie pompujemy balonika, nie widzę sensu by deklarować walkę o piąte, szóste, czy dziesiąte miejsce. Absolutnie nie myślimy o końcowym rozrachunku, po prostu chcemy solidnie podejść do każdego kolejnego meczu i go wygrać. Uważam, że tylko w ten sposób można coś osiągnąć, bez kalkulacji a z ambicją i wolą walki.
Indywidualnie jednak na pewno ustawiłeś sobie jakąś poprzeczkę...
- Oczywiście, przede wszystkim chciałbym zadomowić się w pierwszym składzie. Co z tego wyjdzie zweryfikuje życie, ale mam nadzieję, że walnie przyczynię się do zwycięstw Korony w nadchodzącym sezonie.
Rozmawiał Marcin Długosz.
fot. Grzegorz Tatar/Korona Kielce
Wasze komentarze