Ojrzyński: Mogę nie dotrwać do końca sezonu
- Mój tata odszedł po meczu ze Śląskiem w Kielcach. Dzisiaj mamy niedzielę i właśnie w niedzielę dowiedziałem się o tym wydarzeniu. Wierzę, że dzisiaj czuwał nade mną, nad nami. Sami widzieliście te zmiany... To była ręka z niebios – powiedział po zwycięstwie we Wrocławiu trener Korony, Leszek Ojrzyński.
Leszek Ojrzyński (trener Korony): Przede wszystkim wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudne spotkanie. To były mecz podobny do tego, który rozegraliśmy jesienią w Kielcach. Widziałem dużo podobieństw. Przede wszystkim wtedy przegrywaliśmy 0:1, ale pokazaliśmy charakter i wygraliśmy 2:1. Dzisiaj było tak samo. Wówczas Kuzerze urodziła się córeczka, strzelił bramkę i ją zadedykował nowemu potomkowi. Dzisiaj miał urodziny i wprawdzie bramki nie zdobył, ale swoje zrobił. Ostatnia rzecz to osobista sprawa. Chłopaki pewnie zadedykują Kamilowi zwycięstwo, ale ja chciałbym je zadedykować swojemu tacie. 11 września zmarł mój ojciec, dziś minęło dokładnie 6 miesięcy od tamtego czasu. Tata odszedł po meczu ze Sląskiem. Dzisiaj mamy niedzielę i właśnie w niedzielę dowiedziałem się o tym wydarzeniu. Wierzę, że teraz czuwał nade mną, nad nami. Sami widzieliście te zmiany... To była ręka z niebios.
O puchary jednak nie walczymy. Chcemy zagrać dobre najbliższe spotkanie i po prostu wygrywać. Piłka nożna uczy pokory. Łatwo można zlecieć w sporcie. Wiemy, że mamy krótką kadrę, mało doświadczonych dublerów. Przekonaliśmy się o tym w pierwszej rundzie, gdy zabrakło kilku graczy i traciliśmy na jakości. Też długo byliśmy niepokonani, ale odpadł Vuko, Jovanović oraz inni i widzieliśmy co się działo, gdy zabrakło pewnych ogniw. Nie mamy takiej kadry jak Śląsk czy inne drużyny, ci młodzi piłkarze dopiero zbierają szlify i popełniają błędy. Do końca sezonu zostało dziewięć kolejek i do tego czasu mogę jeszcze zostać zwolniony. Przecież możemy przegrać 4-5 spotkań i ja mogę nie dotrwać do końca sezonu.
Orest Lenczyk (trener Śląska): Gratuluję Koronie wywalczonego zwycięstwa. Mecz się dobrze ułożył na początku, ale później... To co było naszą mocną stroną w poprzednim roku, od pewnego czasu staje się bolączką, żeby nie powiedzieć mocniej... Straciliśmy dwie bramki po stałym fragmencie gry. Zawsze znajdzie się winny takich bramek – ktoś kogoś nie pokryje, ktoś przegra pojedynek główkowy. Rzuty wolne i rożne Korony narobiły nam problemów, zwłaszcza te Lisowskiego. Wiedzieliśmy o dobrych dośrodkowaniach gości, oglądaliśmy je, ale trening swoje, mecz co innego... Wydawało mi się, że opanujemy grę po bramce Madeja, ale nie wyszło. Nie będę jedynym, który stwierdzi, że na takim boisku nie da się grać ładnie czy skutecznie. Trudno o podania i drybling. W dodatku dwóm moim pomocnikom w końcówce zabrakło szybkości, co nie jest jednak dla mnie zaskoczeniem, bo znam ich możliwości. Jestem zaskoczony, że tak łatwo daliśmy się Koronie, ale doceniam Koronę za postawienie twardych warunków w niemal każdym miejscu boiska.
Z Wrocławia Tomasz Porębski.
Wasze komentarze
A ty spadaj na onet, tam twój dom trolu, buahahaha!