Lechici niezadowoleni z poziomu sędziowania meczu z Koroną
- Luis zarzekał się, że strzelał, ale robił to z uśmiechem na twarzy. Cóż, ważne, że to trafienie dało nam punkt, który może okazać się bardzo ważny – stwierdził obrońca Lecha Poznań, Marcin Kikut. Kolejorz udowodnił w Kielcach, że należy grać do samego końca. Mimo że – jak przekonują poznaniacy – przeszkadzał im arbiter.
Lech przyjechał do Kielc pod dużą presją. Ewentualna porażka mogła zaprzepaścić szanse poznaniaków na grę w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Gracze Kolejorza po meczu odetchnęli z ulgą. Wprawdzie nie wygrali, lecz zremisowali, ale to i tak poprawiło ich sytuację. Co dalej? - Nie chcę składać żadnych deklaracji. Postaramy się wygrywać w każdym kolejnym meczu i zobaczymy... – mówił Rafał Murawski. Wtórował mu w tym Kikut: – Rozliczać będzie nas można dopiero w maju.
Lechici stracili w meczu w Kielcach obie bramki po stałych fragmentach gry. Zarówno Daniel Gołębiewski, jak i Kamil Kuzera zdobywali gole po zamieszaniach, które powstały po rzutach rożnych. – Trener uczulał nas na to, że silną bronią Korony są stałe fragmenty gry. Ale my popełniliśmy dwa wielkie błędy i gospodarze to bezlitośnie wykorzystali – stwierdził Kikut.
Po meczu zawodnicy Lecha nie byli do końca zadowoleni z pracy sędziego. - Powiedzmy, ze średnio oceniam poziom prowadzenia zawodów – przyznał Kikut. - Uważam, że arbiter nie zawsze podejmował trafne decyzje, no ale to też człowiek... W sumie jednak żadnych rażących błędów nie popełnił – dodał po chwili.
Wiele osób po spotkaniu zastanawiało się, czy gol na 2:2 autorstwa Luisa Henriqueza pierwotnie miał być strzałem czy dośrodkowaniem. – Ta kwestia nie jest najważniejsza. Fajnie, że zdołaliśmy zdobyć tą bramkę i wywieźliśmy z Kielc chociaż punkt – ocenił Murawski.
Kolejny mecz podopieczni Leszka Ojrzyńskiego rozegrają już w piątek o godz. 20.30, gdy na Arenie Kielc zagości Zagłębie Lubin.
fot. Oskar Patek
Wasze komentarze
jest zle to im sedzia nawet przeszkadza...