Nie-Realne życie Jerzego Dudka. Może zrealizuje projekt z... Sołowowem?
Poza piłkarzami ręcznymi, niewiele gwiazd światowego sportu jest związanych z Kielcami. Jednym z nielicznych jest Jerzy Dudek, triumfator Ligi Mistrzów, były piłkarz m.in. Liverpoolu i Realu Madryt. W lutym gościł na targach ZIMA-SPORT w Targach Kielce, promując swoją markę MOVE Dudek Collection.
Jak często bywa pan w Kielcach? Pola golfowego jeszcze nie mamy, aby mógł pan trenować tu swój ulubiony obecnie sport.
Jerzy Dudek: - Jestem tu bardzo często – moja żona ma rodzinę niedaleko, sam mam firmę w Kielcach. Kielce są tak sportowym miastem, że jeszcze chwila i powstanie to pole golfowe. To tylko kwestia czasu. Być może wspólnie z Panem Michałem Sołowowem zrealizujemy jakiś projekt (śmiech). W Kielcach jest piłka nożna, jest siatkówka, jest piłka ręczna, w hotelu spotkałem zawodników nowej grupy kolarskiej, rozwijają się też inne sporty. To co się tutaj dzieje może być przykładem dla innych miast.
Pan ma w Kielcach swoje sprawy, żona ma rodzinę w pobliżu, dlaczego nie zdecydował się pan na osiedlenie w naszym mieście?
- Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w tej kwestii. Mieszkamy teraz pod Krakowem, bo mamy blisko zarówno do rodziny mojej i żony - po 100 kilometrów, żeby i tu byli ludzie zadowoleni, i tam (śmiech). Było to też korzystne ze względu na edukację, gdyż nasz syn chodził w Madrycie do międzynarodowej szkoły i podobnej musieliśmy szukać w Polsce. W Krakowie znaleźliśmy bardzo fajną i może nadal uczyć się języków angielskiego i hiszpańskiego.
A czy syn będzie kontynuował piłkarskie tradycje taty?
- Mam nadzieję że tak, chociaż on ma utrudnione zadanie. Dla mnie piłka była jedyną szansą na wybicie się. Nie mieliśmy nic oprócz sportu. On również jest wielkim pasjonatem piłki, trenuje, choć nauka znacznie ogranicza czas, który może poświęcić na futbol. W Madrycie miał łatwiej – boisko znacznie bliżej, dwa razy w tygodniu zajęcia z trenerem, w soboty mecz. Pracujemy teraz nad tym, aby ułatwić mu treningi w Polsce.
Czy był już pan na którymś z naszych stoków?
- Widziałem stok na Stadionie, mieszkając w pobliskim hotelu. Przez tyle lat gry w piłkę miałem zakaz uprawiania sportów ekstremalnych – jazdy na nartach czy motorem... Może teraz zacznę regularnie jeździć na nartach? Wszyscy mówią, że to fajna zabawa. Kiedyś nie grałem w golfa, teraz gram, może z nartami też tak będzie.
Kontrakty zabraniają tego typu rozrywek?
- Każdy z nas, profesjonalnych piłkarzy, ma indywidualny kontrakt, który tego zabrania. Jest to wymuszone przez firmy ubezpieczeniowe, które wypłacają odszkodowania tylko w przypadku kontuzji odniesionych na boisku. To powodowało, że kluby musiały umieścić w naszych umowach zakazy uprawiania sportów ekstremalnych. Zespoły płacą grube miliony za zawodników, którzy są im bardzo potrzebni i nie może dochodzić do głupich kontuzji
Sens takich klauzul widać na przykładzie Roberta Kubicy…
- Robert miał akurat ogromnego pecha, bo równie dobrze można przechodząc na pasach zostać potrąconym. Każdego z nas może to spotkać. Pamiętam jak ojciec Podolskiego krzyczał na Łukasza, że nie może grać z dziećmi w piłkę, bo jeszcze dozna kontuzji. Trzeba być świadomym tego co robimy, ale na niektóre rzeczy nie mamy wpływu.
Czy utrzymuje pan jeszcze kontakt z kolegami z Realu?
- Tak, praktycznie ze wszystkimi. Jeżeli miałbym powiedzieć z kim kontaktuje się szczególnie często, to są to Kaka, Esteban Granero i Xabi Alonso. Ostatnio widziałem się też z Cristiano Ronaldo, z którym jesteśmy twarzami projektu Castrola – on na świat, ja na Polskę. Nie mam jednak ciśnienia, aby być w Madrycie codziennie. Real jest bardzo popularny i od tego też trzeba trochę odpocząć. W dalszym ciągu mam jednak projekty związane z Realem. Ludzie proszą mnie o zorganizowanie przyjazdu Realu do Polski. W zeszłym roku udało się tu ściągnąć drużynę „Królewskich” do lat 17. Teraz z okazji Euro chcemy, aby do naszego kraju przyjechali najmłodsi piłkarze Realu.
Teraz ma pan terminarz wypełniony po brzegi…
- Tak, mam teraz mnóstwo takiego czasu „niezorganizowanego”. Do tej pory mój grafik niemal każdego dnia wyglądał tak samo: pobudka, zawiezienie dzieci do szkoły, trening itd. Teraz nie mogę się w tym wszystkim połapać. Dziś jestem tu, jutro muszę być znowu gdzie indziej, a pojutrze jeszcze w innym miejscu – różne miasta, różne kraje. Teraz dodatkowo promujemy razem z Vision One moją markę sportową Move Dudek Collection. Fajnie jest znaleźć się w jednym teamie z Otylią i Sebastianem Świderskim.
Zakończył już pan karierę piłkarską, ale nadal trzyma formę, nie widać u pana brzuszka, co robić aby po zakończeniu wyczynowego sportu nie przybrać na wadze?
- Kupować rozmiar większe ubrania – wtedy nie widać brzuszka (śmiech). A tak na poważnie, to nadal dużo się ruszam, dwa razy w tygodniu chodzę na rowery. Na pewno nie jest łatwe utrzymanie formy, bo przez 20 lat ciężko trenowałem niemal każdego dnia, a teraz nie muszę tego robić, ale staram się jak mogę by pozostać w dobrej kondycji.
A jakie potrawy pomagają Jerzemu Dudkowi ją utrzymać? I czy są gotowane samodzielnie?
- Czasem zdarza mi się gotować, ostatnio z Magdą Gessler przyrządzaliśmy paellę valenciana i wyszła pyszna. Ogólnie polubiłem hiszpańską kuchnię.
A co jeszcze hiszpańskiego poleciłby pan Polakom?
- Hiszpańskie kino, bo mają znakomitych reżyserów i świetnych aktorów, o których może czasem nie mówi się tak głośno w mediach, jak o amerykańskich gwiazdach. Do tego książki, szczególnie fantastykę.
Rozmawiali Mateusz Cieślicki i Krzysztof Żołądek.
fot. Patryk Ptak
Wasze komentarze