Wiśniewski: W Kielcach chcemy wygrać choć raz!
Zawodnicy Orlen Wisły Płock w zaczynającym się pojutrze finale play-off będą bronić tytułu mistrzów Polski. - Trzeba powiedzieć, że faworytem są kielczanie. Rok temu było podobnie. Teraz będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony – zapowiada Adam Wiśniewski, skrzydłowy „Nafciarzy”.
W poprzednim tygodniu mieliście kilka dni wolnego, wypoczął pan przez ten czas?
Adam Wiśniewski (Orlen Wisła Płock): - Tak, to były chyba moje pierwsze wolne dni w tym roku. Po mistrzostwach w Serbii graliśmy non stop sobota – środa. Koledzy mieli trochę wolnego na święta, ale my byliśmy w Alicante. Dla tych chłopaków z Płocka, czy Kielc, którzy grali w kadrze jest to bardzo trudny sezon. Te cztery dni wiele mi dały. Odpocząłem psychicznie i fizycznie, także było fajnie. To była majówka, można było posiedzieć trochę z dziećmi, rodziną. Było przyjemnie.
Zapewne myślał pan przez ten czas już o tych zbliżających się finałach?
- No pewnie, że tak! Emocje rosną. To jest najważniejsza część sezonu. Jesteśmy w finale, taki cel był stawiany przed nami przed sezonem i jak się uda to chcemy obronić trofeum.
Jak musicie zagrać w finale, aby obronić mistrzostwo?
- Będziemy starali się grać jak najlepiej. Trzeba powiedzieć, że kielecki zespół jest faworytem tego finału, patrząc na ich skład, na ich transfery. Rok temu też byli faworytem, ale sprawiliśmy niespodziankę. Teraz też będziemy chcieli się pokazać z jak najlepszej strony. Chcemy, aby te finały były przyjemne dla oka, dla kibiców i jak się uda to chcemy wygrać choć jeden mecz w Kielcach i zobaczyć co się da zrobić później w Płocku.
Ten zeszłoroczny finał pokazał, że dwa pierwsze spotkania są kluczowe dla rywalizacji. Jeżeli ktoś wygra te mecze to w trzecim będzie zdecydowanym faworytem?
- Gdy ma się te dwa zwycięstwa to można do kolejnych podejść ze spokojem. Wtedy nawet, gdy się przegra jest kolejny mecz. Jeżeli Kielce wygrają dwa spotkania z nami to będą już bardzo blisko.
W tym sezonie wszystkie trzy mecze wygrali kielczanie. To będzie dla nich przewagę, czy może raczej dla was, gdyż to na Vive będzie większa presja?
- Wiadomo, że na nich jest presja. Rok temu przegrali z nami mistrza. Dokonali wzmocnień zawodnikami z najwyższej półki, klasy światowej. Nie może im się przydarzyć drugi raz takie coś, że musieliby o Ligę Mistrzów walczyć np. poprzez „dziką kartę”. Patrząc na nasze zespoły, na budżety, to wiadomo, że od nich wymaga się, aby reprezentowali nasz kraj w Lidze Mistrzów. Aczkolwiek my się nie poddajemy, walczymy o swoje.
A jakby pan porównał sytuację sprzed tegorocznego finału i zeszłorocznego?
- Można powiedzieć, że rok temu startowaliśmy z takiej pozycji przegranej, nikt na nas nie stawiał. Nawet w gazetach, w sondzie, gdzie udział brali trenerzy z Polski to tylko jeden w nas wierzył. Nie pamiętam jego nazwiska. Jadąc do Kielc wszyscy się z tego śmialiśmy, że nikt w nas nie wierzył. Następnie sprawiliśmy miłą niespodziankę. W tym roku jest inaczej, bo bronimy tytułu i z tyłu głowy jakieś obciążenie na pewno jest. Rok temu wygraliśmy też ostatni ligowy mecz z Kielcami, to było też przełomem i zobaczyliśmy, że można ich pokonać. W tym roku nie udało nam się jeszcze wygrać, ale mam nadzieję, że zrobimy to teraz na koniec sezonu.
Podobno w ostatnich dniach dużo ćwiczyliście gry w obronie. To ma być element zaskoczenia na Vive?
- Mi się wydaje, że my Kielce, czy Kielce nas już niczym nie zaskoczą. W takich meczach liczy się obrona. Szczególnie w pierwszych minutach meczu, nie można dać rywalowi odjechać, tak jak to zrobiliśmy w Pucharze Polski, gdy na początku było 5:1. Później mogliśmy tylko próbować odrabiać straty. Obrona jest ważna. Kielce w Pucharze miały ułatwione zadanie, bo my szybko oddawaliśmy rzuty i oni sobie rzucali bramki z kontry.
To będzie też święto dla kibiców. Biletów na oba mecze w Kielcach już nie ma, na trzeci pojedynek w Płocku praktycznie też. To chyba fajnie, że w obu halach mecze oglądać będzie komplet publiczności?
- Tak. Bardzo się z tego zawsze cieszymy, gdy na mecze przychodzi dużo ludzi, czy to w Kielcach, czy Płocku. Ja bardzo lubię grać w takiej atmosferze. To będzie święto szczypiorniaka w Polsce. Fajnie jakby były w naszym kraju jeszcze dwie takie drużyny, wtedy poziom piłki ręcznej cały czas by się się podnosił. Zawsze oczekiwałem na takie mecze, już nawet, gdy byłem dzieciakiem w juniorach. Teraz jako zawodnik mam podobnie. Napięcie przed tymi pojedynkami zawsze rośnie z dnia na dzień.
Wróćmy jeszcze do półfinałów. Tam pokonaliście MMTS Kwidzyn, ale w trzecim pojedynku głównymi bohaterami byli niestety sędziowie. Po tym spotkaniu kary zawieszenie groziły dwóm zawodnikom Wisły, ale to chyba dobrze, że w finale będą mogli jednak zagrać?
-Ja nigdy nie chcę komentować pracy sędziów. Jednak w tym meczu dopuścili do bardzo twardej, chamskiej gry. Wtedy emocje puszczały jednym i drugim zawodnikom. Prowadziliśmy 2:0, te mecze w Płocku wygraliśmy spokojnie. Wiadomo, że Kwidzyn chciał wygrać, ale trochę chamsko grali. My też gramy twardo w obronie, ale oni bili między innymi pięściami i trochę źle to wyglądało. Sędziowie się pogubili, pierwszy raz ich na oczy widziałem i z tego co czytałem na Internecie to będą zawieszeni.
Jak się ogląda ostatnie „święte wojny” to są one ostre, twarde, ale nie ma brutalności.
- To jest bardzo dobre. Kiedyś były dziwne napinki. Teraz każdy z zawodników szanuje swoje zdrowie, znamy się z kadry. Gramy twardo, ale unikamy brutalnych fauli. To jest bez sensu, niszczy się zdrowie przeciwnika, ale tak samo ktoś może nam to zrobić.
Rozmawiał Wojciech Staniec
fot. Patryk Ptak/Grzegorz Tatar