„Nie pierwszy i nie ostatni raz tracimy taką bramkę”
Poniedziałkowemu spotkaniu Korony z Lechem można nadać miano nie tylko najciekawszej potyczki 25. kolejki T-Mobile Ekstraklasy, ale przede wszystkim meczu obfitującego w nieoczekiwane zwroty akcji. Kielczanie świetną grą w pierwszej połowie zdominowali przyjezdnego „Kolejorza”, by już drugą odsłonę oddać odzyskującemu kontrolę na boisku przeciwnikowi. – Trzeba to przyjąć godnie i grać dalej – głowy nie spuszcza zawodnik kieleckiej ekipy, Aleksandar Vuković.
Drogę z „nieba do piekła” przebyła w poniedziałek na Arenie Kielc ekipa Leszka Ojrzyńskiego. Pojedynek mający za zadanie przerwać zwycięską passę Lecha i zatrzeć wrażenie po kompletnie nieudanym spotkaniu z Górnikiem, pozostawił ogromny niedosyt zarówno w kibicach, jak i samych zawodnikach. – Jeżeli z drużyną tego formatu osiągasz wynik 2:0, to musisz dowieźć go do końca – potwierdza Tomasz Lisowski.
O prowadzeniu „złocisto-krwistych” w pierwszej partii zadecydowała odrobina szczęścia i umiejętne wykorzystanie stałych fragmentów gry. Najpierw świetnym strzałem popisał się Daniel Gołębiewski, który w pierwszych minutach starcia wykorzystał błąd Marcina Kamińskiego i ze snajperską precyzją umieścił futbolówkę w siatce. W doliczonym czasie swoją szansę wykorzystał kapitan ekipy gospodarzy – Kamil Kuzera. Zepchnięty do defensywy przeciwnik nie zdołał oddać nawet jednego celnego strzału w kierunku bramki kieleckiego golkipera. – Takie było założenie, że siadamy wysoko na Lecha i jak najszybciej chcemy strzelić bramkę. Ten cel zrealizowaliśmy – dodaje Lisowski.
Radość kielczan nie trwała jednak zbyt długo. Po przerwie obie drużyny zaprezentowały zupełnie inny styl gry, odmieniając tym samym oblicze spotkania. – O ile pierwszą połowę rozegraliśmy fajnie, tak w drugiej za bardzo się cofnęliśmy. Chyba za szybko chcieliśmy strzelić Lechowi kolejną bramkę – mówi Kuzera. – Przeciwnik narzucił swoje warunki i pokazał w tej odsłonie, że jest klasową drużyną. Na pewno w tej chwili jesteśmy niezadowoleni z remisu – dodaje kapitan kieleckiego zespołu.
Pogoń Lecha rozpoczęła się na dobre po widowiskowym trafieniu Aleksandyra Toneva z około 35 metrów. Ta sama drużyna, która jeszcze kilkanaście minut wcześniej nie potrafiła poradzić sobie z natarciem kielczan, odzyskała kontakt z piłką i uwierzyła we własne siły. – Niesamowita bramka na 2:1 dodała skrzydeł przeciwnikowi, ale i tak Lech nie stwarzał niebezpiecznych sytuacji przez druga połowę meczu – twierdzi Vuković.
W pamięć graczy zapadnie z pewnością dramatyczna końcówka spotkania. W 92. minucie do bramki Zbigniewa Małkowskiego trafił niespodziewanie Luis Henriquez. Nieważne, czy uderzenie było celowe, czy też nastąpiło wskutek nieudanego dośrodkowania – dało ono Lechowi cenny remis. – Nie pierwszy i nie ostatni raz tracimy bramkę, która kosztuje nas dużo w ostatnich momentach meczu – potwierdza Vuković. Faktycznie, sytuacja z poniedziałkowego spotkania do złudzenia przypomina zremisowany pojedynek z GKS-em Bełchatów. Korona, grająca wtedy w dziesiątkę, prowadziła 2:0. Skuteczna interwencja przeciwnika sprawiła jednak, że goście zdołali wyrównać wynik w 90. minucie spotkania.
Co poniedziałkowy remis oznacza dla kieleckiej drużyny? Korona w ligowej tabeli wciąż utrzymuje dystans do lidera rozgrywek. „Żółto-czerwoni” na swoim koncie posiadają czterdzieści dwa punkty, tj. sześć „oczek” mniej od utrzymującej prowadzenie Legii. Kielczanie następną potyczkę rozegrają już w najbliższy piątek. Drużyna prowadzona przez trenera Leszka Ojrzyńskiego zmierzy się na własnym stadionie z Zagłębiem Lubin.
Fot. Oskar Patek
Wasze komentarze