„Jesteśmy grupą twardych facetów z jajami”
– Początek w naszym wykonaniu nie był najlepszy, ale znów pokazaliśmy, że nawet ciężkich chwilach potrafimy się pozbierać do kupy. Po prostu wykonujemy swoją robotę, przy czym trener Leszek Ojrzyński wpaja nam, by nie wpadać w samozachwyt – przyznaje Kamil Kuzera, kapitan kieleckiego zespołu.
„Złocisto-krwiści” w niedzielę zaliczyli czwarte z rzędu zwycięstwo w T-Mobile Ekstraklasie. Kielczanie, mimo fatalnego początku w starciu ze Śląskiem, potrafili się zmobilizować, wyrównać i co najważniejsze – wygrać. Drużyna prowadzona przez szkoleniowca Ojrzyńskiego pokonała na wyjeździe wrocławian 2:1. – Po prostu jesteśmy grupą twardych facetów z jajami – kwituje Kuzera.
– Historia lubi się powtarzać. W Kielcach też przegrywaliśmy, a jednak zdołaliśmy zdobyć komplet punktów. Może i wygraliśmy już kolejny raz z rzędu, ale twardo stąpamy po ziemi i „sodówka” nam nie grozi – mówi Tadas Kijanskas, zawodnik Korony Kielce. – Przecież w tej lidze każdy możne wygrać z każdym. Podchodzimy do każdego rywala z szacunkiem i nie trzymamy głów w chmurach – dodaje reprezentant Litwy.
Legia, Wisła, Śląsk – co łączy te silne zespoły? Każdy z nich w tym sezonie nie sprostał wysokim wymaganiom „żółto-czerwonych”. Czy Korona jest w posiadaniu patentu na gigantów polskiej ligi? – Robimy wszystko, by zwyciężyć w każdym kolejnym starciu i nie patrzymy z kim będziemy walczyć. Liczy się tylko zainkasowanie kompletu punktów. W pierwszych minutach potyczki z wrocławianami mieliśmy problemy z realizacją naszych założeń, ale potem pokazaliśmy, że jesteśmy ambitnymi chłopakami – pokreślą Tomasz Lisowski.
Kielczanie na tyle dobrze wykonywali swoje boiskowe zadania, że ekipa prowadzona przez Oresta Lenczyka była zupełnie zagubiona w swoich poczynaniach. – Do każdego przeciwnika jesteśmy przygotowani inaczej. Zagraliśmy w swoim stylu, czyli blisko rywala i agresywnie. Wrocławianie w pewnym momencie na naszym tle wypadali bardzo słabo – zauważa Kijanskas, który w 20. minucie zdobył gola na 1:1. – Dla każdego jest to przyjemne uczucie. Pavol Stano dobrze cofnął mi piłkę i pozostało tylko wsadzić ją do bramki. To nam dało wiarę, że możemy ten wynik zmienić na własną korzyść – przyznaje Litwin.
Jednak na zwycięską bramkę trzeba było czekać aż do 76. minuty starcia. Wtedy, tuż przed wykonaniem stałego fragmentu gry, Kuzera został zmieniony przez Piotra Malarczyka – późniejszego bohatera meczu. Młody piłkarz „złocisto-krwistych” strzelił bramkę kilkanaście sekund po wejściu na murawę. – Ciężko sobie coś takiego wymarzyć. Tuż przed akcją wszyscy mówili, że idę zdobyć bramkę. Widać było, że leci dobra piłka. Początkowo miałem iść na krótki słupek, ale zmieniłem swoje zamiary. Spadła tam, gdzie chciałem, nikt mnie nie rył i wpadła – cieszy się popularny „Malar”.
I trzeba przyznać, że Malarczyk, zdobywając swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie, wykonał istne „wejście smoka”. – Tak! Idealnie się dogadaliśmy, że akurat w tym momencie ma mnie złapać skurcz – kwituje humorystycznie Kuzera.
I tylko jeden aspekt mógł popsuć wrażenia związane z widowiskiem i stadionem – murawa. Zarówno gospodarze jak i goście narzekali na jej fatalny stan. – Grało się super! Prawie jak na plażówce – mówi ironicznie kapitan Korony.
Kolejny mecz Korony w najbliższy poniedziałek. Zespół prowadzony przez Leszka Ojrzyńskiego zmierzy się na wyjeździe z Lechią Gdańsk. – Znów jedziemy na trudny teren. Nie będziemy faworytem, ale zagramy na fajnym stadionie, przy nieprzyjaznej publiczności – czyli to, co lubimy najbardziej – kwituje „Kuzi”.
Fot. Oskar Patek/Grzegorz Tatar
Wasze komentarze