Upadek Podbeskidzia w Kielcach. „Stadion to nie teatr”
Zmęczeni, ale i szczęśliwi – tak właśnie czują się piłkarze Korony po spotkaniu z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Nic dziwnego, „złocisto-krwiści” przed własną publicznością pokonali rewelację rozgrywek 2:0! – Przy takim wyniku człowiek nie patrzy na brak sił. Jest ogromna radość, bo nasza forma idzie do góry – mówi Kamil Kuzera.
„Idzie, idzie Podbeskidzie” skandują kibice z Bielska-Białej. I rzeczywiście, nie licząc słabego początku w T-Mobile Ekstraklasie, podopieczni Roberta Kasperczyka w tym sezonie mogą poszczycić się bardzo dobrymi wynikami, których zwieńczeniem są chociażby zwycięstwa z Legią Warszawa, czy Wisłą Kraków. Ostatnia passa „Górali” to cztery wygrane bez straty gola. – W Kielcach ten slang gości trochę upadł, bo Podbeskidzie tutaj nie doszło – zauważa Kamil Kuzera.
– W pełni kontrolowaliśmy bieg tego spotkania i wygraliśmy zasłużenie. Mieliśmy także sytuacje ku temu, by ten wynik poprawić. Ostatecznie, po szybkim zdobyciu dwóch goli, w drugiej połowie stanęliśmy z tyłu i prowadziliśmy grę, a sytuacje i tak były – dodaje kapitan kieleckiego zespołu.
Jednym z bohaterów piątkowego starcia jest Jacek Kiełb, który efektownym strzałem z piętki umieścił piłkę w bramce Podbeskidzia. Jak smakuje taki gol? – Bardzo dobrze! – mówi zadowolony „Ryba”. – Ta bramka jest dla mojego taty, który pojawił się na stadionie w Kielcach. To moje pierwsze trafienie, kiedy tata był na trybunach. Naprawdę rzadko jeździ na mecze Korony, ale teraz chyba zacznie to robić częściej.
– Pochwały należą się również dla całego sztabu szkoleniowego, który bardzo dobrze rozpracował przeciwników. To ich trzeba pytać o szczegóły, my tylko zrobiliśmy, co nam kazali i to poskutkowało. Mogę tylko powiedzieć, że takie zwycięstwa – szczególnie to z Wisłą – jednoczą zawodników. W szatni jesteśmy rodziną – kwituje zawodnik wypożyczony z Lecha Poznań.
Kielczanie łącznie zdobyli już trzydzieści cztery punkty, dzięki czemu prawdopodobnie już teraz zapewnili sobie utrzymanie. Ale jak zapewnia Aleksandar Vuković, trzeba walczyć dalej. – Pracujemy bardzo sumiennie i wkładamy w to dużo serca. Niezależnie od ilości posiadanych „oczek”, zawsze jest ciśnienie i presja, bo przecież nikt nie chce przegrywać. Mamy się z czego cieszyć po tej wygranej z Podbeskidziem, ale jeszcze nie pokazaliśmy wszystkiego i to jest dobry prognostyk przez kolejnymi spotkaniami. Przy lepszej grze będzie łatwiej o kolejne zwycięstwo – stwierdza.
W piątek na „Arenie Kielc” pojawiło się ponad sześć tysięcy kibiców, czyli od dwa tysiące więcej niż przy okazji meczu z Jagiellonią Białystok. Tym razem publiczność zgromadzona na stadionie przy ulicy Ściegiennego dopingowała Koronę znacznie bardziej żywiołowo, niż to miało miejsce ostatnio, ale w dalszym ciągu brakuje najwierniejszych kibiców ekipy „żółto-czerwonych”. – Tym razem było głośniej na naszym stadionie, bo wszyscy zdali sobie sprawę, że potrzebujemy tego, czego zabrakło z oczywistych powodów – mam tu na myśli najbardziej zagorzałych kibiców. Doceniono naszą walkę i zaangażowanie. Chcemy im za to podziękować i mam nadzieję, że będzie ich na naszych spotkaniach jak najwięcej – mówi „Vuko”.
– Szkoda tylko, że nie było kompletu widzów, ale oni na pewno widzieli nas w telewizji. Wiemy co się dzieje. Jest to chore. Wypowiadałem się już w tej kwestii, ale popieramy ich z całego serca – dodaje Kiełb.
Zawodnicy Korony zarówno na przedmeczowej rozgrzewce, jak i po ostatnim gwizdku sędziego, na boisku pojawili się w białych koszulkach z napisami: „Stadion to nie teatr”, oraz „Jesteśmy z Wami”. – Chcemy ich wesprzeć w – moim zdaniem – słusznej walce. Wyszliśmy z takimi hasłami i to podtrzymuję. Są miejsca, gdzie panowie policjanci są przydatni dla całego narodu polskiego, ale niech pozwolą ludziom – którzy są pod presją, jak przeżyć następny dzień – przychodzić na stadion, wyżywać się na Vukoviciu i innych biegających po boisku aktorach. Nie o to chodzi, by zabraniać im okazywać emocje.
Fot. Paula Duda, Adrian Duda, Oskar Patek
Wasze komentarze
W świetle obecnego prawa (przygotowanego pod Euro2012) policja może wparować na stadion kiedy chce i gdzie chce. Nie muszą obecnie czekać na pozwolenie od klubu.
Teraz niestety nie jest...
Dawniej nikt się nie obawiał,że coś mu się stanie...reakcje kibiców są takie same na całym świecie...każdy kto kocha ten sport często nie zgadzając się z decyzją sędziego daje upust swoim emocją...to przecież oczywiste !
czy sytuacja w której kluby nie przepadają za sobą...zdarzają się bluzgi...
Tak było jest i będzie...bez tego nie ma sensu iść na mecz...jak mam siedzieć i pilnować się...żeby przypadkiem czegoś nie powiedzieć np: na sędziego to wolę zostać w domu z TV i napić się z kumplami piwka...pomarudzić i czuć się swobodnie...
Jeżeli zależało by mi na wysokiej kulturze w sobotni wieczór to zawsze mogę iść do filharmonii...
Teraz nie jest bezpiecznie...nie wiesz kto siedzi obok i czy przypadkiem nie wyjedziesz radiowozem za nazwanie sędziego wUJEM ...
I 48 godzin w areszcie...i grzywna i zakaz...
Problemy w pracy i w rodzinie...po co mi to ?
Widać, że nigdy nie byłeś na meczu...