Biskup Florczyk zapewnia: Kościół też gotowy na Euro
- Czuję wielką satysfakcję z tego, co zrobiliśmy. Podpatrywaliśmy, jak to wyglądało w Austrii, gdzie wcześniej były rozgrywane mistrzostwa Europy. Teraz miasta, w których będą rozgrywane mecze, są bardzo dobrze przygotowane od strony duszpasterskiej - mówi ksiądz biskup Marianem Florczykiem, delegat Konferencji Episkopatu Polski ds. duszpasterstwa sportowców.
Jak ksiądz biskup, wielki kibic piłki nożnej i duszpasterz polskich sportowców, zamierza śledzić Euro 2012? Aktywnie, z wysokości trybun?
- Nie, spędzę ten czas bardzo spokojnie. Doceniam to wielkie sportowe, ale też społeczne wydarzenie, podchodzę do niego z całą powagą i szacunkiem, lecz żyję w określonej rzeczywistości. I dlatego muszę dzielić swoje obowiązki duszpasterskie, z tym co będzie się działo w Polsce i na Ukrainie. W środę będę w Warszawie, gdzie z inicjatywy kibiców zostaną sprowadzone do Polski z USA prochy znakomitego niegdyś piłkarza, Kazimierza Deyny. Wezmę tam udział w mszy świętej w katedrze polowej. Potem będzie też msza w katedrze Warszawa Praga – ekumeniczne nabożeństwo z okazji rozpoczęcia mistrzostw. W piątek zasiądę jeszcze na trybunach podczas meczu otwarcia Euro i na tym mój bezpośredni udział się zakończy. Dalej będę uczestniczył w mistrzostwach już tylko duchowo, a spotkania zamierzam śledzić w telewizji.
Nie było ochoty na obejrzenie jeszcze kilku spotkań na żywo?
- Nie, nie czuję takiej potrzeby. Kilka miesięcy temu wziąłem udział w poświęceniu Stadionu Narodowego, wtedy też zwiedziłem go z całości. I opuszczałem go z pełnym uznaniem, bo jest naprawdę piękny. Ale mam swoje zadania i obowiązki, które muszę wykonać. Grunt to znaleźć drogę wyjścia, żeby to wszystko pogodzić. Poza tym nie jestem fanatycznym kibicem, bo każdy fanatyzm jest ślepy – sportowy czy nawet religijny. Dlatego zalecam rozwagę. Jako Episkopat Polski wystosowaliśmy specjalne przesłanie przed Euro. Zwróciliśmy się do kibiców o kulturalną radość i umiarkowany optymizm.
Jest ksiądz biskup optymistą, jeżeli chodzi o grę reprezentacji Polski?
- Oczywiście będę kibicował temu, kto jest mi najbliższy. Tak jak w rodzinie – istnieje tu pewna hierarchia miłości. Będę trzymał kciuki za naszą reprezentację i mam nadzieję, że te trzy pierwsze mecze zakończą się pozytywnie i wyjdziemy z grupy. To będzie duży sukces, z którego powinniśmy się bardzo cieszyć. A co dalej? Każdy następny krok, każdy awans to będzie wielki wyczyn. Przychylność nieba, zaangażowanie piłkarzy i kibiców – to wszystko jest niezbędne. Trzeba to spleść w jeden warkocz, co może przynieść owoce.
A aspekt organizacyjny? Jak ksiądz biskup ocenia całą otoczkę związaną z Euro?
- Nie chciałbym wypowiadać się na temat organizacji ze strony państwa, bo to byłoby nietaktowne. Ale chętnie opowiem o organizacji ze strony kościoła. Gdy została podana wiadomość o tym, że to Polska i Ukraina będą gospodarzami Euro, my, jako duszpasterze sportu, spotkaliśmy się z władzami państwowymi. To było owocna rozmowa, po której każdy wiedział co ma robić, a jednocześnie by nasze prace były kompatybilne. Dzisiaj czuję wielką satysfakcję z tego, co zrobiliśmy. Podpatrywaliśmy, jak to wyglądało w Austrii, gdzie wcześniej były rozgrywane mistrzostwa Europy. Teraz miasta, w których będą rozgrywane mecze, są bardzo dobrze przygotowane od strony duszpasterskiej.
Na co mogą liczyć kibice, którzy przyjechali do Polski?
- Kibice będą mogli w kościołach celebrować msze święte w swoim języku. Świetnie przygotowany jest również Kraków, w którym zamieszkają aż trzy reprezentacje. Wszystkim trzeba stworzyć płaszczyznę, by mogli zaspokajać swoje zapotrzebowanie duchowe. Będzie również ewangelizacja na ulicach, w którą zaangażowali się młodzi wolontariusze z lokalnych kościołów. Nie zabraknie muzycznych zespołów, specjalnych informatorów o tym, gdzie odbywać się będą msze i w jakim języku. Również stadiony są dobrze przygotowane – widziałem piękne kaplice w Gdańsku i w Warszawie. Teraz wszystko w rękach sympatyków piłki nożnej. W naszym przesłaniu wystosowaliśmy prośbę o wzajemny szacunek polskich kibiców do tych z zagranicy, i na odwrót. Jeżeli się to uda, to może się to wszystko naprawdę pięknie poukładać.
Na koniec pytanie o aspekt lokalny, ale bardziej jako do kibica, niż przedstawiciela kościoła katolickiego. Był ksiądz biskup zmartwiony ostatnimi perturbacjami finansowymi związanymi z Koroną Kielce?
- Zawsze trzeba spojrzeć na dobro, na to, co nim jest. W języku społecznym nazywamy to dobrem wspólnym. W tym momencie to dobro rozmienia się na bardzo drobne. Jest to nośne dobro, nie tylko dla tej społeczności. Korona jest znana w Polsce, zdobywa sympatię, na czym zyskuje miasto. Nikt nie zaprzeczy temu, że jest klubem głośnym, zwłaszcza po zwycięstwach nad czołowymi drużynami. Po wygranej z Legią, w Warszawie dwa dni mówili, że przegrali z Koroną, w Kielcach. To samo w Krakowie, na Wiśle. Przez to nabywa się reklamę i promocję. Oczywiście, mechanizm radnego jest taki, że musi zastanawiać się nad tym wszystkim. Ale cieszę się, że po tych wszystkich bólach, zwyciężył rozsądek.
Rozmawiał Tomasz Porębski
Wasze komentarze