Golański – czyli wzloty, upadki oraz wiosenne „wejście smoka”
Przed rozpoczęciem rundy wiosennej mało kto wierzył, że stary, dobry „Golo” powróci na Arenę Kielc. Wszyscy wróżyli, że Paweł Golański po come backu z ŁKS-u zaliczy kolejny mały epizod w Koronie, po czym przejdzie do jakiegoś małego klubu, gdzie popadnie w zapomnienie. Tymczasem ten piłkarz w Kielcach szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowej „jedenastce”.
Kariera obrońcy, który jeszcze kilka lat temu grał w rumuńskiej potędze piłkarskiej, to prawdziwa sinusoida. Wszyscy pamietają Golańskiego choćby z meczów reprezentacji Polski, gdzie potrafił w świetnym stylu powstrzymać Cristino Ronaldo. Wychowanek ŁKS-u Łódź był jednym z najbardziej obiecujących graczy ówczesnego okresu. W czasach gry w Rumunii, „Golo” wypłynął na szerokie wody futbolowego świata i jak sam przyznaje, dwa lata występów za granicą bardzo dużo mu dały. – W Bukareszcie rozwinąłem się piłkarsko. Jeśli chodzi o piłkę nożną, zobaczyłem inny świat, także ten organizacyjny – opowiada.
Jednak w 2010 roku rumuński zachwyt "Golo" dobiegł końca. Piłkarz wrócił do Polski, a po długich negocjacjach zasilił drużynę Korony.
Wraz z powrotem do ekipy „złocisto-krwistych” pojawiły się ogromne oczekiwania wobec samego zawodnika. Niestety, doświadczony obrońca nie potrafił odnaleźć formy sprzed kilku lat, co było początkiem serii problemów. Ówczesnemu trenerowi Korony, Marcinowi Sasalowi nie było po drodze z „Golo”, który w żółto-czerwonym trykocie zagrał w dziewiętnastu starciach, nie prezentując się tak, jakby życzyli sobie tego kibice i sztab szkoleniowy. Ostatecznie, pod koniec sezonu 2010/11 zarząd klubu poinformował o tym, że piłkarz może szukać sobie nowego pracodawcy.
Wraz z odejściem Sasala i przyjściem nowego sezonu pojawiła się dla niego szansa na powrót do drużyny, lecz i tym razem los nie był łaskawy – nowy sternik ekipy, Leszek Ojrzyński musiał liczyć się z tym, że Golański w jego ekipie nie zagra. Wszystkiemu winne były zbyt wysokie, jak na ówczesne warunki, zarobki piłkarza. W związku z problemami finansowymi Korony, zawodnikom zaproponowano obniżenie obowiązujących kontraktów. Golański na takie rozwiązanie się nie zgodził.
Jako że nie było klubu, który byłyby chętny na wykupienie słabo prezentującego się gracza, trafił on do zespołu Młodej Ekstraklasy. Ta degradacja była dla niego mocnym uderzeniem, ale tuż przed końcem okienka transferowego „Golo” trafił do ŁKS-u, miejsca w którym stawiał swoje pierwsze piłkarskie kroki.
Tam spędził rundę jesienną bieżącego sezonu, wybiegając na boiska T-Mobile Ekstraklasy zaledwie siedem razy. Mimo że ewidentnie była to zmiana na klub prezentujący słabszy poziom sportowy, "Golo" nie patrzy na ten okres pod kątem degradacji. – Grając w Łodzi nie czułem się gorzej. Jestem profesjonalistą i chciałem grać, a dzięki doświadczeniu jakie pozyskałem w Rumunii, gdzie każdy mecz jest obarczony ogromnymi emocjami, potrafiłem sobie radzić ze stresem – wyjaśnia.
W zimowym okienku transferowym kibiców Korony i nie tylko zaskoczyła informacja o tym, że były reprezentacyjny obrońca jednak dogadał się z klubem w kwestiach finansowych. Fakt ten ucieszył trenera Leszka Ojrzyńskiego, gdyż pozwoliło mu to brać pod uwagę tego zawodnika w przygotowaniach do rundy wiosennej. – Jesienią brakowało nam takich zawodników jak Paweł. Były przecież kontuzje, niektórzy pauzowali za kartki, a młodzi i niedoświadczeni zawodnicy popełniali trochę więcej błędów niż ci doświadczeni – przyznaje szkoleniowiec Korony.
Trzeba przyznać, że Golański podczas przygotowań do piłkarskiej wiosny już od pierwszego treningu prezentował się bardzo dobrze. Widać było u niego ogromny głód gry i ambicję do wywalczenia sobie miejsca w wyjściowym składzie. – Przede wszystkim chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Wiedziałem na co mnie stać, trener też na mnie liczył i nie chciałem nikogo zawieść. Mam nadzieje, że obecną formę utrzymam jak najdłużej, a wtedy będę mógł dać z siebie jeszcze więcej, z korzyścią dla drużyny – zapewnia popularny „Golo”.
Od pierwszego tegorocznego starcia Golański zagrał na obydwu stronach obrony. Co ważne, we wszystkich trzech potyczkach zagrał od początku do końca, a w meczach przeciwko Jagiellonii i Podbeskidziu zaliczył nawet asysty. Defensor „złocisto-krwistych” dobrze udany występ zaliczył także przeciwko mistrzowi Polski, Wiśle Kraków.
– Paweł to bardzo wartościowy gracz, o czym przekonaliśmy się szybko. Jego przydatność dla Korony zauważył także trener kieleckiej ekipy. Jego powrót do pierwszej drużyny to dobra sprawa zarówno dla klubu, jak i dla niego. On ostatniego słowa nie powiedział i piłkarski świat z pewnością jeszcze o nim usłyszy – zauważa Rafał Szymczyk, dziennikarz sportowy Radia Kielce.
Również kapitan kieleckiego zespołu, Kamil Kuzera uważa, że Golański jest ważnym ogniwem obecnej ekipy. Zarówno on jak i pozostali koroniarze z radością przyjęli informacje o powrocie byłego obrońcy Steauy do składu „żółto-czerwonych”. – Wszyscy wierzyliśmy w to, że jeśli Paweł do nas dołączy, to na pewno nam pomoże. Z każdą potyczką widać, że nam się odwdzięcza. On sam to docenia i zawsze daje z siebie coraz więcej – uważa popularny „Kuzi”.
Jeszcze niedawno wydawało się, że Paweł Golański pożegna się z Kielcami. Jego powrót okazał się jednak dużym zastrzykiem potencjału piłkarskiego, którym teraz dysponuje Korona. Miejmy nadzieje, że jeszcze kiedyś zobaczymy „Golo” grającego w brawach reprezentacji Polski. Jeśli utrzyma on obecną dyspozycję, trener Franciszek Smuda być może będzie miał alternatywę dla naturalizowanych graczy spoza kraju.
Fot. Marek Kita/Artur Starz/Paula Duda
Wasze komentarze